Czerkawski: Musimy otworzyć się na zagranicę
- Mieszkam na stałe w Warszawie, często wyjeżdżam, więc nie mogę być w strukturach GKS-u - wyjaśnia Mariusz Czerkawski. Tym samym zdementował plotki o wejściu od zarządu tyskiego klubu. W rozmowie z naszym portalem "Mario" ocenił postawę GKS-u, a także wskazał kilka ścieżek prowadzących do odbudowy polskiego hokeja.
O sytuacji finansowej GKS-u...
- Budżet był większy niż parę lat temu, więc na pewno brak Tychów w półfinale, to największe rozczarowanie tego sezonu. Wszyscy liczyli, że zespół awansuje do czwórki, ale któryś z zespołów musiał odpaść. W ostatecznym rozrachunku to właśnie tyszanom zabrakło punktów.
O przedsezonowych wzmocnieniach i postawie drużyny w rozgrywkach...
- Od początku sezonu wydawało się, że po tych wzmocnieniach GKS zagra przynajmniej w półfinale play-off. W zespole było co prawda sporo kontuzji, ale trzeba spojrzeć na tę sprawę z drugiej strony i zadać sobie pytanie, czy pozostali dali z siebie wszystko i wykorzystali swój potencjał?
- O tym, kto wejdzie do czwórki zdecydowały trzy mecze, a w nich GKS się nie popisał, choć stracił też kilka ważnych punktów we wrześniu czy w styczniu. Nie jestem w stanie odpowiedzieć, gdzie dokładnie był popełniony błąd. Czy było to już w przygotowaniach do sezonu, czy w dalszym etapie. Matczak robił, co mógł, grając na trzy piątki, ale każdy trener ma swoją koncepcje. Szkoda, że Jackowi Płachcie się nie udało, mam nadzieję, że nadal będzie trenował, bo potrzebujemy młodych trenerów z doświadczeniem zdobytym na zagranicznych taflach.
Propozycje "Super Maria"
- W tej sytuacji trzeba na pewno zrobić rachunek sumienia. Nie należy się spodziewać zmian personalnych, przede wszystkim trzeba zmienić podejście, bo stare dobre porzekadło mówi, że same nazwiska nie grają. Zwycięża drużyna - kolektyw.
- GKS musi się otrząsnąć i wyciągnąć wnioski. Spójrzmy na Montreal, Tampę Bay i NY Rangers. Miały spore możliwości, ale w najważniejszym momencie zawiodły. Wiadomo, że ciężko przenosić to na polski grunt, ale z drugiej strony trzeba powiedzieć kilka ostrzejszych słów: panowie spieprzyliśmy i zrobić wszystko, by było lepiej.
O wejściu do zarządu tyskiego klubu...
- Mieszkam na stałe w Warszawie, często wyjeżdżam, więc nie mogę być w strukturach GKS-u. Jeśli potrzebna będzie jakaś pomoc, to absolutnie nie ma problemu. Ale na większe zaangażowanie nie mam po prostu czasu. Poza tym, w tyskiej rodzinie hokejowej jest dużo ludzi, którzy są w stanie ten klub wyciągać na wyżyny. Mam nadzieję, że pokażą na co ich stać.
Polski hokej musi się czerpać z zagranicznych wzorców...
- Trzeba zrobić wokół dyscypliny przyjazną atmosferę, wpuszczać kibiców na meczach wyjazdowych i wspierać reprezentację. Jestem przekonany, że jesteśmy w stanie wyjść z tego marazmu.
- Na pewno musimy się otworzyć na zagranicę. Zdobywać więcej wskazówek od najlepszych na świecie. Wystarczy popatrzyć na Węgrów, którzy poszli tropem kanadyjskim i osiągneli sukces. Przypomnę jeszcze raz o Morganie Samuelssonie, a nie Ulfie jak przedstawiały to niektóre media i PZHL. Miał spore doświadczenie i chciał się nim podzielić. W Polsce trzeba kogoś, kto pokaże nową jakość, sugeruję tutaj myśl skandynawską. To jest dobry kierunek, szkoda że zostaje odrzucany.
O zbliżających wyborach na prezesa PZHL-u...
- Na razie nikt oficjalnie nie kandyduje, więc nie mogę kogoś oficjalnie poprzeć. Jeśli Jacek Chadziński rzeczywiście ma zamiar kandydować, to powinien spotkać się z przedstawicielami klubów i opowiedzieć im o swoich planach. Nie będę rzucał mu kłód pod nogi, ale postaram się pomóc.
Wysłuchał Sebastian Królicki
Komentarze