NHL: New Jersey nadal w grze
Nie będzie finałowego „sweepu”. New Jersey Devils w drugim meczu rozegranym w Staples Center odniosło swoje pierwsze zwycięstwo, pokonując Los Angeles Kings 3:1. Wszystko rozstrzygnęło się w trzeciej tercji, kiedy to padły wszystkie cztery bramki.
"Diabły" dla których każde spotkanie, począwszy od wczorajszego, jest meczem o wszystko nie miały nic do stracenia. Już od początku pierwszej tercji przyjezdni rzucili się do ataku, próbując w końcu przebić się przez świetnie spisującego się Quicka, ale golkiper Los Angeles ani myślał pogorszyć swoje statystyki. Zawodnicy New Jersey z niedowierzaniem spoglądali na Quicka, który dosłownie wyłapywał lub mroził wszystkie ich strzały. Pod koniec pierwszej tercji szczęście uśmiechnęło się do przyjezdnych. Brodeura cudem przed kapitulacją ratował słupek.
O ile pierwsza tercja była w miarę wyrównana, a nawet przeważali w niej zawodnicy z Newark, to druga odsłona toczyła się pod zdecydowane dyktando gospodarzy. "Diabły" w drugich dwudziestu minutach tylko trzykrotnie zmuszały Quicka do interwencji w swojej bramce. Zdecydowanie więcej pracy miał Brodeur, który interweniował siedmiokrotnie, w każdym przypadku bezbłędnie. Martin dwoił się i troił zwłaszcza w ostatnich minutach drugiej tercji, kiedy to wpierw wygrał pojedynek sam na sam z Gagne, a chwilę po tym po ogromnym zamieszaniu pod swoją bramką zdołał ostatecznie zamrozić gumę.
Trzecia tercja należała jednak już do "Diabłów", lecz wpierw na początku trzeciej odsłony kapitalną interwencją popisał się Brodeur. Kings ruszyli z dwójkową kontrą, Gagne wjechał do tercji gości i podał na drugą stronę Lewisa, który mając całkowicie czystą drogę do bramki nie zdołał pokonać golkipera Devils. W 48. minucie New Jersey zdobyło swoją upragnioną bramkę i otworzyło wynik spotkania. Zubrus podał zza bramki pod niebieską do Salvadora, ten oddał mocny strzał na bramkę Quicka, który goalkiper gospodarzy zdołał obronić, ale gumę do siatki dobił Eliasz i było 1:0. Radość Devils trwała zaledwie minutę. 60. sekund po bramce Eliasza gola na 1:1 (podczas gry w przewadze) zdobył Doughty, który popisał się pięknym strzałem spod linii niebieskiej. W 56. minucie szczęście ponownie uśmiechnęło się do gości. Clarkson podał do Henrique, który strzałem w prawy górny róg pokonał Quicka i było 2:1. Los Angeles nie zdołało już obrócić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Wynik spotkania, kilkanaście sekund przed końcem gry, ustalił strzałem na pustą bramkę Kovalchuk i "Diabły" mogły świętować swoje pierwsze finałowe zwycięstwo.
- Nigdy się nie poddajemy i zawsze wierzymy w siebie – powiedział po meczu Ilya Kovalchuk. – Miło jest jeszcze nie odejść na urlop. Mamy kolejny mecz do rozegrania. Zobaczymy co się wydarzy. Wszystko jest jeszcze możliwe – dodał.
- To zabawne. Marzymy jak małe dziecko o jeszcze jednym meczu. Wiemy, że powrót będzie dla nas bardzo ciężki, ale nie poddajemy się. Wiemy, że możemy to zrobić. Wiemy, że wspólnymi siłami możemy wygrać cztery kolejne mecze i zdobyć Puchar Stanleya – stwierdził Henrique.
"Królowie" z pewnością chcieli wczoraj zakończyć serię i świętować zdobyte trofeum przed własną publicznością. New Jersey udowodniło Los Angeles, że nie są drużyną nie do pokonania. Teraz Kings czeka z pewnością bardzo ciężki mecz w Newark.
- Nie mogliśmy zdobyć bramki – przyznał Kopitar. – Mieliśmy kilka szans, ale nie zdołaliśmy wykorzystać żadnej z nich. "Diabły" grały trochę bardziej desperacko niż my co, jak widać, opłaciło się. Postaramy się poprawić w piątym meczu – dodał.
Po wczorajszym zwycięstwie nastroje wśród kibiców i zawodników New Jersey z pewnością się poprawiły. Teraz rywalizacja wraca do Newark. Piąte spotkanie serii odbędzie się już w najbliższą sobotę o godzinie 20:00 czasu lokalnego (2:00 czasu polskiego).
- Myślę, że poprzednie trzy mecze przyszły Los Angeles zbyt łatwo. Dzisiaj w końcu nasza dobra została wynagrodzona. W piątym meczu damy z siebie wszystko – powiedział trener New Jersey Devils Peter DeBoer.
Los Angeles Kings – New Jersey Devils 1:3 (0:0;0:0;1:3)
0:1 – Eliasz (Salvador, Zubrus) 47:56
1:1 – Doughty (Richards, Kopitar) PPG 48:56
1:2 – Henrique (Clarkson, Ponikarovsky) 55:29
1:3 – Kavalchuk (Greene, Salvador) 59:40
Kary: 6 – 8 min.
Strzały: 22 – 24.
Stan serii: 3:1 dla Los Angeles
Komentarze