"Królowie" zatrzymali lidera
Dla Los Angeles Kings pod wodzą Darryla Suttera na strzelanie większej liczby goli pora nie przyjdzie może nigdy, ale efekt "nowej miotły" działa w LA na tyle dobrze, że wczoraj nie znalazł na niego sposobu najlepszy zespół w NHL.
Sutter, gdy przed nieco ponad tygodniem obejmował drużynę Kings mówił, że NHL jest "ligą 3-2", a więc taką, w której trzeba umieć wygrywać wyrównane mecze przy małej liczbie strzelanych goli. W pewnym sensie trafił idealnie, bo od zespołu, który teraz prowadzi nikt w Konferencji Zachodniej NHL nie strzela rzadziej. Jego zadaniem jest, by sprawić, że Kings będą wreszcie odnosili zwycięstwa i na razie idzie nieźle. Wczoraj w Chicago bramek nie było wiele, ale Kings pokonali prowadzących w ligowej tabeli Blackhawks 2:0. To pierwsza z czterech gier pod wodzą Suttera, która nie kończyła się różnicą jednego gola. Najważniejsze jednak, że z 8 możliwych do zdobycia punktów zespół po zatrudnieniu nowego szkoleniowca wywalczył 7.
W United Center goście z Los Angeles potrafili strzelać brzydkie gole, na które trzeba ciężko zapracować. W 33. minucie w podbramkowym zamieszaniu najsprytniejszy okazał się Trent Hunter, który pokonał Coreya Crawforda, a wynik ustalił na początku trzeciej tercji Jarret Stoll. "Królowie" mogli wygrać wyżej, gdyby Mike Richards wykorzystał rzut karny podyktowany za faul Jonathana Toewsa w sytuacji "sam na sam". Być może 3:0 byłoby jednak dla ich trenera zbyt wysoko. Kings wygrali z Blackhawks w regulaminowym czasie gry po raz pierwszy od 11 spotkań, choc wczorajsze spotkanie wcale nie było typową grą na 2:0.
Obie drużyny poszły raczej na wymianę ciosów, tyle że znakomicie bronili bramkarze. Crawford interweniował skutecznie 36 razy, ale jeszcze lepszy był w bramce gości Jonathan Quick. 38 obron dało mu piąty "shutout" w tym sezonie i prowadzenie w tej ligowej klasyfikacji. - Kiedy przyjeżdżasz do United Center zdajesz sobie sprawę, że prędzej czy później oni wywrą taką presję, że będą sobie stwarzać sytuacje. Mieliśmy szczęście, że przetrwaliśmy ten napór i wyjeżdżamy z dwoma punktami - mówił Quick skromnie po meczu. Aktualna sytuacja w wyrównanej, ale niezbyt silnej w tym sezonie Dywizji Pacyfiku sprawiła, że po ostatnich dobrych występach Kings awansowali na 3. miejsce i tylko punkt tracą do prowadzących San Jose Sharks.
Blackhawks z kolei mimo porażki utrzymali prowadzenie w tabeli całej ligi. W tym sezonie 50 punktów udało im się osiągnąć już po 36 meczach - dokładnie tak, jak przed dwoma laty, gdy kończyli rozgrywki z Pucharem Stanleya. Jako że ostatnio nie byli przyzwyczajeni do przegrywania z Los Angeles Kings, trener Joel Quenneville znalazł po meczu usprawiedliwienie w słabej jego zdaniem pracy sędziów. - Trudno było patrzeć na to sędziowanie - powiedział Quenneville po meczu. Zdanie to w swojej relacji ominęła oficjalna strona internetowa NHL. - Oba ich gole nie powinny zostać uznane. Ale my mieliśmy później swoje szanse. Niestety, nie da się wygrać meczu, w którym nie strzela się goli.
Chicago Blackhawks - Los Angeles Kings 0:2 (0:0, 0:1, 0:1)
0:1 Hunter - Clifford - Fraser 32:07
0:2 Stoll - Williams - Doughty 41:16
Strzały: 38-38.
Minuty kar: 8-8.
Widzów: 22 066.
New Jersey Devils pokonali Buffalo Sabres 3:1. Dwa razy na listę strzelców wpisał się Petr Sýkora, a raz Zach Parise. Martin Brodeur obronił 22 strzały i zaliczył asystę przy bramce Sýkory, a Patrik Eliáš asystował dwukrotnie. Sýkora strzelił już w tym sezonie 10 goli. W ubiegłym, grając dla H.C. Pilzno i Dynama Mińsk zdobył łącznie 13. Martin Brodeur z trzema asystami wspólnie z Craigiem Andersonem prowadzi w klasyfikacji najczęściej asystujących bramkarzy tego sezonu. W całej karierze w sezonach zasadniczych najlepszej ligi świata zdobył już 40 punktów za gola i 39 asyst. Rekordzista wszech czasów, Tom Barrasso uzyskał w NHL 48 "oczek".
New York Rangers zakończyli serię pięciu zwycięstw i stracili prowadzenie w Konferencji Wschodniej. Zespól Johna Tortorelli uległ 1:4 Washington Capitals. Gola, który decydował o zwycięstwie strzelił Troy Brouwer, a później Aleksandr Siomin dla bezpieczeństwa trafił dwukrotnie. Bramkę dla Capitals strzelił również Marcus Johansson. Ze swojej postawy mógł być zadowolony także Tomáš Vokoun. Czech obronił 31 strzałów długimi fragmentami przeważających gości. "Stołeczni" dzięki zwycięstwu awansowali na 10. miejsce w Konferencji Wschodniej. Do pozycji dającej awans do play-offów tracą jeden punkt.
Ósmy raz z rzędu przegrała drużyna Minnesota Wild. Tym razem 1:2 po rzutach karnych z Nashville Predators. Najlepszy na tafli był Pekka Rinne, który obronił 34 strzały z gry i rzut karny Mikko Koivu. Dla Predators po raz siódmy w tym sezonie trafił Jordin Tootoo, a karnego jako jedyny wykorzystał Colin Wilson. Był to jego pierwszy wykorzystany rzut karny w NHL. Bramkę dla Wild zdobył Dany Heatley.
Na fotel lidera Konferencji Wschodniej wrócili Boston Bruins. Szczęśliwy gol Dennisa Seidenberga z 58. sekundy dogrywki pozwolił im wygrać siódmy mecz z rzędu, tym razem z Phoenix Coyotes 2:1. Wcześniej bramkę dla mistrzów NHL zdobył David Krejčí, a wyrównał Ray Whitney. Zastępujący w bramce Bruins Tima Thomasa Tuukka Rask zakończył swoją najdłuższą w karierze passę bez straty gola na 170 minutach i 26 sekundach. Bruins tracą tylko punkt do prowadzących w lidze Chicago Blackhawks.
Coraz bliżej ligowego szczytu jest także ekipa Vancouver Canucks, która wczoraj pokonała liderów Dywizji Pacyfiku, San Jose Sharks 3:2. W drugim z rzędu meczu jej niespodziewanym bohaterem był Andrew Ebbett. Dwa dni po tym, jak 28-letni środkowy strzelił dwa gole Edmonton Oilers, tym razem trafił w dogrywce, dając swojej drużynie dodatkowy punkt. Na zdobycie swoich trzech poprzednich goli Ebbett musiał pracować 39 meczów. Wcześniejsze bramki Canucks zapewniły bardziej oczekiwane źródła - Ryan Kesler i Daniel Sedin, a Roberto Luongo obronił 33 strzały. Henrik Sedin asystował po raz 33. w sezonie i pewnie prowadzi w ligowej klasyfikacji.
WYNIKI
TABELE
Komentarze