Witecki: Odczarowaliśmy bramkę „Wiedźmina”
– Potrzebowaliśmy impulsu, który spowodowałby, że w końcu wszystko zacznie prawidłowo funkcjonować. I tak też się stało. Przed zakończeniem drugiej tercji wyrównaliśmy, a w trzeciej odsłonie zdobyliśmy jeszcze trzy bramki – powiedział po czwartym meczu finałowym Jakub Witecki, skrzydłowy GKS Tychy. Jego zespół pokonał na własnym lodzie JKH GKS Jastrzębie 4:1 i wyrównał stan rywalizacji.
HOKEJ.NET:–Po pierwszej tercji przegrywaliście 0:1. Wasza gra nie wyglądała najlepiej, bo mieliście problemy z przebiciem się przez jastrzębski mur. Od drugiej tercji radziliście sobie znacznie lepiej.
Jakub Witecki, skrzydłowy GKS Tychy: –Od drugiej, a szczególnie od trzeciej odsłony. Prawdę mówiąc już od pierwszego meczu z JKH nie graliśmy tego, co powinniśmy. Szło nam jak po grudzie, ale w końcu przełamaliśmy się. Gra zaczęła się kleić. Może było to wynikiem tego, iż trener wprowadził drobne korekty w formacjach.
Wydaje się, że nagły zwrot w tym spotkaniu nastąpił po bramce Josefa Vitka, zdobytej na dodatek w dość szczęśliwych okolicznościach.
–Pełna zgoda. Ważne jest też to, że znaleźliśmy w końcu sposób na Przemka Odrobnego, bo w ostatnich kilku meczach bronił dosłownie wszystko. Najlepiej świadczy o tym fakt, że przez cztery tercje nie mogliśmy mu strzelić bramki. Próbowaliśmy uderzeń z dystansu, z nadgarstka, dobitek, a on wszystko odbijał lub wyłapywał...
Owszem trafiliśmy w dość szczęśliwych okolicznościach, ale dzięki tej bramce rozkruszyliśmy jastrzębski mur i odczarowaliśmy bramkę „Wiedźmina”
W przerwach między tercjami powiedzieliście sobie kilka mocniejszych słów?
–Wbrew pozorom nie było męskiej rozmowy. Wiedzieliśmy, że potrafimy grać i że w końcu efekty przyjdą. Potrzebowaliśmy impulsu, który spowodowałby, że w końcu wszystko zacznie prawidłowo funkcjonować. I tak też się stało. Przed zakończeniem drugiej tercji wyrównaliśmy, a w trzeciej odsłonie zdobyliśmy jeszcze trzy bramki.
–Myślę, że personalnie jesteśmy mocniejszym zespołem niż JKH Jastrzębie i musimy to udowodnić.
Cztery bramki z pewnością dodały Wam pewności siebie.
–Jasne. Najważniejsze jest jednak to, że w końcu graliśmy lepiej, a nasze akcje zaczęły się zazębiać. Ataki, które stworzył trener dobrze funkcjonują, a to dobry prognostyk przed środowym meczem.
Po czterech spotkaniach w finałowej serii jest remis 2:2. Wbrew pozorom, to dla Was dobry wynik.
–To dla nas bardzo dobry rezultat. Dotychczasowe spotkania były bardzo wyrównane. Teraz wszystko jest w naszych rękach.
Nie brakuje opinii, że mistrza Polski wyłoni dopiero siódmy mecz. Oznacza to, że rywalizacja potrwa aż do Świąt Wielkanocnych.
–Jest to prawdopodobne. Zresztą prawdziwy finał powinno grać się właśnie przez siedem spotkań. Jednak w środę pojedziemy do Jastrzębia by wygrywać i byłoby pięknie, gdyby udało nam się zakończyć tę rywalizację u nas.
Rozmawiał Radosław Kozłowski
Komentarze