Flyers znów potrzebują cudu
Wieczór, który rozpoczął się w filadelfijskiej hali Wells Fargo Center od okrzyków "U-S-A!" i w trakcie którego fani zmienili trzy skandowane litery kończył się zupełną ciszą. Philadelphia Flyers znów zakopali się w dole, z którego wyjść będzie im bardzo trudno, ale rok temu poradzili sobie nawet w gorszej sytuacji.
Tak, jak 24 godziny wcześniej podczas baseballowego spotkania Philadelphia Phillies z New York Mets, gdy na stadion dotarła informacja o zabiciu Osamy bin Ladena również wczoraj zapewne w części ta sama publiczność zabrała się do skandowania. Tuż po wykonaniu przez Lauren Hart w duecie z nieżyjącą legendarną Kate Smith tradycyjnie zastępującej w Filadelfii amerykański hymn pieśni "God Bless America" nikt nie mógł mieć wątpliwości w jakim kraju się znajduje. W trakcie meczu miejscowi kibice zmienili jednak trzy litery, które chcieli skandować. Niesieni dopingiem swojej bodaj najgorętszej w NHL, chwilami szowinistycznej publiczności Flyers już w 29. sekundzie otworzyli wynik meczu po strzale Jamesa van Riemsdyka. Nim minęła pierwsza minuta Tim Thomas wybił krążek poza taflę i gospodarze dostali okazję do gry w przewadze.
Nie wykorzystali jej, ale w 10. minucie, gdy na ławce kar siedział Gregory Campbell znów van Riemsdyk podwyższył na 2:0. 21-letni Amerykanin, który po raz pierwszy zdobył dwa gole w jednym meczu play-offów grał wczoraj jak natchniony. Przebywał na tafli najdłużej ze wszystkich napastników - ponad 28 minut, oddał 11 strzałów, z których 8 było celnych i niemal zawsze, gdy był na lodzie zagrażał bramce Thomasa. Gracz wybrany z numerem 2 Draftu 2007 podobnie jak przed rokiem Claude Giroux wykorzystuje play-offy, by z młodego zdolnego zmienić się w gwiazdę NHL. Popularny "JVR" strzelał gole w ostatnich 5 meczach i wspólnie z Danielem Brière'em z 7 bramkami jest liderem klasyfikacji snajperów. Van Riemsdyk w 9 meczach oddał 59 strzałów - najwięcej w całej lidze.
Jego świetna postawa sprawiła, że w trzeciej tercji publiczność już bez patriotycznego zadęcia zaczęła skandować "J-V-R! J-V-R!". Kibice liczyli, że to najlepszy wczoraj gracz gospodarzy przesądzi o wyniku, bowiem po bramkach Chrisa Kelly'ego i Brada Marchanda w odstępie 85 sekund bardzo długo było 2:2. Na tafli był jednak jeden gracz lepszy od van Riemsdyka. Tim Thomas zatrzymał zarówno jego, jak i Brière'a w sytuacjach "sam na sam" i nie dał się pokonać już do końca meczu. Obronił łącznie 52 strzały, w tym wszystkie 22 w zdominowanej przez gospodarzy trzeciej tercji. Flyers nigdy u siebie nie strzelali w play-offach w jednej tercji częściej. W dogrywce doświadczony bramkarz Bruins potrzebował pomocy, gdy Mike Richards trafił w poprzeczkę.
Wcześniej w ostatnich sekundach trzeciej odsłony Brière nie trafił w krążek mając przed sobą pustą bramkę. Zespół Claude'a Juliena też miał swoje znakomite okazje - w drugiej tercji David Krejčí z backhandu stojąc tyłem do bramki trafił w słupek, a w dogrywce to samo zrobił Rich Peverley. To Krejčí jednak przesądził o wyniku. W 74. minucie bohater meczu numer 1 między obiema drużynami trafił do siatki gospodarzy. Początkowo gra była kontynuowana, ale analiza wideo nie pozostawiła żadnych wątpliwości, że gol padł i Bruins wygrali 3:2, co daje im prowadzenie 2-0 w serii przed powrotem do Bostonu. - Wiemy, że oni dominowali przez większość meczu, ale Tim wykonał kilka niewiarygodnych parad - mówił po spotkaniu Brad Marchand.
Bruins przez większą część meczu grali jedynie piątką obrońców, bo już w trakcie pierwszej tercji Adam McQuaid został odwieziony do szpitala po tym, jak próbując zaatakować Mike'a Richardsa nie trafił w rywala i uderzył głową o bandę. Flyers zagrali bez Chrisa Prongera, który jest kontuzjowany, choć klub jak zwykle w play-offach ukrywa, co konkretnie mu dolega. Po raz piąty w tych play-offach w drużynie "Lotników" wystąpiło dwóch bramkarzy, ale tym razem nie było to spowodowane słabą postawą nominalnie pierwszego Briana Bouchera. W drugiej tercji po obronie strzału Johnny'ego Boychuka 34-letni bramkarz doznał urazu dłoni i zastąpił go Siergiej Bobrowski. Rosjanin zrobił co do niego należało i obronił 6 strzałów, a na trzecią tercję Boucher wrócił do gry.
Philadelphia Flyers po dwóch przegranych u siebie meczach znajdują się w bardzo trudnej sytuacji, ale z pewnością pamiętają, że rok temu było nawet gorzej. Na tym samym etapie rozgrywek przegrywali z Bruins nawet 0-3, a mimo to awansowali do kolejnej rundy. Zespół z Bostonu wie, że odrobienie strat przez rywala jest możliwe, bo w pierwszej rundzie sam przegrał u siebie dwa pierwsze mecze z Montréal Canadiens, by zwyciężyć w całej serii 4-3. Optymistą przed wylotem do Bostonu jest trener Flyers, Peter Laviolette. - Podobało mi się jak zagraliśmy w meczu numer 2 - mówi szkoleniowiec ubiegłorocznych finalistów Pucharu Stanleya. - Jedziemy do Bostonu, żeby zagrać dobre mecze i je wygrać.
Philadelphia Flyers - Boston Bruins 2:3 (2:2, 0:0, 0:0, 0:1)
1:0 van Riemsdyk - Giroux - Żerdiew 00:29
2:0 van Riemsdyk - Brière - Timonen 09:31 PP
2:1 Kelly - Ryder - Kaberle 12:50
2:2 Marchand - Bergeron - Recchi 14:15
2:3 Krejčí - Horton 74:00
Strzały: 54-41.
Minuty kar: 6-10.
Widzów: 19 962.
Stan rywalizacji: 0-2. Trzeci mecz w środę w Bostonie.
Komentarze