Prawie jak przedwczesny finał (VIDEO)
Wielu fachowców upatrywało w niedzielnym meczu pomiędzy Chicago Blackhawks i Washington Capitals, przedsmak finału o Puchar Stanley'a. Śmiało można powiedzieć, że na smaku się tylko obeszło i z taką grą, obie drużyny do finału dojść wcale nie muszą.
Owszem, dramaturgii w tym spotkaniu nie brakowało, ale poziom czysto sportowy pozostawiał dużo do życzenia.
Oba zespoły wystąpiły osłabione brakiem podstawowych zawodników:
- Mariána Hossy i Kima Johnssona, to w Blackhawks, oraz Milana Jurčina i Scotta Walkera, to w Capitals.
Zaczęło się bardzo dobrze dla Chicagowian, którzy już w siódmej minucie objęli prowadzenie po szkoleniowym rozegraniu krążka w strefie przeciwnika przez trójke: Toews-Hjalmarsson-Kane.
5 minut później za beznadziejnie głupi faul na Campbellu, pięciominutową karę dostał Ovechkin, a chwilę później sędziowie zdecydowali także o karze meczu dla Rosjanina. Na pomeczowej konferencji prasowej trenera Quenneville'a ogłoszono, że Brian Campbell nie wyjedzie na lodowisko przynajmniej przez tydzień, a sam szkoleniowiec Blackhawks okreslił zagranie Ovechkina jako bardzo niebezpieczne, ale nie chamskie.
Grający w osłabieniu goście mieli okazję do wyrównania, ale pojedynek sam na sam z Niemim, przegrał Semin, a na dodatek za "wjechanie" w bramkarza po swoim strzale, otrzymał jeszcze 2 minuty kary. Gospodarze sytuacji 5x3 tym razem nie zmarnowali i po dobitce strzału Sharpa przez Toews'a, zrobiło się 2:0.
Druga tercja także przebiegała pod dyktando Blackhawks, którzy podwyższyli wynik na 3:0 w 27 minucie spotkania, a to dzięki przytomnej postawie Keitha. Obronca "złotej" reprezentacji Kanady utrzymał krążek w strefie przeciwnika przy linii niebieskiej, a następnie po zamarkowaniu strzału na bramkę z prawej strony podał krążek na lewo do w tempo wjeżdżającego Maddena, który tylko dostawił kij.
Goście niestety w tym czasie zamiast koncentrować się na odrabianiu strat, zaczęli polować na głowy rywali. Musiało jednak dojść do ostrej rozmowy w szatni Washington po drugiej tercji, gdyż na trzecią odsłonę gry wyjechała inna drużyna. Co prawda to Chicagowianie stworzyli pierwszą groźną sytuację pod bramką Theodora, ale Bolland zamiast strzelać zaczął kombinować i krążek po prostu zgubił. Od tego momentu, aż do ostatniej sekundy gry, Blackahawks oddali na bramkę gości tylko jeden celny strzał!
Washington tymczasem rządziło na tafli United Center. W okresie od 45 do 48 minuty Capitals zdobyło 3 gole! Kolejno trafiali Laich, Bäckström i Fehr. Dwa pierwsze trafienia to strzały w zamieszaniu podbramkowym, trzecie to oczywisty błąd napastników Blackhawks, którzy bez opieki przed bramką Niemiego, zostawili wspomnianego Fehr'a.
Wynik remisowy utrzymał się do końca regulaminowego czasu gry. W dogrywce, jak to w sytuacji 4x4 bywa, akcje sunęły na zmianę w obie strony. Skuteczniejsi znowu okazali się goście, a dokładnie Nicklas Bäckström, który sam wypracował sobie zwycięską bramkę. A więc 4:3 dla Capitals i ogromna radość w drużynie przyjezdnej.
Kibice chicagowskiego zespołu mają wiele powodów do niepokoju.
To już czwarty mecz z rzędu, gdzie Blackhawks tracą gole seriami i to w krótkim okresie czasowym. Raz winni są w kratkę grający bramkarze, a raz cała drużyna. Zapytany przeze mnie po meczu o przyczynę takiego stanu rzeczy Duncan Keith stwierdził, że trzeba po prostu grać mądrzej gdy się prowadzi. Z loży prasowej wygląda to jednak bardziej na brak koncentracji w kluczowych momentach meczów.
Specjalnie dla Hokej.net
z United Center w Chicago
Leszek Zuwalski
Atak Ovechkina na Campbella
Komentarze