Sam na sam z... Peterem Tabaczkiem
O grze przeciwko Aleksandrowi Owieczkinowi, trudnych momentach w karierze, a także o... podjadaniu słodyczy opowiada Peter Tabaczek, środkowy Aksam Unii Oświęcim. Zapraszamy na kolejny odcinek cyklu "Sam na sam z...".
Zaczniemy, jak zawsze, od kilku szybkich wyborów. Ciężka praca czy talent?
- Ciężka praca. Każdy talent trzeba rozwijać i to właśnie przez treningi. Hokej jest sportem, który wymaga cierpliwości i wielu poświęceń.
Szybki strzał czy zaskakujące podanie?
- Zaskakujące podanie. Gdy na lepszej pozycji znajduje się kolega z drużyny, to trzeba dograć mu krążek.
Trening czy odnowa biologiczna?
- To system naczyń połączonych. Po treningu trzeba się zregenerować i nabrać sił do dalszej pracy.
Co jest bardziej przydatne dla napastnika szybkość czy technika?
- Technika. Dobry zawodnik musi umieć manewrować kijem i krążkiem. A braki w szybkości można nadrobić techniką. W drugą stronę to nie działa. Szybkość jest zdecydowanie ważniejsza w short-tracku.
Ławka rezerwowych czy ławka kar?
- Nie będę oryginalny i powiem ławka kar. Nikt nie lubi siedzieć na trybunach.
Które rozgrywki są bardziej interesujące: NHL czy KHL?
- Bez dwóch zdań NHL. To liga, która jest na lepszym poziomie, zarówno sportowym, jak i organizacyjno-marketingowym.
W poprzednim sezonie chyba częściej spoglądałeś na KHL, bo Twój brat, Jan, bronił barw Slovana Bratysława.
- Starałem się być na bieżąco, ale teraz mój brat przeniósł się do ligi fińskiej. Z tej ligi ciężko znaleźć transmisję, więc coraz częściej oglądam NHL. Kibicuje drużynom, w których grają Słowacy. Ale chyba najbardziej podoba mi się styl gry Chicago Blackhawks.
Z kim gra Ci się lub grało najlepiej?
- Przez ostatnie dwa lata najczęściej występowałem z Wojtkiem Wojtarowiczem i Marcinem Jarosem i muszę przyznać, że dobrze mi się z nimi współpracuje. Przed nimi miałem okazję grać z Lukaszem Rzihą i Robertem Krajczim. Bardzo miło wspominam ten czas, podobnie jak grę z moimi braćmi, Jankiem i Pavolem. Było nam dane wystąpić razem w jednym ataku podczas dwóch sparingów.
Najgroźniejszy wypadek na lodzie, który pozostał Ci w pamięci?
- To moje dwie kontuzje, odniesione w Oświęcimiu. Podczas mojego pierwszego sezonu w Unii, doznałem kontuzji barku i w momencie zderzenia z rywalem wiedziałem, że czeka mnie operacja. Ręka była bezwładna…
Drugi uraz przydarzył mi się na początku tego roku, po ataku Petra Szinagla. Szczerze? Nie pamiętam okoliczności, w jakich do tego doszło. Tuż po ataku straciłem przytomność.
Strach pomyśleć, co stałoby się wówczas, gdyby z takim impetem wjechał we mnie zawodnik o większych gabarytach.
Jeśli jesteśmy już przy kontuzjach, to jak obecnie się czujesz?
- Z dnia na dzień jest coraz lepiej, ale nie zapeszajmy (śmiech).
Trener Mikula na jednej z ostatnich konferencji prasowych stwierdził, że bardzo na Ciebie liczy. Jest szansa, że zobaczymy Petera Tabaczka jeszcze w tym sezonie?
- Owszem, jest taka szansa. Jak będę gotowy to zagram i postaram się jak najbardziej pomóc mojej drużynie.
Na to właśnie liczą oświęcimscy kibice oraz Twój fanklub…
- Naprawdę miło to słyszeć. Dziękuję im za wszystkie słowa wsparcia. A co do fanklubu, to są moi bardzo dobrzy znajomi, których poznałem podczas gry w Oświęcimiu.
Podobno zakończyły się wszystkie procedury i jesteś już obywatelem Polski?
- Tak, zgadza się, jestem już Polakiem.
Zatem wzrosła Twoja wartość na polskim rynku..
- Być może. Ale nie ukrywam, że chciałbym związać się na dłużej z oświęcimskim klubem.
Czysto hipotetycznie - gdyby pojawiła się szansa zadebiutowania w polskich barwach, co byś zrobił?
- Byłby to dla mnie zaszczyt, jednak wszystko zależeć będzie od tego, czy zainteresowany moją osobą będzie selekcjoner Igor Zacharkin.
Ostatnio zostałeś tatą… Jak pierwsze wrażenia?
- Powoli przyzwyczajam się do nowej roli. Byłem obecny przy porodzie i było to dla mnie niesamowite przeżycie.
Najtrudniejszy moment w karierze?
- Przegrany finał na Mistrzostwach Świata do lat 18 i kontuzja odniesiona na miesiąc przed mistrzostwami świata do lat 20. Nawet teraz nie potrafię opisać uczuć, które wtedy nam towarzyszyły.
Największy sukces w karierze?
- Wicemistrzostwo świata z reprezentacją Słowacji U18. Rocznik 1985 był naprawdę bardzo dobry. Jaroslav Halak, Andrej Meszarosz, Sztefan Rużiczka, te nazwiska mówią dziś same za siebie.
Ważne były dla mnie dwa brązowe medale, zdobyte z Unią. Pozostał po nich pewien niedosyt, bo w sezonie 2011/2012 mieliśmy drużynę nawet na mistrzostwo Polski, ale dość gładko przegraliśmy w półfinale z Cracovią.
Krytyka - motywuje czy denerwuje?
- Zależy z czyich ust ona płynie. Jeżeli krytykuje mnie osoba, która zna się na hokeju, to jest to dla mnie czynnik pobudzający i motywujący. Oczywiście lubię podyskutować, ale na argumenty.
Który zawodnik w Twojej drużynie posiada największe umiejętności?
- Wydaje mi się, że Michał Fikrt, który już przez drugi sezon jest naszą opoką. Spore umiejętności ma także Roman Tvrdoń, ale jeśli mam wybrać jednego, to postawię na „Fikiego”.
Kto najczęściej żartuje sobie w szatni?
- Zdecydowanie Marcin Jaros. To on, jak na kapitana przystało, trzyma atmosferę w szatni. Potrafi pożartować, ale też krzyknąć.
Kto jest najbardziej niedocenianym polskim hokeistą?
- Wydaje mi się, że Mateusz Danieluk. Według mnie to zawodnik kompletny. Zadziorny, dobry technicznie i ciężko pracujący w defensywie.
Który polski gracz powinien zrobić większą karierę?
- Wydaje mi się, że Leszek Laszkiewicz. To zawodnik, który wciąż ma umiejętności pozwalające mu grać w dużo lepszej lidze niż polska. W kwiecie swojego sportowego wieku poradziłby sobie wszędzie.
Mikołaj Łopuski też mógłby grać w silniejszych ligach.
Najlepszy gracz w Polskiej Hokej Lidze?
- Jak dla mnie - Miro Zatko. Ma ogromne serce do gry, a także świetne umiejętności. Był mocnym punktem Naprzodu i Unii, a teraz jest czołowym obrońcą JKH GKS Jastrzębie. Ma wszystko: dobre warunki fizyczne, potrafi grać ciałem i uderzyć z niebieskiej.
Obrońca, którego najtrudniej minąć?
- I tu ponownie postawię na Mirka. Co tu dużo mówić, to wielki chłop z ogromnym kijem. Ciężko swobodnie przejechać koło niego (śmiech).
Najlepszy zawodnik, przeciwko któremu grałeś w swojej karierze?
- Miałem okazję grać przeciwko Aleksandrowi Owieczkinowi i było to na wcześniej wspomnianych MŚ. Miał raptem 18 lat i już imponował potężnymi warunkami fizycznymi.
Zresztą w tym turnieju występowali także Jewgienij Małkin, Ryan Suter, Ryan Getzlaf.
Nie zastanawiałeś się nad tym, gdzie byłbyś teraz, gdyby Twojej kariery nie pokrzyżowały kontuzje?
- Kiedyś o tym myślałem, bo jak o tym nie myśleć, skoro część moich rówieśników, z którymi grałem, występuje teraz w silniejszych ligach? To już jednak czas przeszły. Trzeba przyjmować to, co daje los.
Największy młody talent w Polsce?
- Ciężko powiedzieć. Na pewno jest ich zdecydowanie za mało.
Największy twardziel w lidze?
- Maciej Urbanowicz, ale po ostatnim ataku Petra Szinagla, też go muszę zaliczyć do tego grona (śmiech).
Najlepszy trener, z którym do tej pory pracowałeś?
- Nie prowadzę rankingu najlepszych szkoleniowców. Od każdego z nich czegoś się nauczyłem.
A trener Mikula?
- Bardzo dobry szkoleniowiec, który ogromną wagę przywiązuje do taktyki i sfery mentalnej.
Proszę dokończyć zdanie. Polski hokej to...
- To „znak stop”, bo od kilku lat ten sport w Polsce stoi w miejscu. Jeszcze przed dwudziestoma laty polska reprezentacja grała całkiem dobrze. W Albertville biało-czerwoni grali na olimpiadzie, więc wcale nie było tak źle. Ale kilkanaście lat temu działacze nie zdecydowali się na szereg reform i tu dopatrywałbym się początku tej patowej sytuacji.
Największe głupstwo, które kiedykolwiek słyszałeś?
- To, że politycy są od tego, by pomagać ludziom (śmiech).
Największe kłamstwo, które kiedykolwiek usłyszałeś na swój temat?
- Nic takiego nie utkwiło mi w pamięci…
Co robisz w wolnym czasie?
- Spędzam go z żoną i od niedawna z córeczką Sofią. Lubię aktywny wypoczynek, nie pogardzę też dobrym filmem, czy książką. Gustuję w biografiach sławnych ludzi, no i w literaturze zbliżonej do „Ojca Chrzestnego”. Uważam, że każdy facet powinien przeczytać tę książkę.
Czego najtrudniej sobie odmówić?
- Słodyczy. Lubię też dobrze zjeść, ale w naszej drużynie jest kilku chłopaków, którzy w tym elemencie są zdecydowanie lepsi. Nazwisk nie będę podawał, żeby uniknąć zemsty (śmiech).
Czego najbardziej się boisz?
- Śmierci i choroby moich bliskich. Tego najbardziej…
O czym marzy Peter Tabaczek?
- Chciałbym zdobyć mistrzostwo Polski z Unią... A poza tym, żeby moja rodzina była zdrowa i szczęśliwa.
I na koniec, jak często się denerwujesz?
- Jestem na co dzień człowiekiem bardzo spokojnym. Ale na lodzie czasem emocje biorą górę, zwłaszcza, jeśli coś nie idzie po mojej myśli.
Komentarze