Obrona bronią "Rekinów"
Hokejowy mecz można wygrać strzelając o jednego gola więcej od rywala lub tracąc o jednego mniej. Formacja defensywna San Jose Sharks zrobiła wczoraj jedno i drugie.
"Rekiny" po raz drugi pokonały przed własną publicznością Detroit Red Wings 2:1 i w całej serii drugiej rundy play-offów prowadzą już 2-0. Wszystko, co najlepsze we wczorajszym spotkaniu działo się przy obronie drużyny z Kalifornii. W 5. minucie prowadzenie dał gospodarzom Ian White, który zdobył swojego pierwszego gola w play-offach, a później na 2:0 po błędzie Jimmy'ego Howarda podwyższył inny defensor, Niclas Wallin. Dla 35-letniego Szweda było to dopiero czwarte w karierze trafienie w rywalizacji playoffs. Jakby tego było mało jednym z najgroźniejszych w ofensywie graczy Sharks był inny szwedzki obrońca, Douglas Murray, a w obronie jak w ukropie uwijał się Marc-Édouard Vlašić.
Sharks w dwóch pierwszych meczach serii stracili tylko dwa gole, ale ich defensywa to także Antti Niemi. Fin podobnie jak przed rokiem w play-offach pokazuje, że jest bramkarzem chimerycznym. W ubiegłym sezonie w barwach Chicago Blackhawks jego świetna forma na nieszczęście San Jose Sharks przypadła akurat na finał Konferencji Zachodniej przeciwko temu zespołowi. W finale ligi przeciwko Philadelphia Flyers "Hawks" już tak zadowoleni z jego postawy być nie mogli. Tym razem Niemi grał słabo w pierwszej rundzie z Los Angeles Kings, ale błyszczy przeciwko Red Wings. Wczoraj obronił 33 z 34 strzałów rywali (pokonał go tylko Henrik Zetterberg), a w dwóch pierwszych meczach serii uzyskał skuteczność 96,6 % obron.
- To był spektakularny występ. To dzięki Anttiemu jesteśmy w play-offach i zawsze, kiedy on jest w bramce mamy szansę na zwycięstwo - mówił po meczu Joe Thornton. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z Jimmym Howardem. Amerykanin stojący w bramce "Czerwonych Skrzydeł" co prawda również ma w obecnej serii dobre statystyki (95,2 % interwencji), ale w najważniejszych momentach zawodzi. Bardzo łatwo dał się pokonać Bennowi Ferriero w dogrywce meczu numer 1, wczoraj fatalnie interweniował po strzale Wallina. Po tym uderzeniu krążek odbił się od barku bramkarza Red Wings, poszybował w górę i wpadł do bramki dając gospodarzom - jak się później okazało - zwycięskiego gola.
Na tym etapie rozgrywek drobne różnice między bramkarzami mogą okazać się kluczem do rywalizacji. Dość wspomnieć, że licząc z poprzednim sezonem Sharks wygrali z Red Wings 6 z ostatnich 7 meczów w play-offach - wszystkie jednym golem. We wszystkich tych spotkaniach w bramce drużyny z Michigan stał Jimmy Howard. W obu pierwszych meczach obecnej serii gracze z San Jose starali się wytrącić bramkarza rywali z równowagi obsypując go śniegiem spod łyżew w podbramkowych sytuacjach, a w meczu numer 1 Joe Pavelski niby przypadkowo kolanem zahaczył głowę Howarda. - Myślę, że robią to celowo, ale to nie ma znaczenia. Starają się mnie zdenerwować, ale to im się nie uda - mówił Howard po wczorajszym meczu.
Dopiero po raz trzeci po lokaucie San Jose Sharks otwierają serię play-off dwoma zwycięstwami. Przed rokiem udało im się w takiej sytuacji wyeliminować właśnie Red Wings, ale w 2006 roku przegrali kolejne 4 spotkania z Edmonton Oilers i odpadli z rywalizacji. Zespół z Detroit w XXI wieku tylko raz zdołał odwrócić losy rywalizacji, w której przegrywał 0-2. Zdarzyło się to w 2002 roku przeciwko Vancouver Canucks.
San Jose Sharks - Detroit Red Wings 2:1 (1:0, 1:0, 0:1)
1:0 White - Heatley - Clowe 04:54 PP
2:0 Wallin - Clowe - Couture 41:39
2:1 Zetterberg - Daciuk - Holmström 53:58 PP
Strzały: 37-34.
Minuty kar: 26-14.
Widzów: 17 562.
Stan rywalizacji: 2-0. Trzeci mecz w środę w Detroit.
Duży krok w stronę finału Konferencji Wschodniej zrobił zespół Tampa Bay Lightning, który po raz drugi w Waszyngtonie pokonał Capitals. Tym razem zwycięstwo dał gościom z Florydy gol Vincenta Lecavaliera na 3:2 zdobyty w dogrywce. Lecavalier strzelił dwa gole, a Martin St. Louis zdobył bramkę i asystował. Lecavalier i St. Louis to jedyni we wczorajszym składzie "Błyskawicy" gracze, którzy pamiętają ostatni sezon tej drużyny, w którym udało się jej przejść pierwszą rundę play-offów - rozgrywki 2003-04 zakończone zdobyciem Pucharu Stanleya. Z powodu kontuzji nie zagrał wczoraj trzeci gracz tamtego zespołu w obecnym składzie, Pavel Kubina.
Lightning mogli wczorajsze spotkanie wygrać wcześniej, ale Capitals niemal w tym samym momencie, co dzień wcześniej Nashville Predators przeciwko Vancouver Canucks zdołali doprowadzić do dogrywki (gol Aleksandra Owieczkina). W niej jednak zdecydował fakt, że gospodarze mieli "długą zmianę", a goście perfekcyjnie wykorzystali odpowiedni moment. Randy Jones długim podaniem obsłużył Teddy'ego Purcella, a ten idealnie dograł do znajdującego się przed Michalem Neuvirthem Lecavaliera, który nie mógł zmarnować okazji.
Znów nie bez wpływu na wynik pozostał fakt, że Capitals zmarnowali aż 6 gier w przewadze. Co prawda tym razem w przewagach ekipa Bruce'a Boudreau strzelała 12, a nie jak w piątek 5 razy, ale Lightning w tych play-offach obronili już 45 z 46 gier w liczebnym osłabieniu, w tym wszystkie 36 na wyjazdach. W całej historii NHL 72 razy zdarzało się, że zespół rozpoczynający serię na wyjeździe po dwóch spotkaniach prowadził 2-0. Dokładnie w 75 % przypadków drużyna ta wygrywała później całą rywalizację. Już w tym sezonie był jednak przypadek mogący dawać nadzieję "Stołecznym". Montréal Canadiens w pierwszej rundzie wygrali dwa pierwsze spotkania w Bostonie, ale dziś już ich w play-offach nie ma.
Washington Capitals - Tampa Bay Lightning 2:3 (0:1, 1:0, 1:1, 0:1)
0:1 Lecavalier - St. Louis - Malone 19:01 PP
1:1 Laich - Bäckström - Erskine 34:52
1:2 St. Louis - Purcell 47:35
2:2 Owieczkin - Arnott - Laich 58:52
2:3 Lecavalier - Purcell - Jones 66:19
Strzały: 37-23.
Minuty kar: 10-12.
Widzów: 18 398.
Stan rywalizacji: 0-2. Trzeci mecz we wtorek w Tampie.
Komentarze