Play-offy NHL: Rangers w półfinałach (WIDEO)
Jeszcze tydzień temu wydawało się, że Washington Capitals mają serię z New York Rangers w garści. "Strażników" od eliminacji dzieliła już tylko jedna porażka. Nowojorczycy ponownie dokonali niemożliwego, wygrali trzy kolejne starcia z rzędu i zapewnili sobie awans do półfinałów rozgrywek o Puchar Stanleya.
Na nic zdały się wczoraj zapewnienia Aleksandra Owieczkina. Rosjanin robił, co tylko mógł, ale nie zdołał na spółkę z Bradenem Holtby'm wygrać tego meczu. Kapitan "Stołecznych" na lodzie spędził prawie dwadzieścia dwie minuty, w tym czasie zaliczył trzy bodiki, a na bramkę Henrika Lundqvista oddał sześć strzałów. Szwed skapitulował przy jednym z nich. W trzynastej minucie Marcus Johansson znalazł pędzącego na bramkę Owieczkina. 29-latek z Moskwy przymierzył w prawy górny róg, wystrzelił i po chwili guma zatrzepotała w siatce.
Jeszcze przed przerwą sytuację sam na sam wypracował sobie Rick Nash, ale w tym pojedynku to bramkarz Capitals był górą. Gol wisiał w powietrzu już od początku drugiej odsłony. Matt Green dwukrotnie powędrował na ławkę kar, dając rywalom cztery minuty gry w przewadze liczebnej. Najpierw groźny strzał w światło bramki oddał Nash, następnie słupek obił Derick Brassard. W końcu do wyrównania doprowadził Jimmy Hayes, który dostał idealne podanie od J.T. Millera. Ostatni raz debiutant grający w barwach Rangers trafiał w meczu numer siedem w 1939 roku, a był nim Muzz Patrick.
W drugiej tercji z tafli zjechał Dan Boyle, który nadział się na łokieć Brooksa Orpika i zespół z "Wielkiego Jabłka" musiał poradzić sobie bez jednego obrońcy. Pomimo wielu groźnych sytuacji po obu stronach lodowiska po sześćdziesięciu minutach gry na tablicy wyników wciąż widniał remis. Na początku dogrywki to podopieczni Barry'ego Trotza atakowali częściej i z większą zaciętością. Lundqvist był jednak skoncentrowany, wybronił osiem kolejnych strzałów, w tym potężne uderzenia Joela Warda, Jewgienija Kuzniecowa oraz Jaya Beagle'a.
Na decydującą akcję musieliśmy czekać dwanaście minut. Nowojorczycy wygrali wznowienie w strefie obronnej zespołu z Waszyngtonu. Guma znalazła się na niebieskiej linii skąd groźny strzał oddał Dan Girardi. Holtby wybronił uderzenie 31-letniego defensora, ale nie zdołał zareagować na dobitkę Dereka Stepana. Krążek przeleciał nad bezradnym bramkarzem i fani zgromadzeni w Madison Square Garden oszaleli.
- To była trudna seria - podsumował po meczu zdobywca decydującej bramki. - Było wiele zmian wyniku, pełno zwrotów akcji. Dzisiaj przez większość dogrywki to oni posiadali krążek, Lundqvist zaliczył kilka niesamowitych obron i mieliśmy okazję wykorzystać szczęśliwe odbicie.
W ciągu ostatnich siedmiu lat aż czterokrotnie do rozstrzygnięcia serii pomiędzy Caps i Rangers potrzebne było siódme spotkanie. "Blueshirts" wydają się w tego typu konfrontacji specjalistami, wczorajsza wygrana była szóstą z rzędu, trzecią nad zespołem ze stolicy Stanów Zjednoczonych. Każdą z nich świetnie pamięta "Król Henryk", który dzięki kolejnemu zwycięstwo w starciu numer siedem dołączył do elitarnego grona golkiperów, którzy wygrali sześć takich gier. Poza Lundqvistem dokonali tego tylko Patrick Roy i Martin Brodeur.
Ubiegłoroczni finaliści Pucharu Stanleya w kolejnej rundzie zmierzą się z Tampa Bay Lightning. Podczas sezonu zasadniczego podopieczni Alaina Vigneaulta nie zdołali pokonać "Błyskawic" choćby raz.
New York Rangers - Washington Capitals 2:1 (0:1, 1:0, 0:0, 1:0)
0:1 Owieczkin - Johansson - Bäckström 12:50
1:1 Hayes - Miller - McDonagh 26:22 (w przewadze)
2:1 Stepan - Girardi - Yandle 71:24
Minuty karne: 6-8
Strzały na bramkę: 39-36
Widzów: 18,006
Stan serii: 4-3
Komentarze