Czerwone Skrzydła jeszcze lecą. Bruins w finale
Detroit Red Wings przed meczem numer 4 półfinału Konferencji Zachodniej NHL z San Jose Sharks mieli nadzieję na odrobienie strat z wyniku 0-3. Na lodzie zrobili to ich rywale, ale Red Wings wciąż są w grze. Przynajmniej do niedzieli. Znamy już za to parę finału Konferencji Wschodniej.
Jak na razie rywalizacja Red Wings z Sharks toczy się w rytmie niemal identycznym, jak przed rokiem na tym samym etapie. Ale nie jest to dobra wiadomość dla drużyny z Detroit. "Rekiny" zaczęły od prowadzenia 3-0 w serii, by tak jak rok temu przegrać mecz numer 4. Wówczas jednak ekipa Todda McLellana zakończyła rywalizację w piątym spotkaniu. Wczoraj przez chwilę wydawało się nawet, że Red Wings znów w czwartym pojedynku rozniosą swoich rywali (rok temu było 7:1). Podopieczni Mike'a Babcocka rozegrali fantastyczną pierwszą tercję i w 19. minucie po dwóch golach niezniszczalnego Nicklasa Lidströma oraz trafieniu Todda Bertuzziego prowadzili już 3:0.
15 sekund po trzecim golu Logan Couture dość szczęśliwie zdobył jednak pierwszą bramkę dla Sharks, co - jak się okazało - rozpoczęło powrót drużyny z Kalifornii do gry. Bramki Dana Boyle'a i Dany'ego Heatleya pozwoliły wyrównać, a gdy mecz przy stanie 3:3 zbliżał się do końca trzeciej tercji zanosiło się na dogrywkę. Dotąd w takich sytuacjach lepsi byli Sharks, którzy wszystkie 7 zwycięstw w rywalizacji z Red Wings w tych i poprzednich play-offach odnieśli jednym golem. Tym razem jednak triumfowali gospodarze. Na niespełna półtorej minuty przed końcem trzeciej odsłony Darren Helm otrzymał świetne podanie od Patricka Eavesa i trafił do bramki spóźnionego Anttiego Niemiego rozstrzygając o losach meczu.
- Walczyliśmy o życie - powiedział po meczu strzelec zwycięskiego gola. - Mam nadzieję, że to zwycięstwo nas teraz poniesie. Jako zespół jesteśmy coraz silniejsi. Powiedzieliśmy sobie, że nie możemy pozwolić na to, by oni przerwali nasz sezon. Drużynie gospodarzy pomogli wczoraj nieco sędziowie, którzy nie zauważyli spalonego chwilę przed otwierającym wynik golem Bertuzziego. Doświadczony napastnik choć grał tylko przez 14 minut zdobył bramkę i raz asystował kończąc mecz z +2 w kategorii +/-, ale najlepszy na tafli był jeszcze starszy Lidström. Szwed jak przystało na kapitana poprowadził zespół do zwycięstwa strzelając 2 gole. Popularny "Lidas" oddał najwięcej w drużynie, 6 strzałów. Wśród gospodarzy dłużej od niego na lodzie przebywał jedynie Niklas Kronwall.
Lidström do 30 wyśrubował wczoraj swój rekord goli w przewadze strzelonych w play-offach przez obrońcę. W ogólnej klasyfikacji wszech czasów przed nim są już tylko Brett Hull, Mike Bossy, Wayne Gretzky i Dino Ciccarelli. Red Wings uniknęli drugiej w ostatnim 20-leciu porażki 0-4, ale wciąż przed nimi długa droga do odrobienia strat. Tylko 3 drużyny w historii NHL zdołały wygrać serię, w której przegrywały 0-3. Na 160 przypadków, w których drużyna przegrywająca po 4 meczach 1-3 grała piąty mecz na wyjeździe zaledwie 13-krotnie zespół taki awansował do kolejnej rundy. Jako ostatni sztuki tej dokonali w tym sezonie Tampa Bay Lightning wygrywając w pierwszej rundzie z Pittsburgh Penguins.
San Jose Sharks znów nie odnieśli pierwszego w swojej historii zwycięstwa do zera w play-offach, ale mimo porażki McLellan znalazł we wczorajszym meczu pozytywy. - Znaleźliśmy sposób, by wrócić do tego meczu, ale niestety tak jak w poprzednim spotkaniu na początku i jeszcze w drugiej tercji nogi nas nie niosły - komentował szkoleniowiec "Rekinów". - Oni byli dziś lepszym zespołem. Teraz wracamy do domu, musimy się pozbierać i zagrać lepiej następnym razem. Ten następny raz już w niedzielę w San Jose.
Detroit Red Wings - San Jose Sharks 4:3 (3:1, 0:1, 1:1)
1:0 Bertuzzi - Zetterberg - Cleary 06:22
2:0 Lidström - Cleary - Bertuzzi 11:09
3:0 Lidström - Zetterberg - Daciuk 18:01
3:1 Couture - Clowe 18:16
3:2 Boyle - Wellwood - Clowe 33:44
3:3 Heatley - Clowe - Couture 41:14
4:3 Helm - Eaves - Rafalski 58:33
Strzały: 40-28.
Minuty kar: 8-12.
Widzów: 20 066.
Stan rywalizacji: 1-3. Piąty mecz w niedzielę w San Jose.
Jeśli zemsta najlepiej smakuje na zimno hokej jest dla niej idealnym sportem. Boston Bruins dotkliwie zrewanżowali się drużynie Philadelphia Flyers za ubiegłoroczne upokorzenie i wyeliminowali zespół z "Miasta Braterskiej Miłości" z walki o Puchar Stanleya po zaledwie czterech spotkaniach. Przesądziło o tym wczorajsze pewne zwycięstwo 5:1. Podopieczni Claude'a Juliena w trzeciej tercji strzelili 4 gole, w tym dwa już do pustej bramki rywali. Milan Lucic zdobył swoje dwie pierwsze gole w tych play-offach, a trafili także Johnny Boychuk, Brad Marchand oraz Daniel Paille pozwalając Bruins zapomnieć o tym, że rok temu na tym samym etapie rozgrywek mimo prowadzenia z Flyers w serii 3-0 odpadli z gry.
Tym razem nie musiał nawet strzelać David Krejčí, który w trzech pierwszych meczach zawsze zdobywał zwycięskie gole. Wczorajszy mecz był jedynym w tej rywalizacji, w której trener "Lotników", Peter Laviolette nie zmienił bramkarza, bowiem grał jedynie Siergiej Bobrowski. I choć Generalny Menedżer Lightning Paul Holmgren nie chce tego przyznać jego decyzje w sprawie bramkarzy tak chwalone przed rokiem tym razem nie pomogły ekipie z Filadelfii. Żaden inny zespół nie korzystał w play-offach z trzech bramkarzy. W rywalizacji z Bruins grali już tylko Bobrowski i Brian Boucher, ale żaden nie dobił nawet do skuteczności 88 % obron. Konia z rzędem temu, kto odpowie kto był w tym sezonie pierwszym bramkarzem "Lotników".
Tymczasem po drugiej stronie tafli stał Tim Thomas, który w serii przeciw Flyers obronił 95,3 % strzałów i wpuszczał 1,65 gola na mecz. Również dzięki niemu Bruins po raz pierwszy od 1992 roku zagrają w finale konferencji NHL. Wówczas walcząc o prymat w Wales Conference gładko, 0-4 ulegli Pittsburgh Penguins. Tym razem zespół z Bostonu zmierzy się z Tampa Bay Lightning. W sezonie zasadniczym w czterech meczach trzykrotnie górą byli bostończycy. U siebie wygrali 8:1 i 2:1, na wyjeździe zwyciężyli 4:3 i przegrali 1:3. Nie wiadomo, czy do rywalizacji z Lightning przystąpi Patrice Bergeron, który wczoraj opuścił taflę po twardym ataku Claude'a Giroux.
Boston Bruins - Philadelphia Flyers 5:1 (1:0, 0:1, 4:0)
1:0 Lucic - Horton - Krejčí 12:02 PP
1:1 Versteeg - Richards 33:22
2:1 Boychuk - Ryder 42:42
3:1 Lucic - Horton 55:03
4:1 Marchand - Recchi - Peverley 58:04 EN
5:1 Paille - Campbell - Thornton 59:35 EN
Strzały: 27-23.
Minuty kar: 12-16.
Widzów: 17 565.
Stan rywalizacji: 4-0. Awans Boston Bruins.
Komentarze