Nie oszczędzili nawet dzieci
Początek historii którą przedstawiamy sięga roku 2012 roku. Wówczas to w hokejowym Zagłębiu za prezesury Marcina Falla zostało utworzone specjalne subkonto, na którym miały być gromadzone środki na potrzeby wyjazdów szkoleniowych dzieci trenujących w klubie. W stosunkowo krótkim czasie rodzice własnym staraniem zgromadzili na tym koncie kwotę 15 tys. złotych. W roku 2013 na skutek nieudolnego zarządzania i nadzoru, klub pomimo pokaźnego budżetu (5,35 mln. zł na 2 lata) został zadłużony do tego stopnia, że komornik zajął konta klubu wraz z wspomnianym subkontem.
Za cały komentarz na temat sposobu gospodarowania w klubie może służyć fakt, że klub który zdobył Mistrzostwo Polski seniorów i juniorów w bieżącym sezonie, Ciarko PBS Bank Sanok miał do dyspozycji roczny budżet nie przekraczający 3 mln. zł a czwarta w tabeli końcowej Unia Oświęcim dysponowała jedynie 2,2 mln zł. Obecnie na skutek powiadomienia prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, które złożył do prokuratury radny Tomasza Mędrzak, toczy się intensywne śledztwo w sprawie niegospodarności w spółce i – jak się dowiadujemy - zatacza ono coraz szersze kręgi.
Po postawieniu hokejowej spółki w stan likwidacji, władze miasta zdecydowały, że szkoleniem młodzieży będzie od tej chwili zajmował się UKS Sielec. Rodzice pokrzywdzonych dzieci zwrócili się więc do obecnie urzędującego prezesa UKS Sielec Adama Pronia o odniesienie się do sprawy utraconych środków, ale spotkali się z jego zdecydowaną odmową. Została więc rodzicom ostatnia instancja, czyli odpowiedzialna za sprawy sportu w mieście Pani Agnieszka Czechowska-Kopeć. Ta, już na wstępie swej odpowiedzi rozwiała wszelkie nadzieje pisząc min.: „od strony formalno-prawnej Zagłębie Sosnowiec Spółka Akcyjna w likwidacji jest odrębnym od gminy Sosnowiec podmiotem gospodarczym, działającym na rynku we własnym zakresie, na własną odpowiedzialność i na swój rachunek” i dalej: „W konsekwencji za wszelkie działania spółki oraz efekty tych działań odpowiadają wyłącznie organy zarządzające. Struktura właścicielska/powiązania kapitałowe nie mają w tym aspekcie znaczenia”.
Innymi słowy: nieważne, że byliśmy właścicielami spółki, nieważne, że wyznaczaliśmy skład Rady Nadzorczej i Zarządu – nie naprawimy krzywd, bo nie mamy takiego formalno-prawnego obowiązku. Można to nazwać cynizmem, można – jeśli używać języka moralnie zaangażowanego, draństwem lub jeszcze gorzej, ale taki sposób myślenia jest przede wszystkim niebezpieczny, ponieważ to co głupie, bywa zaraźliwe, a taka idea zamiast umrzeć natychmiast, może być naśladowana przez podwładnych, a wówczas strach pomyśleć, jak będzie się żyło obywatelom.
Zadośćuczynić dzieciom można było na milion sposobów, organizując choćby samemu obóz szkoleniowy, zafundować kilka przejazdów itp. ale w słowniku tej władzy słowo „empatia” widocznie nie figuruje. To co dla przeciętnego obywatela poruszającego się na polu dobra i zła, krzywdy i nagrody jest oczywiste, dla urzędnika oczywistym już nie jest i pewnie dlatego, tak daleko nam do społeczeństwa obywatelskiego, w którym nie ma podziału między my - władza - i oni. Wobec zaniku wrażliwości u rządzących, można tylko ich przestrzec, że atrofia fundamentalnych dla życia społecznego normatywnych systemów, najczęściej skutkuje buntem realizowanym przy urnie wyborczej lub na ulicy. Upadłość miejskiej spółki sama w sobie jest bezprecedensową kompromitacją władzy, a tutaj mamy do czynienia jeszcze z arogancją i ludzką krzywdą. Przesłanie jakie płynie z opisanych faktów jest nie tylko smutne, ale również zagrażające rozwojowi miasta, bowiem każdy potencjalny inwestor od teraz będzie się zastanawiał, czy aby na pewno interesy z gminą są dla niego bezpieczne.
Komentarze