Pierwsza porażka "Czerwonych Skrzydeł"
Hokeiści Detroit Red Wings ponieśli pierwszą w tym sezonie NHL porażkę. Dwa punkty z Joe Louis Arena zdołał wywieźć zespół starych rywali "Czerwonych Skrzydeł", Colorado Avalanche.
Zdobyty w szóstej serii rzutów karnych przez Brandona Yipa gol dał gościom z Denver zwycięstwo 5:4. Wcześniej karnych nie wykorzystały takie gwiazdy jak Paweł Daciuk, Johan Franzén i Mike Modano, ale 25-letni mający chińskie korzenie napastnik wykonujący swojego drugiego karnego w NHL jako jedyny się nie pomylił. Co ciekawe w całym meczu ekipa Avalanche ani przez chwilę nie prowadziła, choć przez większą część spotkania miała przewagę. Dwa gole i asystę zaliczył David Jones, a gole dla gości strzelali także Ryan O'Reilly i Daniel Winnik. Dla Red Wings dwukrotnie trafił Franzén.
Choć podopieczni Mike'a Babcocka chwilami tworzyli akcje zapierające dech w piersiach i być może gdyby nie słabsza postawa Jimmy'ego Howarda w bramce odnieśliby zwycięstwo, to przejawiali mniejszą chęć wygrania niż rywale. Babcock był szczególnie niezadowolony z faktu, że jego podopieczni pracowali na tafli mniej niż Avalanche, którzy dzień wcześniej grali mecz w Filadelfii, a w międzyczasie zaliczyli jeszcze podróż. - Cały nasz występ był rozczarowujący. Nie graliśmy tak dobrze, jak powinniśmy - powiedział trener Red Wings po spotkaniu. - Nie pracowaliśmy tak ciężko jak oni, a do tego oni byli od nas szybsi i bardziej twardo walczyli o krążek.
Gospodarze przegrali, ale mimo to na wczesnym etapie sezonu z 5 punktami prowadzą w tabeli Konferencji Zachodniej. Avalanche z kolei wygrali drugie spotkanie i mają na koncie 4 "oczka". Po niezbyt dobrym występie Craiga Andersona w poniedziałkowym meczu z Philadelphia Flyers wczoraj miejsce w bramce zajął Peter Budaj. W serii rzutów karnych po strzałach Franzéna i Modano ratowała go poprzeczka. - Kilka razy miałem szczęście. Krążki czasem po odbiciu od poprzeczki spadają w dół, a czasem idą w górę - skomentował Słowak po meczu.
Detroit Red Wings - Colorado Avalanche 4:5 (1:1, 2:1, 1:2, 0:0, 0:1)
1:0 Franzén - Bertuzzi 02:34
1:1 Jones - Liles - Olver 16:56
2:1 Daciuk - Zetterberg - Lidström 22:50 PP
3:1 Franzén - Filppula - Bertuzzi 33:02
3:2 O'Reilly - Jones 39:11
3:3 Winnik - Foote 44:43
4:3 Eaves - Helm - Lidström 47:52 SH
4:4 Jones - Yip - Duchene 51:24
4:5 Yip SO
Strzały: 28-38.
Minuty kar: 13-7.
Widzów: 19 651.
W drugim wczorajszym meczu Los Angeles Kings pokonali 3:1 Atlanta Thrashers. Świetny mecz rozegrał Ryan Smyth, który sam strzelił dwa gole i podawał Jarretowi Stollowi, gdy ten zdobył kuriozalną bramkę, która przesądziła o zwycięstwie "Królów". Strzał Stolla odbił się od kija Rona Hainseya i wpadł do bramki obok zupełnie zaskoczonego Chrisa Masona. Sam strzelec asystował także przy jednym golu Smytha, a dwie asysty zaliczył wczoraj Justin Williams. Pierwszą gwiazdą spotkania wybrano jednak Jonathana Quicka, który skutecznie interweniował 31 razy.
WYNIKI
Komentarze