NHL: Premiere w Berlinie
Znów najlepsza liga hokejowa świata wróciła do Europy. NHL Premiere to jedyna okazja, by w stosunkowo bliskiej odległości od naszych granic, pooglądać mecz na najwyższym poziomie. Wybrałem się do stolicy Niemiec by na własne oczy zobaczyć potyczkę Buffalo Sabres z Los Angeles Kings.
Początek wizyty Berlina był zaskakujący, ponieważ nigdzie (sic!) w centrum miasta nie było żadnych informacji o meczu. Nawet musiałem sprawdzić, czy przez pomyłkę nie pomyliłem daty. Pierwsze objawy bliskiego sportowego święta były odczuwalne dopiero na stacji metra w okolicach lodowiska, gdy zaczęli się pojawiać fani w koszulkach rodem z NHL.
Berlińska O2 World Arena należy do najnowocześniejszych hal sportowych w Europie, gdzie 14300 widzów może w komfortowych warunkach delektować się hokejowymi zmaganiami. Wielu bywalców lodowisk w Polsce pewnie zdziwi fakt, że w nowoczesnych obiektach nie trzeba siedzieć w kurtce, rękawiczkach i szaliku, ponieważ hala jest ogrzewana i niema przeraźliwego chłodu. W sobotę miłośnicy pamiątek przeprowadzili prawdziwy szturm na oficjalne gadżety, co spowodowało, że już po pierwszej tercji w sklepikach pozostały tylko programy zawodów i ubranka w dziecięcych rozmiarach.
Publiczność w większości była bezstronna, wielu kibiców paradowało w koszulkach różnych klubów NHL, jak i ligi niemieckiej, nagradzając brawami zagrania obu teamów. Większy doping był po stronie Buffalo, co było spowodowane posiadaniem w składzie Christiana Ehrhoffa (Niemcy) i Thomasa Vanka (Austria).
Sam mecz mógł się podobać, w końcu po stronie Kalifornijczyków wystąpiło aż trzech złotych medalistów olimpijskich (Gagne, Doughty, Richards). Pierwsza tercja to zdecydowana przewaga Królów i wydawało się, że po bezbramkowej pierwszej tercji znów zaatakują i strzelą zasłużonego gola. A tu niespodzianka, to Sabres zagrali zupełnie inaczej, lepiej, szybciej, czym totalnie zaskoczyli rywali. Szybko strzelone 3 gole „ustawiły” spotkanie, które nadal było interesujące, natomiast bramki Anze Kapitara były fenomenalne. Wynik 4-2 dla Buffalo zadowolił większość publiczności.
Wychodząc z hali (opuszczenie obiektu zajęło kibicom dosłownie kilka minut) byłem pod wrażeniem sportowego spektaklu, jakiego byłem świadkiem, co zapewnili wirtuozi hokeja, pełny obiekt, kulturalna publika i gole pozostające na długo w pamięci. Następna okazja na pooglądanie hokejowego Olimpu pewnie dopiero za rok, pewnie znów w Berlinie, bo jest to miejsce stworzone do tego typu imprez. Szkoda tylko, że NHL znów ominie nasz kraj, bo widziałem kilku fanów z Polski. Może warto powalczyć, by za kilka lat przeprowadzić choć sparing klubu NHL z np. reprezentacją narodową w nowej hali w Gdańsku. Na pewno będzie to dla widzów niesamowite wrażenie i nietuzinkowa popularyzacja naszej ukochanej dyscypliny
Z hokejowym pozdrowieniem
Sobiesław Pichurski
Komentarze