Nabokov - Blackhawks 3:2
Tytuł do komentarza z meczu na szczycie Konferencji Zachodniej NHL pomędzy Chicago Blackhawks, a San Jose Sharks, powinien brzmieć: Nabokov - Blackhawks - 3:2.
Nie ulega wątpliwości, że tylko dzięki znakomitej postawie w bramce Rosjanina, którego przyjechał oglądać z trybun Władisław Trietiak, San Jose zawdzięcza swoją wygraną. Blackhawks oddało na bramkę gości aż 47 strzałów, przy 14 Sharks, ale jak to często w hokeju bywa, znakomicie dysponowany bramkarz może sam wygrać mecz. Dowcipnie po spotkaniu grę swojego partnera z drużyny określił obrońca San Jose - Dan Boyle, który stwierdził, że Nabokov był gwiazdą spotkania numer 1, 2 i 3, a nie tylko numer 1.
Chicagowianie "zawdzięczają" swoją porażkę głównie słabej postawie w grze w przewadze, na siedem prób zero goli oraz błędom, które popełnione zostały dwukrotnie w strefie obrony przeciwnika i raz w środkowej. Po tychże błędach poszły trzy piorunujące kontry San Jose zakończone golami Heatley'a (przy tej bramce nie popisał się Huet), Thorntona i Demersa. Dwa ze wspomnianych wyżej błędów popełnił Chris Versteeg, za co hokeista ukarany został przez trenera prawie całkowitym odsunięciem od gry w trzeciej tercji.
Zapytałem po meczu w szatni obrońcę Blackhawks - Duncan'a Keith, co jeszcze mogliby lepiej zrobić gospodarze, aby wygrać mecz. Odpowiedź była prosta: mniej kombinowania, a więcej hokeistów przed Nabokovem, którzy blokowaliby jemu widoczność. Podobnie mówił na konferencji prasowej szkoleniowiec Blackhawks - Joel Quennville, który stwierdził, że w tym pojedynku potrzebne były "brzydkie" gole, a nie laurki.
Z United Center, Chicago
specjalnie dla hokej.net
Leszek Zuwalski
Komentarze