Predators wyrównali w koncówce (VIDEO)
Kibice w Rogers Arena w Vancouver obejrzeli wczoraj jeden z najdziwniejszych meczów tegorocznych play-offów NHL. Po jego zakończeniu nie mieli się z czego cieszyć.
Faworyzowany zespół Vancouver Canucks grał w meczu numer 2 półfinału Konferencji Zachodniej NHL tak, jakby nie miał sił. Paradoksalnie jednak gola gospodarze strzelili w liczebnym osłabieniu i niespełna 70 sekund dzieliło ich od zwycięstwa. Predators, którzy nie mieli sposobu na Roberto Luongo strzelając sprzed bramki wyrównali uderzeniem zza niej, a gdy w dogrywce Canucks przejęli inicjatywę to ich rywale zadali decydujący cios. 22-letni Matt Halischuk w 95. minucie spotkania dał ekipie z Tennessee zwycięstwo 2:1 i wyrównał stan rywalizacji w całej serii na 1-1.
Przez większą część regulaminowego czasu gry na tafli rządzili podopieczni Barry'ego Trotza, ale to ich rywale objęli prowadzenie. Alexandre Burrows i Ryan Kesler na początku drugiej odsłony wyprowadzili w osłabieniu kontrę, po której ten pierwszy próbując zagrać do drugiego został zablokowany przez Sheę Webera. Krążek wrócił do Burrowsa, a ten widząc, że Pekka Rinne już się przesunął bez namysłu oddał strzał i dał prowadzenie gospodarzom. Później trwała konfrontacja Nashville Predators z Roberto Luongo. Bramkarz, który tak źle wspomina półfinały konferencji przeciwko Chicago Blackhawks w dwóch ostatnich sezonach tym razem broni na tym etapie rozgrywek znakomicie.
Po tym, jak nie dał się pokonać w meczu numer 1 wczoraj Luongo bardzo długo znów był nie do przejścia. W połowie trzeciej tercji jego zespół przez pełne 2 minuty bez przerwy bronił się rozpaczliwie we własnej tercji. Rywale oddali w tym okresie 6 strzałów. 4 obronił Luongo, 2 kolejne ofiarnie zablokowali koledzy. Po wznowieniu gry Jordin Tootoo skorzystał z błędu Keitha Ballarda i był "sam na sam" z bramkarzem mistrzów olimpijskich, ale Luongo znów okazał się lepszy. Nie zdołał jednak dotrwać z drugim z rzędu "shutoutem" do końca meczu. To, co nie udało się rywalom sprzed bramki Ryan Suter zrobił zza niej. Na 67 sekund przed końcem trzeciej odsłony krążek po uderzeniu obrońcy "Preds" trafił w kij Luongo, jego lewą łyżwę i wtoczył się do bramki wyrównując stan spotkania.
Ten gol przedłużył mecz do dogrywki, a w niej ekipa z Vancouver jakby odzyskała siły. W pierwszej części najlepszy zespół sezonu zasadniczego oddał 11 strzałów, przy zaledwie 15 uderzeniach w ciągu 60 wcześniejszych minut. Tym razem błyszczał vis-a-vis Roberto Luongo, Pekka Rinne. Fin w dogrywce był bezbłędny, a Matt Halischuk strzelił drugiego gola w play-offach dając swojemu zespołowi remis przed wtorkowym meczem numer 3 w Nashville. Rinne, podobnie jak Luongo kandydat do nagrody Vezina Trophy dla najlepszego bramkarza sezonu zebrał pochwały zwłaszcza za znakomitą interwencję po strzale Kevina Bieksy w końcówce pierwszej dogrywki. - Dawno nie widziałem takiej parady w decydujących momentach meczu - mówił po spotkaniu David Legwand. - Bez tego nie wracalibyśmy do domu remisując.
Predators byli wczoraj w Rogers Arena lepsi w każdym elemencie gry. Strzelili więcej goli, oddali więcej strzałów, otrzymali mniej kar, częściej atakowali ciałem i wygrali więcej wznowień. Mimo to Henrik Sedin, który nie zdobył gola od 27 marca po meczu uważał, że to Canucks zasłużyli na zwycięstwo. - To frustrujące, bo powinniśmy wcześniej podwyższyć na 2:0. Nie przejęliśmy kontroli nad meczem tak, jak potrafimy. W dogrywce powinniśmy wygrać, ale tak czasem bywa - powiedział Sedin. Trener Alain Vigneault rotował składem i w dalszej fazie meczu zastępował w pierwszym ataku z Sedinami Mikaela Samuelssona Chrisem Higginsem oraz Jannikiem Hansenem, ale nie przyniosło to bramkowych efektów.
Vancouver Canucks - Nashville Predators 1:2 (0:0, 1:0, 0:1, 0:0, 0:1)
1:0 Burrows - Kesler 22:00 SH
1:1 Suter - Erat - Ward 58:53
1:2 Halischuk - Spaling - Suter 94:51
Strzały: 33-46.
Minuty kar: 8-2.
Widzów: 18 860.
Stan rywalizacji: 1-1. Trzeci mecz we wtorek w Nashville.
Gol Ryana Sutera
W drugim wczorajszym spotkaniu Boston Bruins jakby chcieli najbardziej dotkliwie zrewanżować się Philadelphia Flyers za swoją niesławną klęskę na tym samym etapie rozgrywek przed rokiem i w Wells Fargo Center rozbili rywali 7:3. Bohaterem wieczoru był David Krejčí, który strzelił dwa gole i dwukrotnie asystował. W pierwszej rundzie przeciwko Montréal Canadiens Czech zdobył tylko jednego gola w 7 meczach. Dwie bramki i asystę uzyskał wczoraj Brad Marchand, gola i asystę Nathan Horton, a trafiali także Mark Recchi oraz Gregory Campbell.
Philadelphia Flyers trzeci raz z rzędu przegrali mecz otwarcia serii. Z ich bramki po wpuszczeniu 5 goli na 23 strzały zjechał Brian Boucher, którego zastąpił Siergiej Bobrowski. To już czwarty z ośmiu meczów obecnych play-offów, w którym bramki "Lotników" strzegło dwóch bramkarzy. Drużyna Petera Laviolette'a jest jedyną, która w tych play-offach korzystała już z usług trójki graczy na tej pozycji. Słabość i niestabilność obsady bramki może ubiegłorocznych finalistów Pucharu Stanleya drogo kosztować, zwłaszcza, że Bobrowski i Michael Leighton mają najgorszą ze wszystkich bramkarzy, którzy grali w tych play-offach więcej niż raz skuteczność obron.
Przypomnijmy, że przed rokiem obie drużyny także rywalizowały na tym etapie rozgrywek. Seria rozpoczynała się wówczas w Bostonie, gdzie Bruins odnieśli dwa zwycięstwa, po czym wygrali pierwsze spotkanie w Filadelfii i prowadzili już 3-0, by stać się trzecim w historii NHL zespołem, który mimo to zdołał przegrać całą serię. Drugi mecz Bruins z Flyers odbędzie się w poniedziałek, także w "Mieście Braterskiej Miłości".
Philadelphia Flyers - Boston Bruins 3:7 (1:2, 1:3, 1:2)
0:1 Krejčí - Horton - Seidenberg 01:52
1:1 Brière - Coburn - Leino 11:02
1:2 Horton - Krejčí - Seidenberg 19:24
1:3 Recchi - Bergeron - Marchand 22:34
1:4 Krejčí - McQuaid 35:26
1:5 Marchand - Bergeron - Ference 37:14
2:5 van Riemsdyk - O'Donnell - Giroux 37:30
3:5 Richards - Timonen - Giroux 53:02 PP
3:6 Marchand - Bergeron 54:59
3:7 Campbell - Krejčí - Paille 57:39
Strzały: 34-33.
Minuty kar: 24-24.
Widzów: 19 641.
Stan rywalizacji: 0-1. Drugi mecz w poniedziałek w Filadelfii.
Komentarze