Marcin Kolusz: Obraliśmy właściwy kurs
O wygranej w turnieju eliminacji olimpijskiej w Budapeszcie zadecyduje jeden detal – przekonuje kapitan biało-czerwonych.
WŁODZIMIERZ SOWIŃSKI: Już kilka razy uczestniczył pan w turniejach przedolimpijskich - ciągle z porażkami. Która najbardziej zabolała?
MARCIN KOLUSZ: - Chyba ta z Japonią 1:3 w Sanoku (9.11.2008 - przyp. red), bo wówczas byliśmy dopiero na początku eliminacji i od razu pogrzebaliśmy marzenia o igrzyskach. Potem były przegrane na Ukrainie. Lepiej tych porażek zanadto nie wspominać tuż przed ważnym dla nas turniejem...
Od czasu Sanoka sporo jednak w tej reprezentacji się zmieniło.
MARCIN KOLUSZ: - Upłynęło kilka lat, w trakcie których wielu zawodników zakończyło przygodę reprezentacyjną. Mieliśmy w tym okresie dużo problemów, momentów słabych. Ale od pewnego czasu jesteśmy na właściwym kursie. Przede wszystkim zdobyliśmy więcej doświadczenia, bo od dwóch sezonów spotykamy się z silnymi rywalami i okrzepliśmy w takich trudnych meczach. Ta reprezentacja wykonała jakościowy skok.
Co o tym zadecydowało?
MARCIN KOLUSZ: - Trenerzy dokonali przewartościowań, zmieniła się praca na treningach. Szkoleniowcy postawili nie na długość, lecz intensywność zajęć. Zmieniło się również nasze podejście do treningu, zaangażowanie. Dużo dał nam kontakt z trenerem Igorem Zacharkinem. Z kolei Jacek Płachta czerpie z wiedzy byłego szefa, ale również korzysta z własnych doświadczeń, wszak ponad 17 sezonów spędził w niemieckiej Bundeslidze. Musimy dalej mozolnie podążać we właściwym kierunku. Jestem przekonany, że jeżeli będziemy realizowali założenia taktyczne, wówczas jesteśmy w stanie wygrywać z wyżej notowanymi rywalami.
Przed wami turniej w Budapeszcie, który tak naprawdę sprowadza się do meczu z gospodarzami. Stać was na wygranie z Madziarami?
MARCIN KOLUSZ: - Stop! Proszę pamiętać, że przed Węgrami gramy z Estonią i Litwą. To przeciwnicy teoretycznie słabsi, ale trzeba z nimi wygrać. A dopiero potem martwić się o spotkanie z gospodarzami. Stanowimy monolit, bez wielkich indywidualności, i jako taki stanowimy siłę. Gdy zjeżdżamy na zgrupowania, nikt nie rozpamiętuje ostrych starć z potyczek ligowych. Zespół – to nasza siła. Jeżeli udźwigniemy ciężar odpowiedzialności, możemy pokonać gospodarzy, bo w niczym im nie ustępujemy.
Pamiętamy nieznaczną porażkę 1:2 z ubiegłorocznych mistrzostw świata w Krakowie. Scenariusz meczu może być podobny? Wynik – rzecz jasna – inny.
MARCIN KOLUSZ: - Z Węgrami od dłuższego czasu gramy zacięte mecze. O wyniku zadecydują detale. Jesteśmy pozytywnie nastawieni i dobrej myśli. Przed nami jeszcze długa droga do igrzysk olimpijskich Pjoengczang, po ewentualnym zwycięstwie awansujemy dopiero do finałowego turnieju, a w nim będą rywale z jeszcze wyższej półki. To byłaby fajna sprawa, znów zdobylibyśmy cenne doświadczenia. A może postaramy się o jakąś niespodziankę? To jednak na razie zmartwienie na wyrost.
Jedziecie do Budapesztu w blasku jupiterów. Nawet w telewizji mówią o hokeistach!
MARCIN KOLUSZ: - Naszej dyscyplinie potrzebny jest rozgłos i szum medialny. Natomiast dobra gra i zwycięstwa to właściwe koło zamachowe dla hokeja w kraju. Tym turniejem chcielibyśmy dołożyć cegiełkę w jego rozwój.
Włodzimierz Sowiński - Dziennik Sport
Komentarze