Play-off NHL: Pierwsza bitwa dla Maple Leafs (WIDEO)
Od 60 lat Toronto Maple Leafs nie wyeliminowali Boston Bruins w play-offach NHL. Tej nocy w Bostonie "Klonowe Liście" zrobiły pierwszy krok w kierunku przerwania tej serii, na razie przejmując przewagę własnej tafli.
Po raz ostatni w rywalizacji tych dwóch drużyn z tzw. "Oryginalnej Szóstki" Maple Leafs byli górą w 1959 roku. Od tego czasu Bruins triumfowali pięciokrotnie, w tym dokładnie rok temu, także w pierwszej rundzie play-offów. Wtedy jednak drużyna z Bostonu rozpoczęła serię od dwóch zwycięstw u siebie, a wczoraj od razu straciła przewagę własnej tafli, ponosząc porażkę w TD Garden.
Zaczęło się jeszcze dobrze dla gospodarzy, bo w 10. minucie podczas gry w przewadze Patrice Bergeron dał im prowadzenie, ale na tym strzelanie ekipy Bruins tego wieczoru się skończyło. Za to do pracy w ofensywie wzięli się goście. Kluczowe gole strzelił Mitch Marner, który w ubiegłorocznej serii był najskuteczniejszym graczem drużyny Mike'a Babcocka. Wtedy jednak strzelił dwa gole we wszystkich siedmiu meczach, a teraz ma dwa już po pierwszym spotkaniu. W 17. minucie wczorajszego meczu doprowadził do remisu dobijając swój strzał odbity od słupka, a później dał drużynie prowadzenie z rzutu karnego.
W 23. minucie podczas gry w osłabieniu na linii niebieskiej otwierającej tercję obronną gości Marner odebrał krążek Jake'owi DeBruskowi i w kontrze został przez niego zahaczony z tyłu, więc sędziowie podyktowali karnego. Od 18 lat żaden gracz Maple Leafs nie wykorzystał karnego w play-offach. W poprzednim takim przypadku przeciwko sobie stanęły dwa legendarne nazwiska - Mats Sundin pokonał Dominika Haška. Tym razem Marner trafił do bramki Tuukki Raska. Przy okazji został dopiero piątym zawodnikiem w historii, który strzelił gola z karnego w play-offach, gdy jego drużyna grała w osłabieniu.
A później goście dorzucili jeszcze dwa gole. W końcówce drugiej tercji na 3:1 podwyższył William Nylander, który odkupił winy, bo to on siedział na ławce kar, gdy Bruins strzelali swojego gola. Szwedowi puściły wtedy nerwy i uderzył kijem Connora Cliftona, który chwilę wcześniej powalił go ostrym atakiem ciałem. A w przedostatniej minucie całego spotkania John Tavares trafił do opuszczonej już przez Raska bramki i ustalił wynik na 4:1. W odniesieniu zwycięstwa gościom znacząco pomogła także znakomita postawa w bramce Frederika Andersena. W sezonie zasadniczym było do jego gry wiele uzasadnionych uwag, ale tym razem obronił 37 strzałów i zaczął play-offy od zwycięstwa.
Tak jak cały jego zespół. A pierwsze mecze z Bruins od lat są prawdziwym przekleństwem "Klonowych Liści". Po raz ostatni serię z tym rywalem udało im się zacząć od zwycięstwa w 1949 roku. Wtedy po dwóch golach Harry'ego Watsona i jednym Maxa Bentleya drużyna z bezbłędnym w bramce Turkiem Brodą wygrała jeszcze w starej hali Boston Garden 3:0, później zwyciężyła w serii 4-1, a następnie sięgnęła po Puchar Stanleya. Od tego czasu Bruins wygrali z Maple Leafs siedem meczów numer 1. Ale i w ostatnich latach spotkania numer 1 były dla zespołu z Toronto wielkim problemem. Nie wygrał on w play-offach żadnego od 2003 roku.
Teraz zwycięstwo pozwoliło mu przejąć przewagę własnej tafli, ale Mitch Marner przestrzega przed zbyt dużą radością. - Oczywiście to nam daje dużą pewność siebie, zwłaszcza że graliśmy dobrze, ale w tej serii będzie już tylko coraz trudniej - powiedział po spotkaniu strzelec dwóch goli. Co ciekawe, Toronto Maple Leafs grali najwięcej wyjazdowych meczów numer 1 w historii nie tylko w NHL, ale w ogóle w trzech zawodowych ligach północnoamerykańskich, w których w taki sposób rozgrywa się play-offy. Ponieśli też w nich najwięcej porażek. Przegrywali 35 razy na 49 prób. Zespoły, które rozpoczynają serię od zwycięstwa na wyjeździe na tym etapie rozgrywek awansowały do kolejnej rundy rywalizacji 55 razy na 102 przypadki w historii NHL. Daje to procentowy wynik 53,9 %.
Strzelec jedynego gola dla Bruins Patrice Bergeron mówi, że zespół z Toronto niczym jego i jego kolegów nie zaskoczył. Obie ekipy znają się przecież nie tylko z ubiegłorocznej serii w play-offach, ale także z regularnych gier w sezonie zasadniczym, bo są w jednej dywizji atlantyckiej. - Nie zrobili niczego, czego byśmy nie oczekiwali. To jest drużyna, która ciężko pracuje i stwarza sobie szanse przez wrzucanie krążków na bramkę - mówi Bergeron. - My nie zadbaliśmy o obie linie niebieskie. Tam mieliśmy dużo strat, a taki rywal jak oni raczej to wykorzysta.
Drugi mecz odbędzie się w sobotę, także w Bostonie.
Boston Bruins - Toronto Maple Leafs 1:4 (1:1, 0:2, 0:1)
1:0 Bergeron - Marchand - Krug 09:31 (w przewadze)
1:1 Marner - Muzzin - Tavares 16:44
1:2 Marner 22:47 (rzut karny, w osłabieniu)
1:3 Nylander - Kadri - Marleau 38:25
1:4 Tavares 58:41 (pusta bramka)
Strzały: 38-33.
Minuty kar: 2-4.
Widzów: 17 565.
Washington Capitals rozpoczęli obronę Pucharu Stanleya od zwycięstwa w meczu numer 1 nad Carolina Hurricanes. "Stołeczni" bardzo szybko zapewnili sobie przewagę, bo już w pierwszej tercji strzelili rywalom trzy gole, a ostatecznie wygrali 4:2. Nicklas Bäckström do siatki trafił dwukrotnie, Aleksandr Owieczkin i Lars Eller po razie, a John Carlson asystował przy wszystkich trzech golach w pierwszej tercji, wyrównując rekord liczby asyst w jednej części meczu play-offów NHL. Bäckström osiągnął granicę 100 punktów w rozgrywkach o Puchar Stanleya i już jest ex aequo z Danielem Alfredssonem czwartym najskuteczniejszym Szwedem w ich historii. Liderem krajowej klasyfikacji wszech czasów jest w tej kategorii Nicklas Lidström, który zdobył w play-offach 183 punkty. Capitals, przeciwko drużynie strzelającej najczęściej w sezonie zasadniczym, oddali na bramkę tylko 18 uderzeń, ale wystarczyło im to do odniesienia zwycięstwa. Mowa tylko o strzałach celnych, bo np. sam Owieczkin w światło bramki trafił dwukrotnie, ale oprócz tego miał także aż siedem uderzeń spudłowanych. Gospodarze wykorzystali dwie z czterech przewag, a goście żadnej z trzech. Hurricanes rozegrali pierwszy mecz w play-offach od 26 maja 2009 roku, gdy w finale konferencji wschodniej ulegli Pittsburgh Penguins. Drugie spotkanie odbędzie się w sobotę, także w Waszyngtonie.
Washington Capitals - Carolina Hurricanes 4:2 (3:0, 0:0, 1:2)
1:0 Bäckström - Carlson - Orpik 09:58
2:0 Bäckström - Kuzniecow - Carlson 13:10 (w przewadze)
3:0 Owieczkin - Wilson - Carlson 18:05 (w przewadze)
3:1 Swiecznikow - Wallmark - Hamilton 45:07
3:2 Swiecznikow - Wallmark - Faulk 47:26
4:2 Eller 59:23 (pusta bramka)
Strzały: 18-29.
Minuty kar: 6-8.
Widzów: 18 506.
Udany początek play-offów zaliczył także najlepszy w sezonie zasadniczym w konferencji zachodniej zespół Calgary Flames. "Płomienie" pokonały w pierwszym spotkaniu Colorado Avalanche 4:0. Przynajmniej na razie nikt nie będzie się martwił o bramkarzy Flames, którzy są uważani za najsłabszy punkt drużyny. Wczoraj Mike Smith, który rozgrywał pierwszy mecz w play-offach od prawie siedmiu lat, obronił 26 strzałów i po raz czwarty w rozgrywkach o Puchar Stanleya zachował "czyste konto". A do tego zaliczył asystę przy ustalającym wynik golu Matthew Tkachuka. Ten ostatni zdobył swoje dwie pierwsze bramki w play-offach. Pierwszą uznano mu ostatecznie dopiero po analizie wideo, bo trener Avalanche Jared Bednar zgłosił "challenge", domagając się odgwizdania przeszkadzania bramkarzowi. W swoim debiucie w play-offach pięknego gola strzelił Andrew Mangiapane, który uderzał będąc już na kolanach. A do siatki trafił także Mikael Backlund. W pierwszej rundzie play-offów NHL zespół wygrywający pierwszy mecz u siebie awansuje do kolejnego etapu w 74 % przypadków. Drugi mecz obu drużyn odbędzie się w sobotę.
Calgary Flames - Colorado Avalanche 4:0 (0:0, 2:0, 2:0)
1:0 Mangiapane 34:25
2:0 Tkachuk - Giordano - Lindholm 38:58 (w przewadze)
3:0 Backlund - Bennett - Andersson 57:01 (w przewadze)
4:0 Tkachuk - Smith 57:15 (pusta bramka)
Strzały: 32-26.
Minuty kar: 10-12.
Widzów: 19 289.
Piękny gol Andrew Mangiapane
Komentarze