Patrik Moisio: Nie wyobrażam sobie, żeby pozwalać rywalom na poniewieranie moimi kolegami (WIDEO)
Patrik Moisio pojawił się w naszej lidze równo z rozpoczęciem fazy półfinałowej. Fiński napastnik TatrySki Podhale Nowy Targ miał być tajną bronią Tomka Valtonena w rywalizacji z GKS-em Tychy. Już od pierwszych chwil Moisio wzbudził wiele emocji spowodowanych swoim stylem gry, w którym nie brak ostrych wejść i walki na pięści.
HOKEJ.NET: Stoczyliście z tyszanami trudną, wyrównaną batalię, która zakończyła się ich minimalnym zwycięstwem po dogrywce. Co twoim zdaniem było kluczem do wygranej GKS-u w trzecim meczu serii półfinałowej?
Rywal dzisiaj okazał się minimalnie lepszy, ponieważ wykorzystał błędy, których się nie ustrzegliśmy, a on je po prostu wypunktował.
Dwa spośród trzech spotkań pomiędzy TatrySki Podhalem Nowy Targ a GKS-em kończyły się dogrywkami. Widać, że rywalizacja jest wyrównana, ale to tyszanie są na prowadzeniu po trzech spotkaniach. Co musi się zmienić w waszej grze, żebyście przejęli kontrolę nad półfinałową batalią?
Musimy oddawać więcej strzałów, lepiej prowadzić krążek i więcej atakować. Trzeba też trochę uszczelnić defensywę. Jest to zrobienia kilka drobnych rzeczy, które należy poprawić jak najszybciej.
Masz na koncie dopiero trzy spotkania w PHL, a muszę przyznać, że twoje nazwisko znają już chyba wszyscy kibice hokeja w Polsce. Wzbudzasz ogromne emocje – jedni cię kochają, inni nienawidzą. Jak myślisz co powoduje, że jesteś tak charakterystyczny?
Nie wiem dlaczego tak właśnie jest. To są play-offy, więc robię wszystko, żeby moja drużyna wygrywała. Hokej to kontaktowa gra. Faceci ścierają się ze sobą na lodowisku, walczą, więc bywa różnie. Muszę przyznać, że odczuwam prawdziwą radość z grania tutaj w Polsce. Podoba się, naprawdę.
Jesteś w klubie z Nowego Targu od ostatniego dnia stycznia, ale w rywalizacji ligowej pojawiłeś się dopiero niedawno wraz z rozpoczęciem fazy półfinałowej. Dlaczego zabrakło cię w pojedynkach ćwierćfinałowych przeciwko KH Enerdze Toruń?
Miałem drobny uraz, który powodował, że nie byłem w pełni zdrowy. Teraz czuję się wyśmienicie, nic mi nie dolega, więc gram.
Dałeś się poznać jako zawodnik, który nie stroni od pojedynków na pięści. Co trzeba zrobić, żeby Patrik Moisio stwierdził w czasie meczu „OK kolego, będziesz miał teraz ze mną do czynienia”?
Wiesz, to po prostu przychodzi samo, czyli dzieje się spontanicznie. Nie wyobrażam sobie, żeby pozwalać rywalom na poniewieranie moimi kolegami. Jeżeli któryś zrobi coś przeciwko nim, wtedy jestem tam i staram się dać mu znać, żeby uważał, bo nie zgadzamy się na takie zachowania. W Europie jeżeli pomiędzy zawodnikami dochodzi do bójki, to wszyscy o tym piszą, przeżywają to, urasta to do rangi pewnego wydarzenia, natomiast w Ameryce Północnej takie rzeczy traktowane są normalnie, jako część tej gry. Nie jestem jakimś łobuzem. Lubię grać twardo i tyle.
Słuchając cię i patrząc na twoje poczynania na tafli odnoszę wrażenie, że dajesz duże bezpieczeństwo swoim kolegom z drużyny. Mają pewność, że jeśli coś będzie się działo to numer 40 pojawi się szybko w tym miejscu i wspomoże swoją osobą całą sytuację.
Taki już jestem. Lubię kiedy koledzy czują moje wsparcie. Myślę, że im się podoba, że staję w ich obronie, albo mówiąc inaczej, że jestem w tych miejscach, gdzie dzieje się akurat coś złego.
Ale musisz przyznać, że taki - nazwijmy go – agresywny styl gry powoduje, że o wiele łatwiej można zarobić karę i osłabić zespół, a w konsekwencji doprowadzić do utraty bramki. Zgodzisz się ze mną?
Tak jak już podkreśliłem, to są play-offy. Musimy nieraz powstrzymać nerwy na wodzy, żeby nie złapać jakiejś głupiej kary. Nie możemy pozwalać sobie na osłabienie zespołu w sposób, którego można było uniknąć. Właśnie ten element szwankował u nas w poprzednich spotkaniach. Łapaliśmy zbyt dużo niepotrzebnych kar.
Jesteś rekordzistą fińskiej ekstraklasy jeżeli chodzi o ilość minut karnych otrzymanych w jednym meczu. Był taki pojedynek, w którym zebrałeś łącznie godzinę. Co takiego musiałeś zrobić, żeby wywalczyć dla siebie ten rekord?
W zasadzie to nie było nic szczególnego. Nie działo się wtedy nie wiadomo co. Sędzia chyba trochę przesadził. Z tego co pamiętam w tamtym meczu doszło do jednej bójki, po której posypały się takie kary.
Przeglądając twoje statystyki z ekstraklasy fińskiej trzeba przyznać, że jak na zawodnika formacji ofensywnej nie są one okazałe. Największą liczbę punktów, czyli trzy, zdobyłeś w sezonie 2014/15, występując w Ilves Tampere oraz TPS Turku. Z czego to wynika?
W Liidze byłem przeważnie zawodnikiem czwartej formacji. Dostawałem mało okazji do gry, coś w rodzaju 4-5 minut w meczu. Spełniałem rolę takiego typowego „zadaniowca”. Trener mówił czego oczekuje w danej sytuacji, a ja musiałem wyjechać na lód i to zrobić. To trudna rola, nie dająca żadnego komfortu grania. W Turku, moim rodzinnym mieście, mieliśmy bardzo silną ekipę. TPS zawsze walczy o najwyższe cele. Miałem okazję występować w tej drużynie z naprawdę dobrymi zawodnikami. W każdym meczu musiałem się mocno starać i wykonywać wyznaczone mi cele. W Liidze nikt nigdy nie odpuszczał, co tłumaczy potrzebę posiadania w drużynie takich gości jak ja.
Byłeś typem takiego hokejowego „ochroniarza” dla Mikaela Granlunda (obecnie Nashville Predators) i Joonasa Donskoia (zawodnik San Jose Sharks) w 2010 roku?
Grałem razem z nimi w kadrze na mistrzostwach świata juniorów młodszych, ale nie byłem dla nich nikim w rodzaju „ochroniarza”. Nie miałem takich zadań.
Poprzednim pytaniem chciałem nawiązać do tamtej imprezy. Wywalczyliście wtedy w Mińsku brązowe medale, powtarzając osiągnięcie z poprzedniego roku. Trzeba pamiętać, że w latach 2007-2008 Finowie nie przywieźli żadnego krążka, a pierwszy z wymienionych czempionatów odbył się w Tampere i Raumie, więc na waszej ziemi. Czy zatem wynik, który osiągnęliście w 2010 był należycie dostrzeżony w twojej ojczyźnie?
Byliśmy wtedy bardzo popularni. Mieliśmy naprawdę dobrą drużynę i o tym brązowym medalu mówiło się w naszym kraju. Zresztą wystarczy spojrzeć, gdzie teraz są bohaterowie tamtych wydarzeń. Niektórzy grają nawet w NHL, jeszcze inni w KHL. Reakcje prasy i środowiska hokejowego, jakie nas wtedy spotkały, były naprawdę bardzo miłe. Dobrze wspominam tamten czas.
Hokej jak wiadomo jest bardzo popularny w krainie tysiąca jezior. Jakie są twoje obserwacje jeżeli chodzi o to zjawisko?
Finowie żyją tym sportem. Naprawdę dużo ludzi ogląda mecze i dobrze orientuje się, kto jest kim. Hokej to duża sprawa w mojej ojczyźnie.
Twój brat również uprawia hokej. Przede wszystkim występował w Mestis (drugi poziom rozgrywkowy w Finlandii). W tej rywalizacji przebija cię liczbą występów prawie czterokrotnie. Jak sobie obecnie radzi?
Kalle jest młodszy ode mnie, Ma 24 lata. Niestety jest kontuzjowany i obecnie nie gra. Stracił ten sezon, ale to wynik spraw związanych ze zdrowiem.
Masz już spore doświadczenie. Grałeś w wielu miejscach, nie tylko w Europie. Jak oceniasz poziom zaciętości, takiej nieustępliwości i walki w PHL? Czy jest tu naprawdę twarda rywalizacja?
W Polsce zawodnicy grają twardo z tego co zauważyłem, ale muszę przyznać, że to wszystko dzieje się w ramach pewnych reguł. To znaczy nie ma tutaj sytuacji, żeby ktoś zachowywał się niebezpiecznie, bez poszanowania dla rywala. Jest walka, oczywiście, ale są też zasady. Wiesz, mówię to na podstawie mojego bardzo skromnego doświadczenia, które wynosi zaledwie trzy mecze w PHL i grę przeciwko bardzo dobrej drużynie jaką jest tyski GKS.
Występowałeś w dwóch najwyższych klasach rozgrywkowych w Finlandii, byłeś chwilę na zapleczu czeskiej ekstraklasy, jak również w ukraińskiej UHL. Nawet zdarzyło ci się pograć trochę w Lidze Azjatyckiej. Myślę jednak, że pewnie najbardziej podobało ci się w ekstraklasie brytyjskiej, która słynie z dużej ilości Kanadyjczyków i preferowanego przez nich stylu, który jest przecież tak zbliżony do twojego. Czy mam rację?
Powiem ci szczerze, że bardziej od brytyjskiej EIHL, cenię sobie polską ekstraklasę. Naprawdę mam dużą frajdę z gry tutaj. Podoba mi się i to chyba właśnie te rozgrywki wskazałbym na pierwszym miejscu mojej listy.
Walka Moisio (ciemny strój) z Krisem Inglisem w czasie meczu
Edinburgh Capitals - Dundee Stars (4.3.2018)
A co możesz powiedzieć o swoim pobycie w Japonii i grze w tamtejszej Lidze Azjatyckiej?
To był taki trochę niewypał w mojej karierze. Zespół Nikko Icebucks miał fińskiego szkoleniowca (Ari-Pekka Siekinen – przyp.red.), który do mnie zadzwonił i zapytał, czy nie chciałbym przyjechać pograć, ale mogą mi zaproponować jedynie krótkoterminowy kontrakt na trzy miesiące. W drużynie był jeszcze jeden fiński napastnik (Taneli Maasalo – przyp.red.), więc postanowiłem, że spróbuję. Później się okazało, że to jest po prostu jakiś żart. Nie dostawałem prawie wcale okazji do gry. Na lodzie pojawiałem się bardzo rzadko. Może łącznie uzbierały się cztery minuty na mecz. Był tam taki Japończyk, który decydował o tym, kto ma grać, a kto nie. Trener mówił mi „przepraszam, ale nie mogę cię wpuścić na lód, bo facet który daje pieniądze na ten zespół nie pozwala mi i każe wystawiać swoich ulubieńców”. Dlatego ten rozdział kariery uważam za jakiś przerywnik o charakterze żartobliwym. Inaczej tego nie da się potraktować.
No ale egzotycznej przygody, której zaznałeś nikt ci nie odbierze.
No niestety to wszystko, co można powiedzieć o tym czasie.
Myślę, że z tamtej wyprawy płynie jeszcze jeden ciekawy wątek. Grałeś w jednej drużynie z legendarnym Petteri Numminenem (sezon 2017/18), który miał wtedy już 46 lat. To przecież wielki zawodnik: mistrz olimpijski, srebrny medalista igrzysk, czterokrotny wicemistrz świata i dwukrotny brązowy medalista tej imprezy. W światowym czempionacie rozegrał 104 spotkania, a za sobą ma również trzy sezony gry w NHL. To wielka sprawa grać u boku kogoś takiego, prawda?
W tym celu akurat nie musiałem wyjeżdżać do Japonii. Znam Petteriego bardzo dobrze. Graliśmy wcześniej razem w TPS-ie. Obaj pochodzimy z Turku. To naprawdę świetny zawodnik. Facet, który idealnie czuje hokej i ma ogromne umiejętności. Bije od niego duża mądrość. Wiele nauczyłem się od niego. Jest sławny. Osiągnął wiele sukcesów. Skończył karierę w poprzednim sezonie. Teraz rozpoczął nowy rozdział. Jest asystentem trenera (pracuje z drużyną 18-latków TPS-u Turku – przyp.red.). Petteri to świetny facet. W zasadzie nie ma tygodnia, żebyśmy nie rozmawiali ze sobą telefonicznie. Jesteśmy cały czas w kontakcie.
Chciałbyś wrócić do Liigi, czy może bardziej interesowałoby cię poznanie jakiejś kolejnej lokalizacji, czegoś nowego? Która koncepcja bardziej cię przekonuje?
Powiem ci, że nie chciałbym ani wracać do siebie, ani też jeździć gdzieś po świecie. Tak naprawdę chciałbym zostać w Polsce. Z całą odpowiedzialnością, najbardziej byłbym zadowolony, gdyby udało mi się tutaj grać dalej.
Bardzo pochlebnie wyrażasz się o naszych rozgrywkach. Nie ukrywam, że trochę odbieram to jako przejaw kurtuazji. Ciężko jest uwierzyć, że dla Fina nasza liga może być tak atrakcyjnym miejscem.
Sytuacja dotycząca polskiego hokeja zmieniła się. Jakieś 2-3 lata temu nikt w Finlandii nic nie wiedział na ten temat, ale w ostatnim czasie pojawiło się tu dużo graczy z naszego kraju, co spowodowało, że Polska to już nie jest dla nas „biała plama” na mapie. Opinie są pochlebne pośród tych, którzy mieli okazję tutaj grać. Dodatkowo dobrą reklamą waszego hokeja jest dołączenie do Ligi Mistrzów. Weźmy na przykład pod uwagę mecze GKS-u Tychy z IFK Helsinki w ostatniej edycji. Okazaliście się godnym przeciwnikiem. Takie drobne rzeczy budują pozycję polskiego hokeja, a przynajmniej powodują, że Finowie zaczynają patrzeć inaczej na Polskę niż kilka lat temu. Muszę podkreślić doskonałą atmosferę, która panuje w waszej lidze. Hale są pełne, doping żywiołowy. Świetne warunki do grania. Naprawdę to wszystko sprawia, że chce się tu zostać.
Rozmawiał: Dawid Antczak
Komentarze