Marcin Kolusz zaliczył przymusową przerwę, ale czy wróci do składu?
Marcin Kolusz zaliczył pięć meczów poza składem i ma nadzieję, że ta niefortunna passa już się zakończyła. To jednak wcale nie jest pewne, ale po ostatniej porażce w Nowy Targu jest wielce prawdopodobne, że trener Jirzi Szejba będzie chciał coś zmienić. Wicemistrzowie kraju z Tychów w dwumeczu z "Szarotkami stracili aż pięć punktów.
Jeszcze poczekajmy, jeszcze się nie śpieszmy, jeszcze tyle można znieść - to fragment refrenu znanej przed laty piosenki, pasujący do sytuacji GKS-u Tychy po 8 meczach ligowych. Wicemistrzowie z Tychów do tej pory stracili tylko i aż 6 punktów, ale 5 nich z Podhalem Nowy Targ i trochę ich to zabolało. - Czas na podsumowania przyjdzie dopiero po II rundzie Pucharu Kontynentalnego, za niecałe trzy tygodnie. Dopiero po tym występie będziemy mogli ocenić, co nam lżej lub mocniej dolega - wyjaśnia szef sekcji hokejowej, Wojciech Matczak.
Brak skuteczności
Pierwsze spotkanie z góralami tyszanie przegrali po dogrywce 2:3, choć wydawało się, że mecz zakończy się ich zwycięstwem. Krzysztof Zapała zapewnił „Szarotkom” na 2 sek. przed końcem regulaminowego czasu remis, a w potem trafił Dariusz Gruszka. Rewanż zakończył się porażką 2:4, a oba sukcesy na swoje konto zapisał trener Marek Rączka, który w „awaryjnym” trybie zastąpił zdyskwalifikowanego Marka Ziętarę. W piątek w Opolu „Szarotkami” będzie kierował już Ukrainiec Witalij Semenczenko.
Bilans w strzałach w obu potyczkach wynosi 83:41 dla tyszan i wniosek nasuwa się niemal samoistnie. Brak skuteczności zaważył na obu porażkach.
- Na pewno hokeiści w żadnym calu nie zlekceważyli rywala, bo mecze zawsze były zacięte - wyjaśnia Matczak. - Porażek nie można tłumaczyć tylko skutecznością, a raczej jej brakiem, bo to nie jest żadne tłumaczenie, ale uproszczenie sprawy. Musimy spokojnie popracować i zobaczymy, co nam czas przyniesie. Teraz nie ma co wyciągać daleko idących wniosków, bo raptem mamy 8 spotkań ligowych, a przed nami turniej Pucharu Kontynentalnego. A wcale nie ukrywamy swoich aspiracji.
Hokeiści Podhala we wtorek prowadzili już 3:0, choć goście oddali 16 strzałów w ciągu jednej tercji (sumie 38).
- Skuteczność, skutecznością, ale jeżeli Jarmo Jokila przy pierwszym golu przejeżdża przez całe lodowisko i dopiero w końcowych fragmentach próbuje go zatrzymać, bezskutecznie Remigiusz Gazda... - szybko wyjaśnia szef sekcji. - Przy drugim trafieniu Jokili spóźnił się z interwencją Mateusz Bryk. Oczywiście, można wszystko zrzucić na skuteczność, ale przecież nie można zapominać o obronie, która powinna się zaczynać daleko od własnej strefy. Podkreślam, że szczyt formy powinien przypaść na II rundę Pucharu Kontynentalnego.
Komfort czy dyskomfort?
Pilnie obserwowaliśmy ruchy transferowe w Tychach i bilans wyszedł na plus. Zespół znalazł się w komfortowej sytuacji, bo ma dwóch wartościowych bramkarzy, aż 9 defensorów oraz 14 napastników. Nie pamiętamy, by na przestrzeni kilkunastu sezonów w Tychach był taki wybór nie tylko ilościowy, ale również jakościowy. Obok doświadczonych zawodników jest wielu młodych, mających przed sobą spore reprezentacyjne perspektywy.
Jest również pewien dyskomfort, bo jeden z bramkarzy musi zająć miejsce tylko w boksie, zaś obrońca i dwóch napastników zostaje odesłanych na trybuny. Na pewno cierpią z tego powodu okrutnie. A najbardziej z nich Michał Woźnica, który od początku sezonu długo czekał na swój debiut. Patryk Kogut miał kłopot z udem i w meczu z Podhalem jego miejsce zajął wychowanek tyszan, który za GKS-em wskoczyłby w ogień.
Po pierwszym przegranym meczu 2:3 ze składu, ku zaskoczeniu kibiców, wypadł Marcin Kolusz, kapitan reprezentacji kraju, który był poza kadrą już ich pięć. Nie pamiętamy takiego przypadku w naszej lidze, by jeden z czołowych zawodników siedział przed TV, gdzie jego drużyna gra w jego rodzinnym mieście!
- Dlaczego jestem poza składem, odsyłam do trenera, bo mnie tylko wypada zaakceptować tę sytuację. Trenowałem, trochę się nudziłem i czekam na swój czas i, mam nadzieję, dostanę szansę już w najbliższym meczu z Toruniem - stwierdził niezwykle dyplomatycznie „grzesznik”.
- Taka jest kolej losu i wszyscy jesteśmy zdania, że od Marcina należy wymagać zdecydowanie więcej niż od pozostałych graczy ligowych - mocno akcentuje kierownik Matczak. - Trenerzy dali mu czas na treningi i pewnie wróci do zespołu. Najważniejsze, by w Pucharze Kontynentalnym był w najwyższej formie. I tego oczekuję nie tylko od Marcina, ale też od jego kolegów.
Teraz przed Tychami teoretycznie słabsi rywale, ale hokeiści nie mogą lekceważyć żadnego z nich.
Włodzimierz Sowiński - Dziennik Sport
Komentarze