NHL: "Kaczory" zabrały bramkarza Blues
Na 6 tygodni wypadł ze składu Anaheim Ducks kontuzjowany Ryan Miller. Klub z Kalifornii zareagował natychmiast, zabierając do siebie bramkarza St. Louis Blues.
Miller nie dokończył niedzielnego meczu z New Jersey Devils, który jego drużyna wygrała po rzutach karnych 6:5 i nie wykorzystał szansy zostania bramkarzem z największą liczbą zwycięstw w NHL wśród Amerykanów. Dziś klub ogłosił, że doświadczony gracz ma naderwane więzadło poboczne piszczelowe i nie będzie mógł zagrać przez okres do 6 tygodni.
Klub z Anaheim potrzebował więc szybko pozyskania bramkarza, który stworzy duet z Johnem Gibsonem. Okazja nadarzyła się dzięki kadrowej sytuacji w St. Louis Blues. Władze klubu ze stanu Missouri akurat próbowały odesłać do ligi AHL Chada Johnsona, który w St. Louis zawodził. W jego miejsce jako nowy bramkarz numer 2 został ściągnięty z AHL Jordan Bennington. "Zesłanie" Johnsona musiało się jednak odbyć przez listę graczy odrzuconych, a to zawsze szansa na przejęcie gracza przez inny klub.
Z takiej właśnie szansy skorzystali Anaheim Ducks. Johnson przed rozgrywkami podpisał w St. Louis roczny kontrakt opiewający na 1,75 mln. dolarów, by być zmiennikiem Jake'a Allena. Zagrał łącznie w 10 meczach, ale notował w słabo spisującej się drużynie bardzo słabe statystyki. Bronił ze skutecznością zaledwie 88,4 %, a średnio wpuszczał 3,54 gola na mecz.
Kanadyjczyk został wybrany do NHL z numerem 125 draftu przez Pittsburgh Penguins. Nigdy w tej drużynie jednak w najlepszej lidze świata nie zagrał, za to reprezentował barwy aż 7 innych zespołów. Grał kolejno w: New York Rangers, Phoenix Coyotes, Boston Bruins, New York Islanders, Buffalo Sabres (dwukrotnie), Calgary Flames i wreszcie Blues. Poza swoim drugim pobytem w Buffalo nigdzie jednak nie był przez dłuższy czas bramkarzem numer 1. Łącznie rozegrał w NHL 183 mecze, w których interweniował ze skutecznością 90,9 %, a średnio wpuszczał 2,69 gola na mecz. W 8 spotkaniach nie dał się pokonać. W ubiegłym roku z reprezentacją Kanady sięgnął po srebrny medal Mistrzostw Świata.
W Anaheim raczej nie pokładają w nim wielkich nadziei na przyszłość. Johnson ma już 32 lata i nikt nie liczy, że wygra rywalizację z Gibsonem. Jest jednak potrzebny na ławkę w tej chwili, bo drużyna Randy'ego Carlyle'a zagra jeszcze jutro u siebie z Dallas Stars, a później wybiera się na sześciomeczową serię wyjazdową.
Komentarze