Canucks o dwa zwycięstwa od pucharu (VIDEO)
Jedna z najszybszych dogrywek w historii finału NHL rozstrzygnęła drugi mecz tegorocznej rywalizacji o Puchar Stanleya. Przed pokonaniem 4 tysięcy kilometrów na południowy wschód Vancouver Canucks są już tylko o dwa zwycięstwa od pierwszego pucharu w swojej historii.
3 dni po tym, jak Raffi Torres przesądził o zwycięstwie Canucks na 19 sekund przed końcem meczu nr 1, który wydawał się nieuchronnie zmierzać do dogrywki, wczoraj w Rogers Arena rzeczywiście rozstrzygać musiał dodatkowy czas gry. Nie było go jednak dużo, bowiem już w 11. sekundzie zdecydowanie najlepszy na tafli Alexandre Burrows ośmieszył słabo wczoraj dysponowanego Zdeno Chárę i Tima Thomasa dając swojej drużynie zwycięstwo 3:2 w meczu numer 2 tegorocznego finału NHL i prowadzenie w serii finałowej 2-0. Tylko raz w historii finałów Pucharu Stanleya zdarzyło się, by dogrywka trwała krócej. W 1986 roku Brian Skrudland zdobył dla Montréal Canadiens gola w meczu numer 2 finału przeciwko Calgary Flames już w 9. sekundzie dodatkowego czasu gry.
Wczoraj Burrows wygrał pojedynek ze Zdeno Chárą, a objeżdżając bramkę skorzystał z błędu Tima Thomasa, który rzucił mu się pod nogi i nie mógł zdążyć do lewego słupka, nim napastnik Canucks umieścił krążek w bramce. Skrzydłowy gospodarzy w decydującej akcji pokazał znacznie więcej determinacji, niż Chára, który nie był w stanie zablokować jego strzału, mimo że jest o przeszło 20 centymetrów wyższy i ma znacznie dłuższy zasięg ramion. Alexandre Burrows, o którym między pierwszym a drugim meczem finału mówiło się głównie źle po tym, jak ugryzł w meczu numer 1 Patrice'a Bergerona wczoraj zasłużył, by trafić na czołówki artykułów tylko z dobrych powodów.
To on w 13. minucie podczas gry w przewadze otworzył wynik spotkania, a w trzeciej tercji, gdy Bruins prowadzili 2:1 pokazał swoje telepatyczne porozumienie z braćmi Sedinami, które pozwoliło kanadyjskim dziennikarzom nazwać go "trzecim bliźniakiem", asystując przy bramce wyrównującej zdobytej przez Daniela. Burrowsowi do zdobycia dwóch goli wystarczyły dwa celne strzały, a ponadto zapisał na swoim koncie 5 ataków ciałem. - Każdy, kto śledzi naszą druzyne wie, że on jest jej bardzo ważną częścią - mówił po spotkaniu trener Canucks, Alain Vigneault. - Alex gra w równych składach, przewagach i osłabieniach. W tym meczu znów pokazał się z dobrej strony w ważnych momentach.
Rzeczywiście, 30-latek, który nigdy nie był draftowany do NHL staje się specjalistą od ważnych goli. To on dał drużynie z Vancouver zwycięstwo nad Chicago Blackhawks strzelając obie bramki w meczu numer 7 pierwszej rundy play-offów, w tym decydującego gola w dogrywce. Nim gwiazdą wieczoru został wczoraj Burrows hala w Vancouver miała innego bohatera. Manny Malhotra 2,5 miesiąca po tym, jak został trafiony krążkiem w oko, co groziło nawet utratą wzroku, wrócił na taflę z pełną osłoną na twarz, choć miał nie grać do końca sezonu. Malhotra grał tylko niespełna 7,5 minuty, ale pomógł drużynie w swoim ulubionym elemencie, wygrywając 6 z 7 wznowień, w których uczestniczył. Trybuny przywitały go entuzjastycznie, bowiem wystarczyło spojrzeć na lewe oko napastnika Canucks, by zdać sobie sprawę, że do pełni sił wiele mu brakuje.
O wczorajszym zwycięstwie Canucks zdecydował gol z dogrywki, ale pewnie nie byłoby go, gdyby nie napór gospodarzy z trzeciej tercji. Po tym, jak Bruins zdominowali drugą odsłonę i za sprawą urodzonych w Kolumbii Brytyjskiej Milana Lucica oraz Marka Recchiego, który został najstarszym zdobywcą gola w play-offach NHL wyszli na prowadzenie 2:1, to Canucks musieli odrabiać straty. W ciągu niespełna 270 sekund poprzedzających gola wyrównującego gospodarze wyprowadzili aż 14 strzałów, choć nie wszystkie z nich były celne. Zarówno Canucks, jak i Bruins, w przeciwieństwie do pierwszego meczu zdołali wykorzystać po jednej grze w przewadze, ale to nie te momenty decydowały o wyniku.
Znów decydowała gra 5 na 5, w której obie drużyny w sezonie zasadniczym były najlepsze w całej lidze i tak, jak w pierwszym spotkaniu to Canucks zaprezentowali się w niej lepiej. Do tego zawiodły dwie największe gwiazdy ekipy z Bostonu. Chára nie tylko przegrał z Burrowsem indywidualny pojedynek w dogrywce, ale także stracił krążek chwilę przed drugim golem Canucks i siedział na ławce kar, gdy gospodarze zdobywali pierwszego. Gracze z Vancouver przy drugim i trzecim trafieniu perfekcyjnie wykorzystali także fakt, że Tim Thomas lubi wychodzić z bramki szukając kontaktu z rywalem. - Myślę, że sami przegraliśmy ten mecz - powiedział wczoraj David Krejčí. - Oczywiście oni grali dobrze, ale mieliśmy zwycięstwo w naszych rękach i po prostu je oddaliśmy.
Zanim obie drużyny dziś rano miejscowego czasu wybiorą się ponad 4 tysiące kilometrów na południowy wschód do Bostonu, Bruins przegrywają już 0-2 i łatwo się domyślić, że statystyki nie wróżą im nic dobrego. "Niedźwiadki" raz w historii wygrały serię, w której zaczęły od takiego wyniku - zdarzyło się to w pierwszej rundzie tegorocznych play-offów przeciwko Montréal Canadiens. Canucks dwumeczowe prowadzenie roztrwonili także tylko raz, gdy w 2002 roku ulegli 2-4 Detroit Red Wings. W historii finałów NHL 4 z 46 drużyn zdołały się podnieść z wyniku 0-2 i zdobyć Puchar Stanleya, ale tylko 2 razy na 35 prób udało się to ekipom, które pierwsze dwa spotkania przegrały na wyjeździe. Jako ostatni przed dwoma laty dokonali tego Pittsburgh Penguins.
Vancouver Canucks - Boston Bruins 3:2 (1:0, 0:2, 1:0, 1:0)
1:0 Burrows - Higgins - Salo 12:12 PP
1:1 Lucic - Boychuk - Krejčí 29:00
1:2 Recchi - Chára - Bergeron 31:35 PP
2:2 D. Sedin - Burrows - Edler 49:37
3:2 Burrows - D. Sedin - Edler 60:11
Strzały: 33-30.
Minuty kar: 6-4.
Wznowienia: 21-24.
Ataki ciałem: 40-31.
Widzów: 18 860.
Zwycięski gol Alexandre'a Burrowsa
Komentarze