"Mały Joe" prowadzi Rekiny
Zawodnik o imieniu Joe miał jak zwykle prowadzić San Jose Sharks do zwycięstw. W obecnych play-offach tak rzeczywiście jest, tyle że nazwisko się nie zgadza.
Podczas gdy Joe Thornton wciąż czeka na swojego pierwszego gola w tych rozgrywkach posezonowych, a nawet pod względem liczby asyst nie jest sobą najważniejsze bramki zdobywa nazywany przez dziennikarzy "małym Joe" środkowy drugiego ataku Sharks, Joe Pavelski. Wczoraj znów to on dał "Rekinom" zwycięstwo 4:3 nad Detroit Red Wings w meczu otwierającym półfinał Konferencji Zachodniej. Amerykanin trafił dwukrotnie w przewadze i raz asystował. Z siedmioma bramkami przewodzi klasyfikacji strzelców fazy play-off wspólnie z Mikaelem Samuelssonem z Vancouver Canucks. Do tego zwykle są to bramki bardzo ważne, ponieważ popularny "Pavs" jako jedyny strzelił dotąd 3 gole dające zwycięstwo jego drużynie.
Wczoraj Pavelski otworzył wynik meczu w 10. minucie pokonując Jimmy'ego Howarda i rozpoczął okres 79 sekund w którym zespół Sharks strzelił trzy gole i ustawił sobie mecz. Druga bramka srebrnego medalisty Igrzysk Olimpijskich w Vancouver padła w 50. sekundzie trzeciej tercji podczas podwójnej przewagi gospodarzy. To trafienie pozwoliło odskoczyć na 4:2, bowiem wcześniej goście odrobili dwa gole. Bramki dla Sharks strzelili także Devin Setoguchi i Dany Heatley. O ile ten pierwszy grał znakomicie także przeciwko Colorado Avalanche, to drugi strzelił dopiero swojego pierwszego gola w tegorocznych play-offach. Heatley podczas pierwszej rundy borykał się z problemami zdrowotnymi, które zmusiły go do opuszczenia jednego ze spotkań, ale w pełni zdrowy znów może być groźny.
Wczoraj drużyna z San Jose miała inny problem zdrowotny. W ostatniej chwili ze składu wypadł także zawodzący jak na razie Patrick Marleau. Kanadyjczyk opuścił poranny rozjazd, ale pojawił się na rozgrzewce, jednak w meczu nie zagrał. Prawdopodobnie powodem jest grypa. Sharks wreszcie przerwali serię czterech porażek u siebie w meczach otwarcia serii, ale trener Todd McLellan wie, że przed jego zespołem jeszcze dużo pracy. - Świetnie, że prowadzimy 1-0, ale zostało jeszcze sześć meczów - mówi McLellan. -Zdajemy sobie z tego sprawę i czujemy, że możemy grać lepiej.Oni pewnie czują podobnie.To był dopiero mecz nr 1. Zawodnicy i trenerzy Red Wings nie mieli zbyt wiele czasu na przygotowanie się do rywalizacji, bowiem jeszcze we wtorek grali mecz nr 7 z Phoenix Coyotes w pierwszej rundzie.
O tym, jak szybko musieli dostosować się do kontrowersyjnego terminarza niech świadczy fakt, że klub złamał regulamin lotniska w San Jose lądując na nim w środę po północy, a do tego początkowo musieli zamieszkać w hotelu przy lotnisku. Wczoraj w końcówce brakowało gościom sił, by gonić rywali, a do tego Mike Babcock miał do sędziów i rywali pretensje o podwójne osłabienie w którym Red Wings stracili decydującego gola. Setoguchi najpierw zdaniem sędziów faulowany przez Johana Franzéna rozciął rywalowi kijem skórę na twarzy, a później miał według Babcocka "nurkować" przy faulu Valtteriego Filppuli. - Łatwo to ocenić po fakcie.Tak, było uderzanie, ale nie symuluj, żeby to podkoloryzować.Jesteś z zachodniej Kanady - nie rób tego- apelował po spotkaniu do Setoguchiego zdenerwowany Babcock.
San Jose Sharks - Detroit Red Wings 4:3 (3:1, 0:1, 1:1)
1:0 Pavelski - Boyle - Demers 09:05 PP
2:0 Heatley - Thornton - Demers 10:01
3:0 Setoguchi - Pavelski - Boyle 10:24
3:1 Cleary - Ericsson - Abdelkader 11:40
3:2 Franzén - Daciuk 24:45
4:2 Pavelski - Boyle - Heatley 40:50 PP2
4:3 Rafalski - Daciuk - Franzén 42:57
Strzały: 27-23.
Minuty kar: 14-16.
Widzów: 17 562.
Drugi mecz w niedzielę w San Jose.
Komentarze