Mistrzowie Polski na fali wznoszącej!
Hokeiści GKS Tychy po awansie do finału Pucharu Kontynentalnego są na fali wznoszącej. Chcą utrzymać się na niej do końca sezonu.
Jeżeli w głównych telewizyjnych wiadomościach sportowych ok. 20.00 pokazują radosne twarze tyskich hokeistów – to nieomylny znak, że w tej dyscyplinie wydarzyło się coś godnego odnotowania. Awans GKS-u Tychy do finału Pucharu Kontynentalnego, jak widać, odbił się szerokim echem.
Generalnie dla mistrzów z Tychów ten sezon będzie na pewno wyjątkowy i intensywny: mecz będzie gonił mecz, a każdy z nich zaliczany będzie do ważnych.
- Ale proszę mi wierzyć, niczego się nie obawiamy. Po występie w Rouen dostaliśmy takiego kopa, że... znaleźliśmy się w innej przestrzeni. Sukcesy i ważne zwycięstwa wyzwalają dodatkową energię i wzmacniają chemię w zespole - mówi radosnym głosem kapitan GKS-u, Michał Kotlorz.
Trudne mediacje?
Dla tyskiej drużyny nadchodzi bardzo intensywny okres: rozpoczynają się przygotowania do styczniowego finału, trwają rozgrywki ligowe, a w niedalekiej przyszłości ewentualne spotkania w turnieju EIHC w Katowicach oraz pod koniec grudnia finał Pucharu Polski. Włodarze klubu chcą wynegocjować ze związkiem zwolnienie kadrowiczów ze zgrupowania oraz turnieju. Z oczywistych względów mediacje te będą trudne...
- Cieszmy się ze święta, jakie teraz przeżywamy, ale zarazem skupmy się na poważnych wyzwaniach. Zdajemy sobie sprawę, jak do nas będą podchodzili ligowi rywale, ale mogę tylko powiedzieć, że występy pucharowe wiele nam dały. Nabraliśmy pewności siebie i to powinno również zaprocentować w potyczkach o ligowe punkty – dodaje „Kotek”, jak nazywają go koledzy.
Kręci się karuzela
Tyscy hokeiści mają prawo się czuć jakby siedzieli na kręcącej się na najwyższych obrotach karuzeli. W ubiegły czwartek wylecieli do Paryża, potem przemieścili się do Rouen. Rozegrali trzy mecze, a w nocy z niedzieli na poniedziałek o 3.00 nad ranem wyruszyli w drogę powrotną, by w południe zameldować się w Tychach. Ten dzień był wolny, ale już wczoraj przeprowadzili trening przed dzisiejszym zaległym spotkaniem z Jastrzębiem.
- Nie lubię dni wolnych, najgorsze są święta, bo zawsze wszystko mnie... boli – śmieje się Michał Kotlorz. - Każdy z nas odczuwa większe lub mniejsze urazy. To jednak musi iść w niepamięć, skoro przed nami mecz z Jastrzębiem, potem - znów na własnym lodzie - z Cracovią i znów trudny wyjazd do Nowego Targu. Trzeba będzie punktować, bo na skutek walkowera straciliśmy pierwsze miejsce w tabeli. A do play offu chcemy przystąpić z pozycji lidera, bo wówczas, przynajmniej teoretycznie, jest nieco łatwiej. Nie zmienia to faktu, że bez względu na okoliczności do każdego rywala podchodzimy z szacunkiem.
Szczupła kadra
Tyszanie się radują, zaś ich najbliższy rywal z Jastrzębia ciągle przeżywa poważne problemy kadrowe. Mimo to ekipa Roberta Kalabera w niedzielę dokonała rzeczy prawie niemożliwej: przegrywała w Sanoku po II tercjach 1:5, by wygrać po karnych 6:5. O 1.30 z niedzieli na poniedziałek hokeiści byli w Jastrzębiu, zaś o 10.00 pojawili się na lodzie. Może właśnie dlatego, że trener Kalaber nie stosuje żadnej taryfy ulgowej, zespół plasuje się wysoko w tabeli, choć składem ustępuje wielu ekipom.
Na domiar złego, na wspomnianym porannym treningu urazu szczęki doznał Rafał Rostkowski i raczej nie zobaczymy go w Tychach. Trener Kalaber jest jednak specjalistą od... rotowania składem. Ciekawi więc jesteśmy, co za niespodziankę przygotował na dzisiejsze spotkanie.
Włodzimierz Sowiński - Dziennik Sport
Komentarze