MŚ elity 2019: Czesi i Finowie w półfinałach. Nie będzie trzech koron Szwecji (WIDEO)
Reprezentacje Czech i Finlandii uzupełniły skład półfinalistów rozgrywanych na Słowacji Mistrzostw Świata. Nie będzie trzeciego z rzędu mistrzowskiego tytułu dla Szwecji, która przegrała z występującymi w dość eksperymentalnym składzie sąsiadami ze wschodu.
W Bratysławie w wieczornym ćwierćfinale Czesi zmierzyli się z Niemcami. Obie ekipy od początku Mistrzostw Świata miały problemy z wykorzystywaniem przewag i dziś było to dobrze widoczne. W pierwszej tercji Niemcy otrzymali trzy kary mniejsze, ale Czesi żadnej ze swoich przewag nie potrafili zamienić na gola. Ta trzecia po wykluczeniu Patricka Hagera przeniosła się w połowie na drugą tercję, ale i wtedy drużynie Miloša Říhy nie udało się wykorzystać okazji do zdobycia bramki.
Na gole kibice musieli poczekać jeszcze długo, a do ich zdobycia potrzebne były niewymuszone straty i błędy obu bramkarzy. W 34. minucie w tercji ataku gwiazdor reprezentacji Niemiec Leon Draisaitl zagrał za plecy prosto do... napastnika reprezentacji Czech Jana Kovářa. Ten przejechał z krążkiem na drugą stronę tafli, wjechał do tercji obronnej rywali i oddał celny strzał obok stojącego między słupkami niemieckiej bramki Philippa Grubauera. Bramkarz Colorado Avalanche, który tak znakomicie spisywał się w końcówce sezonu NHL, nie był zasłonięty i z pewnością powinien obronić strzał rywala.
Ale już cztery minuty później po drugiej stronie tafli jeszcze większy błąd popełnił Patrik Bartošák. Za swoją bramką nonszalancko zagrał krążek tak, że ten został przejęty przez Frederika Tiffelsa, który szybko podał przed bramkę do Franka Mauera, a ten trafił do siatki obok desperacko wracającego między słupki czeskiego bramkarza i zrobiło się 1:1. W końcówce drugiej tercji Draisaitl mógł sprezentować Czechom drugiego gola, ale tym razem po podaniu Michaela Frolíka w dogodnej sytuacji tuż przed końcową syreną do siatki nie trafił Jakub Voráček.
Ale kapitan czeskiej drużyny doczekał się dziś gola w trzeciej tercji. Strzelał na raty, bo jego pierwszy strzał obronił Grubauer. Próbujący zapobiec dobitce niemiecki obrońca Marco Nowak nie trafił jednak w krążek, więc Voráček dobił i dał swojej drużynie prowadzenie 2:1. Wtedy jeszcze nie wiedział, że będzie to gol zwycięski. Do końca meczu strzelali już bowiem tylko Czesi. W 52. minucie najskuteczniejszy gracz ostatniego sezonu szwajcarskiej ekstraklasy Dominik Kubalík wjechał do niemieckiej tercji obronnej i popisał się potężnym strzałem "z klepy" tuż nad rękawicą Grubauera. Krążek zatrzepotał w siatce i było 3:1.
A zaledwie 87 sekund później Czechom dopisało szczęście. Grubauer wyjechał za bramkę, by zatrzymać krążek zagrany po bandzie, ale w narożniku tafli "guma" odbiła się niespodziewanie i wyleciała przed bramkę. Niemiecki bramkarz zdołał jeszcze dosięgnąć ją kijem, ale nie zatrzymać, co wykorzystał Ondřej Palát, dopiero w ósmym meczu na mistrzostwach zdobywający swojego pierwszego gola. W końcówce podczas gry w przewadze prowadzący Niemców trener Toni Söderholm postanowił wycofać bramkarza i zagrać 6 na 4 w polu. I tej przewagi nie udało się jednak jego drużynie wykorzystać, a gdy później Czechów było już w polu pięciu, Kovář trafił do pustej bramki i dorzucił swojego drugiego gola w meczu, ustalając wynik na 5:1.
Niemcy w swojej historii przegrali 9 z 10 ćwierćfinałów Mstrzostw Świata. Wygrać udało im się tylko na własnym terenie w 2010 roku 1:0 ze Szwajcarią. Tymczasem Czesi wracają do półfinału po czterech latach nieobecności. Po raz ostatni byli na tym etapie rywalizacji w 2015 roku, także u siebie. Wówczas w Pradze ulegli w meczu o finał Kanadzie 0:2. Teraz znów właśnie z Kanadyjczykami zagrają w sobotnim półfinale.
Czechy - Niemcy 5:1 (0:0, 1:1, 4:0)
1:0 Jan Kovář 33:41
1:1 Frank Mauer - Frederik Tiffels 37:46
2:1 Jakub Voráček - Dominik Simon 44:19
3:1 Dominik Kubalík - Jan Kovář, Filip Hronek 51:41
4:1 Ondřej Palát - Jan Kolář 53:08
5:1 Jan Kovář - Michal Moravčík 59:50 (pusta bramka)
Strzały: 34-22.
Kary: 6-6.
Widzowie: 9 085.
Znacznie bardziej zacięta rywalizacja do samego końca była w Koszycach, gdzie doszło do "wojny północnej" Finów ze Szwedami. Reprezentacja Finlandii na tych mistrzostwach dysponowała składem znacznie mniej doświadczonym od swoich zachodnich sąsiadów i złożonym niemal wyłącznie z graczy klubów europejskich. Fiński dziennik "Iltalehti" wyliczył dziś, że o ile reprezentanci "Suomi" w ostatnim sezonie zasadniczym NHL zdobyli łącznie tylko 18 punktów, to gracze "Trzech Koron"... 716.
Mimo to, Finowie zaczęli świetnie, bo już po 60 sekundach Niko Mikkola dał im prowadzenie. Tyle że szybko dostali karę za nadmierną liczbę graczy na lodzie i Szwecja w przewadze odpowiedziała golem Johna Klingberga. Finlandia walczyła jednak dzielnie, bo choć gdy na początku drugiej tercji po golu Eliasa Petterssona Szwedzi wyszli na prowadzenie 3:1 wydawało się, że już "odjadą" rywalom, to podopieczni Jukki Jalonena zdołali doprowadzić do remisu. Szwedzi jeszcze raz objęli prowadzenie tuż przed końcem drugiej tercji po golu Erika Gustafssona, który potężną "rakietą" lecącą z prędkością 149 km/h uszkodził kamerę w bramce, ale ostatnie słowa w tym dramatycznym meczu zostały wypowiedziane po fińsku.
Dokładnie na dwie minuty i pięć sekund przed końcem trzeciej tercji, nadal przegrywający 3:4 Finowie wycofali z bramki Kevina Lankinena. A po kolejnych 36 sekundach Marko Anttila doprowadził do remisu i dogrywki w trzyosobowych składach w polu. Chwilę wcześniej "dobić" Finów mógł Patric Hörnqvist, ale nie trafił do pustej bramki. A w dogrywce nie trzeba było długo czekać na rozstrzygnięcie. Lankinen broniąc strzał rywali zaliczył asystę, a bohaterem całej Finlandii został Sakari Manninen, który otrzymał nagrodę za swój znakomity występ. Gracz, który kilka dni temu podpisał kontrakt z Saławatem Jułajewem Ufa, asystował przy trzech pierwszych golach swojej drużyny, zdobywanych przez Mikkolę, Petteriego Lindbohma oraz Janiego Hakanpää, aż wreszcie dorzucił do tego gola i dał swojej drużynie zwycięstwo 5:4. Manninen przejechał niemal całą taflę, nim oddał perfekcyjny strzał w górny róg bramki Henrika Lundqvista.
Przed Mistrzostwami Świata jedna ze szwedzkich gazet napisała, że Finowie wysyłają na turniej swoją "najgorszą reprezentację w historii", bo zespół był pozbawiony gwiazd i niemal w ogóle nie miał zawodników z NHL. Tymczasem ta drużyna dziś nie tylko pokonała Szwecję po raz pierwszy na Mistrzostwach Świata od ośmiu lat, ale dodatkowo w strzałach miała przewagę 32-18. Szwecja nie zdobędzie więc tytułu mistrzowskiego po raz trzeci z rzędu. A Finów czeka teraz jeszcze trudniejsze zadanie, bo w półfinale zmierzą się z Rosją.
Finlandia - Szwecja 5:4 (1:2, 2:2, 1:0, 1:0)
1:0 Niko Mikkola - Harri Pesonen, Sakari Manninen 01:00
1:1 John Klingberg - William Nylander, Alexander Wennberg 02:38 (w przewadze)
1:2 Patric Hörnqvist - Oliver Ekman-Larsson, Adam Larsson 16:57
1:3 Elias Pettersson - Gabriel Landeskog, Oliver Ekman-Larsson 20:25
2:3 Petteri Lindbohm - Sakari Manninen, Harri Pesonen 25:04
3:3 Jani Hakanpää - Sakari Manninen 29:08
3:4 Erik Gustafsson - Gabriel Landeskog, Alexander Wennberg 39:35
4:4 Marko Anttila - Niko Ojamäki, Mikko Lehtonen 58:31 (bez bramkarza)
5:4 Sakari Manninen - Kevin Lankinen 61:37
Strzały: 32-18.
Kary: 4-0.
Widzowie: 6 304.
Komentarze