Play-offy NHL: Hokejowy maraton w Anaheim (WIDEO)
Po 117. emocjonujących minutach zakończyło się drugie starcie pomiędzy Anaheim Ducks i Chicago Blackhawks. Dopiero w trzeciej dogrywce zwycięstwo "Jastrzębiom" dał Marcus Krüger. Dla zespołu z "Wietrznego Miasta" był to najdłuższy mecz w historii klubu.
Podopieczni Joela Quenneville'a mają doświadczenie w rozgrywaniu potrójnych dogrywek. Jeszcze w tym roku, w pierwszej rundzie Hawks w taki sam sposób pokonali Nashville Predators. Wtedy to po ponad stu minutach gry prowadzenie 3-1 w serii dał ekipie z "Wietrznego Miasta" Brent Seabrook. Tym razem na rozstrzygnięcie musieliśmy czekać nieco dłużej.
Brak dyscypliny w pierwszych minutach mógł kosztować "Kaczory" sporo. Hokeiści z zachodniego wybrzeża w ciągu sześciu minut od początku spotkania dwukrotnie wylądowali na ławce kar i dwukrotnie za swoje przewinienia zapłacili wysoką cenę. Najpierw zaatakował Andrew Shaw. Kanadyjczyk pozostawiony przez obronę Ducks dobrze ustawił się przed Frederikiem Andersenem, zasłonił mu pole widzenia, po czym zmienił tor lotu krążka posłanego w stronę bramki przez Duncana Keitha. Już po chwili po faulu Claytona Stonera przyjezdni ponownie grali w przewadze liczebnej. Kalifornijczycy wygrali wznowienie we własnej strefie obronnej, ale Simon Després nie zdołał wybić gumy za niebieską linię. Brad Richards uderzył potężnie, krążek zahaczył jeszcze o Bryana Bickella i znalazł się za plecami Andersena. Zauważył to Marian Hossa, który starał się wepchnąć gumę za linię bramkową, przypadkiem właściwie ją wypchnął, ale krążek odbił się od bramkarza gospodarzy i trafił do siatki.
Po bardzo słabym początku meczu ze strony gospodarzy, hokeiści z zachodniego wybrzeża w końcu odpowiedzieli lepszą grą. W dziewiątej minucie cios zadała formacja, która w pierwszym półfinałowym starciu napsuła defensywie Hawks sporo krwi. Guma posłana w światło bramki przez Nate'a Thompsona odbiła się od łyżwy Andrewa Cogliano, następnie zahaczyła o nogę Bryana Bickella i jakoś znalazł drogę do siatki.
Po przerwie Ducks całkowicie zdominowali rywali. Podopieczni Bruce'a Boudreau rozstrzelali przeciwników, grali mocno na bandach i nie pozwalali przyjezdnym na zbyt wiele w ofensywie. Pod koniec drugiej tercji doczekaliśmy się "przebudzenia" lidera punktowego Ducks - Coreya Perry'ego. 30-latek dobrze ustawił się przed Coreyem Crawfordem, doczekał się podania od Ryana Getzlafa i wykorzystał swoją szansę. Remis, do którego doprowadził utrzymywał się przez kolejne osiemdziesiąt minut.
Sytuacji podbramkowych jednak nie brakowało. Na początku trzeciej tercji hokeiści z "Wietrznego Miasta" grali z dwoma zawodnikami więcej na lodowisku, ale gospodarze świetnie bronili dostępu do swojej bramki. Już w doliczonym czasie gry Kalifornijczycy mieli dogodną okazję na zakończenie widowiska, kiedy Crawford popełnił błąd za własną bramką próbując wybić krążek, ale lampka i tak się nie zapaliła. Frustracja Ducks narastała za każdym razem, kiedy ktoś z kalifornijskiej ekipy obijał konstrukcję bramki, a zdarzało się to nie raz.
W drugiej dogrywce, podczas gdy "Jastrzębie" grały w przewadze liczebnej padła niekonwencjonalna bramka, której sędziowie nie mogli jednak zaliczyć. Po strzale Patricka Kane'a krążek znalazł się w powietrzu i Shaw skoczył do niego niczym rasowy piłkarz. Po "główce" Kanadyjczyka guma znalazła się za plecami Andersena. Przyjezdni wyjechali na lód i rozpoczęli celebrację, ale szybko musieli wracać na ławkę, trafienie było bowiem niezgodne z regułami gry.
Marcus Krüger remis przełamał dopiero w 117. minucie. 24-letni Szwed znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Podopieczni Joela Quenneville rozgrywali krążek po obwodzie, Brent Seabrook w końcu zdecydował się na strzał. Krążek po kontakcie z młodym napastnikiem znalazł drogę do bramki i tym samym doczekaliśmy się końca tego hokejowego maratonu.
Był to najdłuższy mecz w historii organizacji z "Wietrznego Miasta", drugi pod względem długości dla ich przeciwników. Dzięki wygranej Hawks wracają do Illinois przy stanie 1-1 szczęśliwi i zmęczeni. Z pewnością wczorajsze spotkanie odczuwać jeszcze przez jakiś czas będzie czterech defensorów "Jastrzębi". Szkoleniowiec zespołu z Chicago prawie nie grał ostatnią parą obrońców, w związku z czym Keith, Sebarook, Niklas Hjalmarsson oraz Johnny Oduya na lodowisku spędzili ponad 46. minut.
Anaheim Ducks - Chicago Blackhawks 2:3 (1:2, 1:0, 0:0, 0:0, 0:0, 0:1)
0:1 Shaw - Keith - Toews 2:14 (w przewadze)
0:2 Hossa - Bickell - Richards 6:19 (w przewadze)
1:2 Cogliano - Thompson - Fowler 9:14
2:2 Perry - Getzlaf - Vatanen 37:30
2:3 Krüger - Seabrook - Oduya 116:12
Minuty kar: 10-10
Strzały na bramkę: 62-56
Widzów: 17,234
Stan serii: 1-1
Komentarze