„Młodzi Gniewni” (1): Jakub Prokurat
Cykl „Młodzi Gniewni” powstał po to, by fani hokeja mogli lepiej poznać młodszych zawodników. Postaramy się przybliżyć sylwetki najbardziej perspektywicznych zawodników występujących w Polskiej Hokej Lidze i poza granicami naszego kraju. W premierowym wydaniu – Jakub Prokurat, napastnik GKS-u Katowice.
Prokurat trzy ostatnie sezony spędził w Niemczech, w drużynach młodzieżowych Krefelder EV 1981. Dlaczego akurat Niemcy? Skąd wzięła się jego miłość do hokeja? Dziś Jakub odpowie na te oraz wiele innych pytań.
HOKEJ.NET: Skąd wzięła się u Ciebie miłość do hokeja?
Jakub Prokurat, napastnik GKS-u Katowice: – Mój ojciec grał od małego, niestety z dnia na dzień zamknięto lodowisko w Siedlcach. Zakończył przygodę z hokejem w wieku 13 lat. Pewnego dnia, gdy już mieszkaliśmy w Warszawie, tata pod pretekstem wycieczki zabrał mnie na lodowisko. Zobaczyłem jak wygląda trening, od razu zafascynowało mnie to i chciałem spróbować. Byłem tak zdeterminowany, że pojawiłem się na kolejnych zajęciach. I tak trwa to do teraz.
Mówi się, że charakter człowieka kształtują czynności w naszym życiu. W hokeju jest chyba podobnie?
– Jak najbardziej. Każdy trener ma swoje zasady, rodzaje dyscypliny, których trzeba przestrzegać. Przez to wyrabia się charakter. Tak samo, gdy młodzi zawodnicy wyjeżdża grać do innego miasta, to również uczy życia.
Kiedy rozpocząłeś przygodę z hokejem? Od razu złapałeś bakcyla?
– Rozpocząłem swoją przygodę z hokejem, gdy miałem niespełna pięć lat. Początkowo treningi polegały przede wszystkim na doskonaleniu jazdy na łyżwach. W wieku 6-8 lat zaczęła się pierwsza rywalizacja z innymi drużynami,
A dlaczego wybór padł właśnie na hokej?
– Od kiedy pamiętam sport w moim życiu był na pierwszym miejscu. Już w szkole podstawowej liczyły się dla mnie przede wszystkim zajęcia z wychowania fizycznego, jedyna lekcja, która sprawiała mi frajdę. Niezależnie od tego, czy graliśmy w piłkę nożną, siatkówkę, koszykówkę, czy akurat był czas na lekkoatletykę. Ruch od zawsze sprawiał mi wielką frajdę.
Każdy zawodnik ma postać, na której się wzoruje. Jak było w Twoim wypadku?
– Pierwszym idolem był Pawieł Daciuk, środkowy Detroit Red Wings. Tak naprawdę on był takim wyznacznikiem. Oglądałem chyba wszystkie filmiki z tym hokeistą, każde jego zagranie, kiwka są mi znane. Efektowny zawodnik.
Wyjechałeś z Warszawy i przeniosłeś się do Sokołów Toruń. Co było główną przyczyną zmiany barw klubowych?
– W Warszawie trenowałem i grałem do końca szkoły podstawowej. Decyzja została podjęta z dnia na dzień. Wtedy w regulaminie rozgrywek widniał przepis, iż w drużynie musi być dwóch bramkarzy. Wówczas w Warszawie nie mieliśmy drugiego bramkarza i nie było wiadomo, czy rozegramy wszystkie mecze. Moi rodzice znali się z rodzicami Kuby Lewandowskiego i dowiedzieliśmy się, że do Torunia przychodzi bardzo ciekawy trener Dmitrij Astapienko z Białorusi. Pojechałem i nie żałuję. Zostałem tam cztery lata.
Co było najtrudniejsze dla Ciebie, gdy stawiałeś pierwsze kroki już w poważniejszym, juniorskim hokeju?
– Na początku na pewno rozłąka. Nie pamiętam bym miał jakieś trudności na lodzie. Jestem osobą uśmiechniętą i zawsze łapałem dobry kontakt z chłopakami z drużyny. Hokej to jednak hokej, zawsze robisz to samo tylko na coraz wyższym poziomie.
Opowiedz o Twoim pobycie w Toruniu. Jak wyglądało życie w nowym mieście i codzienność?
– To było gimnazjum, klasa hokejowa. Mieszkaliśmy w internacie, zazwyczaj po trzy a czasami cztery osoby w pokoju. Nie przeszkadzało to nikomu. Pierwszy trening na lodzie zaczynaliśmy 7:00 lub 7:15. Później szliśmy do szkoły, potem wracaliśmy do internatu, obiad, godzina lub dwie przerwy i znowu trening na lodzie.
Czyli 10 treningów w tygodniu?
– Dokładnie. W weekend graliśmy mecze.
Potem zdecydowałeś na wyjazd do Niemiec. Jakie były Twoje pierwsze wrażenia z pobytu w Krefeld?
– Na początku był szok. Niby miałem od małego w szkole język niemiecki i uczyłem się go. Sądziłem, że znam go bardzo dobrze, ale po przyjeździe do Niemiec zostałem zweryfikowany. Boleśnie. Na początku umiałem się jedynie przedstawić i powiedzieć kilka słów o sobie. Chodziłem do klasy niemieckiej, gdzie uczyłem się języka. Całe dnie język niemiecki, w pewnym momencie człowiek ma serdecznie dość. Udało mi się przetrwać ten trudny moment.
Prawdę mówiąc ciężkich chwil nie brakowało. W juniorskich rozgrywkach w Niemczech, może grać tylko dwóch obcokrajowców. Przychodząc do drużyny byłem tym trzecim. Trener zakomunikował mi, iż da mi od czasu do czasu grać, lecz priorytet mają dwaj wcześniejsi obcokrajowcy, którym również obiecał minuty na lodzie. Co jeszcze? Na pewno wyższe tempo treningu. Dałem radę i nie poddałem się.
Nie raz życie i los wybierają za nas, Nie ma chyba w środowisku hokejowym osoby, która nie chciałaby szlifować swoich umiejętności w Rosji, kolebce europejskiego hokeja.
Dlaczego akurat Niemcy? Nie myślałeś o tym, by rozwijać się w innym rejonie świata?
– Rok wcześniej miałem okazję wyjechać na dwa tygodnie do Rosji. Byłem w szkółce Traktoru Czelabińsk oraz Mietałłurga Nowokuźnieck. Obie ekipy mają swoich wychowanków w NHL. Z Czelabińska jest przecież Jewgienij Kuzniecow, z Nowokuźniecka choćby Siergiej Bobrowski czy Dmitrij Orłow. Oni opłacają cały internat w Nowokuźniecku.
Nie wiem czy wiesz, ale to już Syberia. Byłem tam w okresie zimowym, oj było naprawdę zimno. W Czelabińsku usłyszałem od trenera, iż może być ciężko z grą, lecz jak najbardziej mogę zostać i trenować. Czelabińsk jest jedną z najlepszych szkółek hokeja w Rosji.
W Nowokuźniecku natomiast, drużyna troszkę słabsza, ale trener widział we mnie duży potencjał, chciał bym zasilił ich szeregi. Transfer zblokowała jedna, lecz bardzo poważna rzecz. Zmiana przepisów w lidze. Od sezonu, w którym miałem zadebiutować w Rosji, rozgrywkach juniorskich w federacji rosyjskiej, każdy zawodnik winien posiadać obywatelstwo tego kraju. Dostaliśmy informację, iż z przyjęciem obywatelstwa nie będzie problemu, klub załatwi formalności. Lecz po konsultacjach rodzinnych zdecydowaliśmy się odmówić. Decyzję niestety musieliśmy podjąć z dnia na dzień i to też utrudniło całą operacje.
Co stało się później?
– Zostałem jeszcze sezon w Toruniu i wyjechałem do Niemiec. W pisaniu maili do niemieckich klubów bardzo pomogła moja ciocia, która zna świetnie niemiecki. Ogólnie przez całe trzy lata czuwała i zawsze była, kiedy potrzebowałem pomocy. Na początku odezwała się drużyna z Dusseldorfu i to tam miałem jechać na testy, lecz przed samym przyjazdem dostaliśmy telefon z tejże drużyny, iż odszedł ich podstawowy bramkarz i to na tą pozycje zatrudniają obcokrajowca. Napisałem do moich kumpli: Adama Kiedewicza i Jonathan Galke, z którymi znałem się z występów w Polsce. Adam grał już w juniorach w Krefeld, Johnny trenował. Dostałem od nich numer do trenera drużyny, ciocia zadzwoniła i porozmawiali. W następnym tygodniu zacząłem testy i tak już zostałem.
Przeskok między polskim a niemieckim hokejem był duży?
– Tak, szczególnie w juniorach. Wielka różnica pomiędzy ligami U20 w tych krajach. Niemiecka liga jest o niebo lepsza.
Zapytam Cię o porównanie dwóch systemów szkolenia w Polsce i Niemczech. Co je różni?
– W Niemczech na pewno jest większa rywalizacja. Dzieci walczą od małego. W każdej grupie wiekowej jest od 30-40 zawodników, stąd rywalizacja jest non stop. W każdym roczniku są po dwie drużyny. Dużo trenerów się szkoli, mają swoje campy. I co najważniejsze ilość meczów rozegranych w sezonie. W Niemczech było ich zdecydowanie więcej.
Co Twoim zdaniem można by w polskim systemie szkolenia dzieci i młodzieży poprawić?
– Na pewno zwiększyć ilość treningów i liczbę rozgrywanych meczów. Szczególnie, jeśli chodzi o kluby z północy Polski. Tam jest Toruń, Gdańsk i cisza. Tutaj na Śląsku sytuacja wygląda inaczej, jest więcej drużyn i większa rywalizacja. Na północy tak naprawdę było pięć czy sześć drużyn w lidze z czego tak naprawdę z dwoma lub trzema drużynami były mecze na poziomie. Reszta to były sparingi, wysokie wyniki i zero nauki.
Przejdźmy do tematu, który wywołuje sporo kontrowersji. Liga open – ma ona w naszym kraju wielu wrogów, ala też wielu zwolenników. Jak wygląda to z perspektywy młodego zawodnika.
– Myślę, że liga open nie jest zbyt dobrym pomysłem, bo niektórzy prezesi ściągają dużo obcokrajowców, a ci nie są wcale lepsi od polskich graczy. Młodzi zawodnicy mają ciężko, ale nie można się poddawać. Jak zawodnik jest na odpowiednim poziomie, to i tak będzie grał..
Trzeba jednak pamiętać, że młody zawodnik musi dostać szansę na grę w seniorskim hokeju po to, aby mógł się pokazać. Niektórzy zawodnicy przechodzący z juniora do seniora, nie dostają tej szansy i później z każdym rokiem tym zawodnikom ciężej jest przeskoczyć pewien poziom.
Na tym przepisie traci też reprezentacja?
– Jeśli mówimy o reprezentacji i bierzemy pod uwagę 20-22 zawodników występujących w PHL, to im ta rywalizacja w lidze ich rozwija i na pewno im pasuje. Wszystkie mecze są na wyrównanym poziomie. Gdy jednak spojrzymy głębiej, na zaplecze polskiego hokeja, wygląda to już dużo gorzej. Moi znajomi z Torunia, przez brak możliwości pokazania się musieli skończyć swoje kariery w wieku juniora. Oczywiście obcokrajowcy, którzy podnoszą poziom ligi są jak najbardziej potrzebni, Cieszy mnie wprowadzenie limitów od następnego sezonu PHL.
Co młodzi hokeiści, wchodzący w wiek seniora mogą zaczerpnąć od graczy zagranicznych?
– Na pewno mentalność, myślenie, głowę do hokeja. Widać to choćby po Finach, jak zachowują się na lodzie, jak się poruszają i jak zachowują się w określonych sytuacjach. Warto zawsze podpatrzeć
Który z zawodników zagranicznych da drużynie GieKSy najwięcej w tym sezonie?
– Myślę, że Joona Monto. Podoba mi się jego hokej, jest praktycznie zawsze we właściwym miejscu. Dobrze porusza się po lodzie, dobrze podaje, stwarza sytuacje swoim kolegom. Widać, iż w tamtym sezonie grał na najwyższym szczeblu w Finlandii.
A Carl Hudson, nazywany przez niektórych następcą Mika Franssili? Co o nim sądzisz, da drużynie sporo punktów?
– Na razie pokazał, że potrafi strzelić. Widać, że w ofensywie umie zrobić różnice. Czuć kanadyjską krew. Potrafi się świetnie podłączyć do akcji. Jak musi, to jest zawsze tym czwartym napastnikiem. Gdy trzeba bronić, to dobrze się z tego wywiązuje.
Jak zapatrujesz się na możliwość współpracy z Jackiem Płachtą, który potrafi wyłowić młode perełki?
– Jest wymagającym trenerem, ma świetne podejście i wierzę, że nasza współpraca będzie owocna i przyniesie sukcesy. Trener Płachta wymaga od całej drużyny zaangażowania na sto procent, podczas treningu, jak i meczu. Sądzę, że przyniesie to efekt. Musimy być drużyną na lodzie oraz poza nią. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!
Dzięki takiej postawie jesteście w stanie sięgnąć po najwyższe laury?
– Myślę, że szansę na pewno są. Będziemy walczyć o najwyższe cele, nawet o mistrzostwo. Lecz spokojnie, to są dalekie cele. Najpierw musimy dobrze wejść w sezon.
Co skłania Cię do codziennego doskonalenia umiejętności?
– Dopiero zaczynam tak naprawdę prawdziwą przygodę z hokejem. Nawet grając w juniorach w Niemczech, była to jednak gra w juniorach oraz Oberlidze. To, do czego dążysz jest gra w seniorach, reprezentowanie swojej drużyny w lidze oraz arenie międzynarodowej. Trzeba dawać z siebie zawsze maksimum. Dużo mi jeszcze brakuje do najlepszych i staram się do tego dążyć.
W którym z zawodników z drużyny widzisz największe podobieństwa?
– Z Patrykiem Wronką mamy podobne warunki fizyczne, podobną posturę. Obaj lubimy czuć krążek, kreować akcje. Podoba mi się jego styl, gra i umiejętności. Dążę do tego, by też tak grać.
W sezonie 2019/2020 grając w Krefeld strzeliłeś 18 bramek oraz zaliczyłeś 25 asyst. Później było 9 goli i 22 kluczowe zagrania. Lubisz dogrywać do kolegów?
– Lubię dawać te ostatnie podania, lubię zagrać do „pustaka”. Czasami za często próbuje podawać niż strzelać. Staram się jednak uczyć podejmować lepsze decyzje. Bądź co bądź jestem zawodnikiem bardzo ofensywnym.
Przeszedłeś wszystkie szczeble juniorskie hokeja, co chciałby Jakub Prokurat na koniec powiedzieć wszystkim młodym adeptom hokeja?
– Czerpcie radość z hokeja! Inaczej ciężko będzie przychodzić na trening z uśmiechem na twarzy. Róbcie wszystko tak, aby stało się to pasją, życiem.
Przed Tobą pierwszy sezon w Polskiej Hokej Lidze. Jakie cele stawiasz sobie w tym sezonie?
– Grać jak najwięcej, jak najwięcej pomagać drużynie w ataku, jak i obronie. Mamy nadzieję osiągnąć coś fajnego z drużyną i będziemy do tego dążyli.
Która liga jest Twoją wymarzoną?
– Realne marzenie to liga niemiecka – DEL lub DEL2. Nie mam ulubionej, ale chciałbym zagrać w silnych rozgrywkach.
Sezon już się rozpoczął, zapytam Cię, czy widzisz jakieś mankamenty w swojej grze i w grze swojej drużyny?
– Zawsze jest coś do poprawy czy to indywidualnie, czy drużynowo. Jako drużyna możemy szybciej grać do przodu, sprawnie przenosić akcję do tercji przeciwnika i mieć jeszcze większe parcie na bramkę przeciwnika.
A w Twojej grze, co trzeba poprawić?
– Na pewno chciałbym podejmować coraz lepsze decyzje na lodzie. Skuteczniej walczyć o każdy krążek. Podchodzic do wszystkiego z sercem i ambicją, wykonywać polecenia trenera jak najlepiej. Wtedy będzie dobrze.
Rozmawiał: Sebastian Taborek.
Komentarze