Puchar Stanleya dla Los Angeles Kings!
Zwycięstwo przypieczętowane. „Królowie” po raz pierwszy w 45-letniej historii klubu sięgnęli po Puchar Lorda Stanleya. W szóstym finale Kings wysoko pokonali w Staples Center New Jersey Devils (6:1) i w ostatecznym rozrachunku wygrali serię 4:2.
Po rocznej przerwie najcenniejsze hokejowe trofeum ponownie wędruje na zachód. „Królowie” swoim zwycięstwem z pewnością wpisali się złotymi zgłoskami w historię ligi NHL – Los Angeles jako pierwsza drużyna rozstawiona z ostatniego, ósmego miejsca wygrała Puchar Stanleya, przegrywając przy tym zaledwie cztery razy. Przed rozpoczęciem play-off nie stawiał na nich nikt. Eksperci ligi w finale widzieli głównie drużyny z Vancouver i Pittsburgha, lecz już w pierwszej rundzie, kiedy to Kings wyeliminowali w pięciu meczach Cunucks, wiadomo było, że drużyna z zachodniego wybrzeża USA będzie czarnym koniem rozgrywek.
Wczorajsze spotkanie rozstrzygnęło się praktycznie w drugiej połowie pierwszej tercji spotkania. „Królowie” w przeciągu niespełna pięciu minut trzykrotnie zdołali pokonać Brodeura. Wszystkie trzy bramki padły podczas gdy pięciominutową karę odsiadywał Sykora w zastępstwie za Berniera, który za faul na zawodniku gospodarzy otrzymał karę meczu. Jak później się okazało faul Berniera kosztował New Jersey, aż trzy stracone gole. Pierwszy do bramki „Diabłów” trafił kapitan Kings – Dustin Brown. W 13. minucie było już 2:0 po bramce Cartera, a dwie minuty później na 3:0 podwyższył Lewis.
„Diabły” chcąc odwrócić losy spotkania musiały od drugiej tercji pozbierać siły i zacząć w końcu atakować bramkę Quicka, który w pierwszej tercji interweniował tylko czterokrotnie. Zamiast tego, na początku drugiej tercji Kings zdobyli kolejną bramkę. Brown podał spod bandy do nadjeżdżającego na środek Cartera, który ładnym strzałem z nadgarstka wpakował krążek do siatki gości. Devils z minuty na minutę zdawali sobie sprawę z tego, że zwycięstwo staje się coraz bardziej nierealne. W dodatku niemal każdy strzał drużyny z Newark był pewnie wyłapywany przez świetnie spisującego się Quicka. W 39. minucie „Diabły” w końcu zdołały zdobyć pierwszą bramkę. Henrique po zamieszaniu pod bramką gospodarzy zdołał wpakować gumę do siatki.
Bramka Henrique na niewiele się zdała. Gospodarze w trzeciej tercji nie dali sobie wyrwać zwycięstwa, stawiając głównie na grę defensywną. Cztery minuty przed końcem regulaminowego czasu gry New Jersey grając bez bramkarza postawiło wszystko na jedną kartę, lecz na nie wiele się to zdało. Piątą bramkę strzałem do pustej bramki zdobył Lewis i już nic nie było w stanie odebrać upragnionego zwycięstwa „Królom”. Wynik spotkania ustalił jeszcze Green, który strzałem spod niebieskiej zmusił Brodeura do kolejnej kapitulacji.
MVP rozgrywek play-off w postaci trofeum Conna Smythe’a zdobył Jonathan Quick. Nikt nie miał wątpliwości, że to właśnie jemu należała się nagroda najlepszego zawodnika w rozrywkach play-off. Quick poprowadził Kings do finału, jego kapitalne interwencje skutecznie unicestwiały ataki Vancouver, St. Louis, Phoenix czy New Jersey. Conn Smythe Trophy po raz drugi z rzędu powędrowało do goalkipera. W zeszłym roku MVP play-off zdobył Tim Thomas, który podobnie jak Quick, poprowadził Boston Bruins do zdobycia Pucharu Stanleya.
W Newark po wczorajszym meczu z pewnością można odczuć gorycz porażki. „Diabły”, które i tak mogą zaliczyć sezon 2011/2012 do udanych liczyły jednak na coś więcej. Szczególnie Martin Brodeur, który być może nie będzie miał już szansy zagrać w finale rozgrywek o Puchar Stanleya. W tegorocznych play-off’ach po prostu nikt nie był w stanie zatrzymać Kings. Devils i tak byli pierwszą drużyną, która dwukrotnie pokonała Los Angeles. New Jersey z pewnością żałuje dwóch pierwszych porażek po dogrywce na własnym lodzie. Gdyby udało się wygrać chociaż jeden z pierwszych meczów to rywalizacja z pewnością wyglądałaby zupełnie inaczej.
Po meczu powiedzieli:
Drew Doughty (Los Angeles Kings): Każdy z nas pracował na ten sukces bardzo ciężko w tym sezonie. Zasłużyliśmy na to. Byliśmy dobrze zgrani, czuliśmy między sobą pewną chemię i po prostu zawędrowaliśmy tak daleko.
Dustin Brown (Los Angeles Kings): Nigdy nie wiadomo co mogło się dzisiaj wydarzyć. Każdy mecz rządzi się swoimi prawami. Uspokoiliśmy się po stracie dwóch meczy. To miasto czekało bardzo długo na ten sukces. Każdy marzy o zdobyciu Pucharu Stanleya, i wiecie co? Jestem dumny z tego, że jestem pierwszym „Królem”, który tego dokonał.
Jonathan Quick (Los Angeles Kings): Nigdy nie straciliśmy wiary. Musieliśmy się wziąć w garść po dwóch porażkach, mówiliśmy: ‘Hej, nadal musimy wygrać jedno spotkanie, aby zdobyć mistrzostwo’. Mieliśmy na to jeszcze dwie szanse. W końcu udało się wygrać w domu.
Zach Parise (New Jersey Devils): Popełnialiśmy zbyt dużo błędów i wpadliśmy w głęboką „dziurę”. Trudno, naprawdę wierzyłem w to, że byliśmy w stanie doprowadzić do siódmego meczu. Zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy, ale niestety nie udało się.
Steve Bernier (New Jersey Devils): Chciałbym cofnąć czas i nie popełnić tego samego błędu. Nie chciałem skrzywdzić mojego zespołu. Chciałem im pomóc. Jest to niezwykle trudne. To były dla nas długie play-offy. Przegraliśmy, teraz nie możemy już nic zrobić.
Los Angeles Kings – New Jersey Devils 6:1 (3:0;1:1;2:0)
1-0 - Brown (Doughty, Richards) PPG 11:03
2-0 - Carter (Brown, Richards) PPG 12:45
3-0 - Lewis (King, Doughty) PPG 15:01
4-0 - Carter (Brown, Kopitar) 21:30
4-1 - Henrique (Sykora, Ponikarovsky) 38:45
5-1 - Lewis (King, Stoll) 56:15
6-1 - Greene 56:30
Kary: 6 – 37 min + kara meczu dla Berniera.
Strzały: 25 – 18.
Stan rywalizacji: 4-1 dla Los Angeles
Komentarze