Karne dla "Królów"
Pięć serii rzutów karnych było potrzebnych, by dać Los Angeles Kings w najciekawszym poniedziałkowym meczu NHL i pomóc ekipie z Kalifornii umocnić się na pozycji lidera w Dywizji Pacyfiku.
Przez długi czas nic nie zapowiadało takiego obrotu wydarzeń. Już w pierwszej tercji w odstępie niespełna dwóch minut przy niepewnej postawie Jonathana Quicka John Madden i Nick Schultz dali Wild dwubramkowe prowadzenie. Po raz kolejny jednak zespół z St. Paul wpakował się w problemy faulując i znów się to na nim zemściło. Jeszcze w pierwszej tercji Jarret Stoll zdobył gola kontaktowego podczas gry gości w przewadze, a w końcówce drugiej odsłony, gdy na ławce kar siedzieli Eric Nystrom i Mikko Koivu Anže Kopitar nie miał problemów z doprowadzeniem do remisu. Ten utrzymał się do końca dogrywki, a w rzutach karnych lepsi byli Kings. Ostatecznie zdecydował celny strzał Michala Handzuša połączony z wykonaną chwilę później po strzale Anttiego Miettinena paradą Quicka.
Decydujące dla Wild fragmenty meczu miały jednak miejsce wcześniej. Zespół, który w tym sezonie NHL zajmuje trzecie miejsce w lidze wśród najczęściej faulujących znów ściągnął na siebie kłopoty przez przewinienia. Gracze gospodarzy siadali w boksie kar siedmiokrotnie, a rywale skrzętnie to wykorzystali. Mało tego, drużyna z St. Paul dysponująca statystycznie najlepszą formacją do gry w przewadze w całej NHL tym razem sama zawiodła w takiej sytuacji, gdy w drugiej tercji Dustin Brown za atak na głowę Anttiego Miettinena zgodnie z nowymi przepisami NHL został odesłany do szatni. Zespół Todda Richardsa otrzymał jeszcze przy stanie 2:1 okazję do pięciominutowej gry w przewadze, ale jej nie wykorzystał.
- Tyle razy mówiliśmy o tym, że musimy się trzymać z daleka od ławki kar - komentował po spotkaniu John Madden. - Kiedy trzeba się bronić w osłabieniu tak często, to po pierwsze zawodnicy, którzy to robią się męczą, a po drugie ci, którzy siedzą na ławce "stygną". Kings wykorzystali dwie przewagi mimo, że jeden z ich kluczowych w takich sytuacjach graczy, Drew Doughty z powodu wstrząśnienia mózgu nie gra. Choć zwycięstwo po karnych nie pomoże "Królom", gdy liczba zwycięstw będzie musiała decydować o miejscu w tabeli, to jednak odrobienie wczoraj dwubramkowej straty i zdobycie punktów umacniających ekipę Terry'ego Murraya na prowadzeniu w dywizji było powodem do radości. - Odrobienie dwóch goli było dla nas dużym wyzwaniem, ale chłopcy zagrali świetny mecz - cieszył się Jonathan Quick.
Minnesota Wild - Los Angeles Kings 2:3 (2:1, 0:1, 0:0, 0:0, 0:1)
1:0 Madden - Stoner 05:42
2:0 Schultz - Koivu - Burns 07:42
2:1 Stoll - Johnson - Kopitar 18:37 PP
2:2 Kopitar - Johnson - Williams 39:42 PP2
2:3 Handzuš SO
Strzały: 22-34.
Minuty kar: 14-21.
Widzów: 17 094.
Columbus Blue Jackets pokonali 2:1 Philadelphia Flyers. 25-letni Kyle Wilson, który ostatnie lata spędzał głównie w AHL strzelił swojego pierwszego gola w najlepszej lidze świata, a drugą bramkę dla "Jackets" dołożył Derrick Brassard. Odpowiedział jedynie Ville Leino. Finaliści ubiegłego sezonu nie mogli strzelić więcej goli, bo świetnie w bramce rywali spisywał się wybrany pierwszą gwiazdą spotkania Mathieu Garon. Co ciekawe Blue Jackets, choć mają na koncie tyle samo meczów i zwycięstw, co najlepsi w całej lidze Nashville Predators zajmują w Dywizji Centralnej ostatnie miejsce. Flyers tylko dzięki słabej postawie New Jersey Devils nie są w Dywizji Atlantyckiej ostatni.
Zwycięstwo Montréal Canadiens nad Phoenix Coyotes dało drużynie z Quebecu prowadzenie w Dywizji Północno-wschodniej. Zwycięskiego gola w dogrywce strzelił Andriej Kascicyn, który wcześniej także raz asystował, również gola i asystę zaliczył Michael Cammalleri, a pierwszą bramkę strzelił ich kolega z jednego ataku, Tomáš Plekanec. Ostatecznie "Habs" wygrali 3:2, a dla Coyotes trafiali Kyle Turris i Derek Morris. 11 punktów daje Canadiens pierwsze miejsce w całej Konferencji Wschodniej. "Kojoty" dzięki zdobytemu punktowi uciekły z ostatniego miejsca w Dywizji Centralnej.
WYNIKI
TABELE
Komentarze