Czerkawski: W nadchodzącym sezonie NHL nie wykluczam niespodzianki
Los Angeles Kings czy Chicago Blackhawks wymieniani są w gronie faworytów, ale oba zespoły muszą na siebie trafić w finale Konferencji Zachodniej - mówi były hokeista NHL, Mariusz Czerkawski.
WŁODZIMIERZ SOWIŃSKI: Pilnie śledzisz wydarzenia w NHL?
MARIUSZ CZERKAWSKI: Owszem, śledzę, ale z pewnym dystansem. Od kilku lat jestem poza centrum wydarzeń i na dodatek ESPN wycofała się z przekazu telewizyjnego w Europie. Ubolewam nad tym, bo przecież można było nagrać transmisję i potem spokojnie delektować się meczem rano przy kawie. Z tego, co wiem, jedna z naszych stacji ma zamiar wykupić licencję i pokazywać hokej z udziałem najlepszych. To byłaby gratka dla wszystkich sympatyków tej dyscypliny. Mam nadzieję, że już niebawem to nastąpi.
Wiele się zmieniło od czasów gdy ty występowałeś w NHL?
MARIUSZ CZERKAWSKI: Przedsiębiorstwo pt. NHL, jeżeli tak można mówić, jeszcze bardziej okrzepło, wzmocniło się i z roku na rok się rozwija ku uciesze wszystkich. Widać, że jest dobrze prowadzone i stąd też ma jeszcze większe przychody. Dobrze, że obowiązuje salary cap, czyli limit wydatków na pensje, dzięki czemu każdy z klubów może się rozwijać. Również draft sprawia, że kluby traktowane są równo i nie ma takich dysproporcji, jakie notujemy w europejskich klubach piłkarskich. W futbolu grupa najbogatszych dyktuje warunki i na topie zawsze będą Real Madryt, Bayern Monachium czy Barcelona. W NHL, NBA czy NFL wszystko dzieli się sprawiedliwie i kluby prawidłowo się rozwijają. Na kontynencie amerykańskim zawodowy sport wszystko dzieli sprawiedliwie w przeciwieństwie do Europy, co mnie bardzo boli i nie mogę zrozumieć, że tego u nas nie można uporządkować. Jedynie trzeba tego chcieć.
Czy masz swoich faworytów w tym sezonie?
MARIUSZ CZERKAWSKI: Los Angeles Kings czy Chicago Blackhawks wymieniani są w gronie faworytów, ale oba zespoły muszą na siebie trafić w finale Konferencji Zachodniej. Jedna z tych drużyn może się spotkać z ekipą z Montrealu lub Toronto. Zagadką jest Boston. Nie wiem tak do końca na co stać Pittsburgh Penguins, Edmonton czy Rangers z Nowego Jorku. Nie wykluczam jednak niespodzianki, bo przecież sezon zasadniczy składa się z 82 meczów i może nastąpić wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji. Faworyci są, ale wcale nie muszą trafić do finału Pucharu Stanleya.
Autor: Włodzimierz Sowiński - Dziennik Sport
Komentarze