Przed finiszem sezonu zasadniczego
Umiesz liczyć? Licz na siebie! - to porzekadło pasuje jak ulał do sytuacji hokeistów Polonii Bytom i GKS-u Tychy. Ci pierwsi ostatnio wygrali w Tychach i przerwali serię porażek, ale tym samym zrzucili wicemistrzów kraju z pierwszego miejsca w tabeli. Finisz sezonu zasadniczego już blisko, a ten weekend znów zapowiada gorąco, nie tylko dla tych zespołów.
Umiesz liczyć? Licz na siebie! - to porzekadło pasuje jak ulał do sytuacji hokeistów Polonii Bytom i GKS-u Tychy. Ci pierwsi ostatnio wygrali w Tychach i przerwali serię porażek, ale tym samym zrzucili wicemistrzów kraju z pierwszego miejsca w tabeli. Finisz sezonu zasadniczego już blisko, a ten weekend znów zapowiada gorąco, nie tylko dla tych zespołów.
Odbudowane morale
Nastrój w szatni bytomskiej Polonii zdecydowanie się poprawił po wygranej w Tychach. Trener dokonał zmian w poszczególnych formacjach, co przyniosło wymierne efekty. Czy będzie tak również w meczach z mistrzem kraju oraz z „Szarotkami”?
- Najwięcej zależy od naszych głów - uśmiecha się środkowy napastnik Polonii, Marcin Słodczyk. - Trzy najbliższe spotkania na własnym lodowisku - z Krakowem, Tychami i Opolem – zadecydują, które ostatecznie miejsce zajmiemy po tej rundzie. Chciałoby się obronić dotychczasowe – czwarte - bo wtedy play off rozpoczyna się u siebie. Wydaje mi się, że problem w naszej grze sprowadza się do trzech elementów. Po pierwsze, słabo prezentujemy w końcowych fragmentach poszczególnych tercji, a już zwłaszcza w końcówkach meczów. Po drugie, nasza skuteczność jest przeciętna, a tego nie poprawi się z dnia na dzień. Poza tym łapiemy za dużo kar, zwłaszcza w ostatniej tercji, tyle że to następstwo braku już sił oraz chyba wyższych umiejętności rywali.
„Stodoła”, bytomskie lodowisko, to niewątpliwie atut Polonii, ale to hokeiści muszą wykorzystać swoje szanse. Polonia z Cracovią już raz wygrała po karnych i powtórzenie tego byłoby nie lada wyczynem. „Pasy” mają swoje problemy, bo oko leczy bramkarz nr 1 Rafał Radziszewski, ale ostatnio jego zmiennik Robert Kowalówka spisywał się bez zarzutu.
Już po krachu?
Kibice GKS-u Tychy chyba nie przypuszczali, że nastąpi taki krach, by w czterech spotkaniach, z czego trzech rozegranych na własnym lodzie, zdobyć zaledwie 3 pkt. Jeszcze do niedawna mieli 7 „oczek” przewagi nad Cracovią, a teraz jest już punkt straty. Wychodzi na to, że tyszanie muszą się bardzo mocno się zmobilizować, by odzyskać pierwsze miejsce.
- Kilka zwycięstw z rzędu osłabiło naszą czujność, a przy okazji popełniliśmy kilka rażących błędów i nieszczęście gotowe - tłumaczy kapitan GKS, Michał Kotlorz. - W ostatnich dniach ciężko pracowaliśmy na zajęciach i wierzę, że doszliśmy już do równowagi. Gdybyśmy tylko jeszcze poprawili skuteczność... W Nowym Targu przegraliśmy 1:2, a przecież oddaliśmy ponad 50 strzałów. Niewiarygodne? A jednak prawdziwe!
W ostatnim spotkaniu, u siebie z Polonią, mało odpowiedzialne zachowanie Kamila Kosowskiego sprawiło, że tyszanie stracili gola w dogrywce.
- Nikt do Kamila nie miał pretensji, bo to było wymuszone - dodaje Kotlorz. - Tomek Kozłowski, po wystrzeleniu krążka z własnej tercji, zamiast pojechać na zmianę, podążył za nim i zmusił Kamila do opuszczenia bramki. Okazał się sprytniejszy i jego kolega strzelił gola. Kamil w wielu meczach ratował nas przed porażką, trudno więc było mieć w tym przypadku pretensje do niego. Przeciwnie - wspieramy się, drużyna ma przecież jeden cel: odzyskać pierwsze miejsce.
Wyprawy tyszan do Jastrzębia oraz Opola do łatwych nie będą należały, ale komplet punktów to ich obowiązek – przekonują najwierniejsi fani zespołu.
Włodzimierz Sowiński - Dziennik Sport
Komentarze