Narkotyki i leki przyczyną śmierci Jimmy'go Hayesa
Przyczyną śmierci 31-letniego byłego hokeisty NHL Jimmy'ego Hayesa było zatrucie mieszanką narkotyków i środków przeciwbólowych. Rodzina zawodnika ujawnia smutną prawdę o jego uzależnieniu.
Hayes zmarł w sierpniu tego roku w swoim domu w mieście Milton w stanie Massachusetts. Policja od razu informowała wówczas, że nie ma śladów udziału osób trzecich w śmierci byłego hokeisty. Teraz wiadomo, jaka była jej przyczyna.
W piątek rodzina Amerykanina dowiedziała się, że sekcja zwłok wykazała, iż śmierć spowodowało "ostre zatrucie spowodowane mieszaniną kokainy i fentanylu". Fentanyl jest silnym środkiem przeciwbólowym. Bliscy zawodnika zdecydowali się ujawnić publicznie, że Hayes był uzależniony od leków. Jak mówią - liczą na to, że upublicznienie jego historii pomoże przestrzec innych przed podzieleniem jego losu.
- Mam nadzieję, że publiczne opowiedzenie historii Jimmy'ego pomoże uratować komuś życie - mówi ojciec hokeisty Kevin Hayes w rozmowie z dziennikiem "The Boston Globe". - To jest bardzo smutne, ale jeśli może uchronić kogoś przed bólem, to świetnie.
Jimmy Hayes został do NHL wybrany w 2008 roku z numerem 60 draftu przez Toronto Maple Leafs. Nigdy jednak w tym zespole nie zagrał. Na taflach najlepszej ligi świata reprezentował barwy Chicago Blackhawks, Florida Panthers, Boston Bruins i New Jersey Devils. Łącznie wystąpił w 334 meczach sezonów zasadniczych, strzelił 54 gole i zaliczył 55 asyst. Grał także dwukrotnie w fazie play-off. Występował w NHL przez 7 lat, część sezonów dzieląc między tę ligę a AHL.
Przed rozpoczęciem zawodowej kariery był graczem drużyny Boston College Eagles, która w 2010 roku sięgnęła po uniwersyteckie mistrzostwo Stanów Zjednoczonych. Z reprezentacją USA był z kolei wicemistrzem świata do lat 18. Po raz ostatni zawodowo grał w hokeja w 2019 roku.
Według "The Boston Globe" przyjaciele zawodnika wiedzieli, że już w trakcie kariery miał problemy z uzależnieniem od środków przeciwbólowych. Niedawno przeszedł jednak terapię i nawet jego żona mówi, że była przekonana, że ten problem to przeszłość.
- Byłam całkowicie zszokowana - powiedziała o uzyskaniu informacji o przyczynie śmierci swojego męża, z którym miała dwóch małych synów - 2-letniego Beau oraz 3-miesięcznego Maca. - Miałam przekonanie, że to nie miało nic wspólnego z lekami i narkotykami. Naprawdę myślałam, że to był atak serca czy cokolwiek, ale nie to. (...) W domu nigdy nie dawał żadnych oznak problemów.
Nieco mniej zaskoczony jest ojciec hokeisty, który sam zmagał się z uzależnieniem. - Sam jestem uzależniony. Już bardzo długo jestem "czysty", ale wiem jaką moc to ma. Początkowo byłem zszokowany tą informacją, ale później zacząłem sobie układać pewne rzeczy w głowie... Wiem, co robi z człowiekiem uzależnienie - mówi.
Kevin Hayes, którego młodszy syn Kevin junior gra w NHL w Philadelphia Flyers, opowiedział, jak zwracał Jimmy'emu uwagę na problemy z lekami.
- Jakieś 16-17 miesięcy temu zobaczyłem pewną zmianę w zachowaniu Jimmy'ego i powiedziałem mu, że może mieć problem z tabletkami. Przez jakiś czas był kontuzjowany i chyba zaczął brać środki przeciwbólowe, które w pewnym momencie cię uzależniają - mówi Hayes senior. - Zadzwonił do mnie za trzy tygodnie i powiedział: Tato, jestem uzależniony od tych tabletek. Miałem kontuzję, zacząłem je brać i nigdy nie przestałem. Powiedziałem, że postaramy się mu pomóc.
To właśnie wtedy były zawodnik trafił na terapię odwykową. - Otrzymał pomoc i myślałem, że jest na drodze do wyzdrowienia, ale to g**no jest takie silne... - powiedział Kevin Hayes.
Ojciec hokeisty tłumaczy, że nie chce zaszkodzić jego reputacji po śmierci, a w tak otwartym mówieniu o problemach syna widzi wartość społeczną.
- Nie chcę, żeby był stygmatyzowany jako pieprzony ćpun, bo nim nie był. Jimmy pomagał wszystkim. Słyszałem wiele historii o tym, że nigdy nie mówił "nie". Był cudownym dzieciakiem, ale to uzależnienie jest takie silne - mówi. - Uważam się za całkiem silnego psychicznie. Jestem facetem z ulicy. Ale na to nie ma recepty. Tu macie wspaniałego, typowego amerykańskiego chłopaka, który popełnił straszny błąd i zapłacił za to życiem.
Komentarze