Bykow: Polacy lubią grać podaniami
Dziennikarz "Sowietskiego Sportu" zadzwonił do Wiaczesława Bykowa i porozmawiał o Ilji Bryzgałowie, wyczynie Patrice’a Bergerona, Anatoliju Tarasowie i "Legendzie nr 17". Jak się okazało, były znakomity napastnik spędza lato na... budowie - Trwa remont domu w Szwajcarii... Muszę spędzić trochę czasu z dziećmi i przy okazji cieszyć się życiem. Chociaż pogoda nie jest najlepsza. Takie średnie to lato... - mówi Bykow.
Przez rok tak wypromowaliście hokej w Polsce, że startuje tam profesjonalna liga!
– Właśnie dlatego zgodziliśmy się uczestniczyć w tym projekcie. Widzimy duży entuzjazm u prezesa związku. Ludzie chcą zrobić coś dla hokeja. Warunkiem było to, aby Polacy wychodzili naprzeciw naszym propozycjom.
Dlaczego nie występują w KHL?
– Trzeba być realistą. Na razie jest za wcześnie. Nie ma ani kadrowego, ani finansowego zaplecza. Mamy plan rozwoju na trzy-cztery lata. Trzeba, aby urosło nowe pokolenie hokeistów z innym myśleniem i z ambicjami. Z Igorem Zacharkinem nie jesteśmy przecież czarodziejami, aby od razu stworzyć światowej klasy zawodnika.
Czy są tacy polscy zawodnicy, poziom których pozwoliłby im zagrać w składzie reprezentacji Rosji w rozgrywkach Eurotour?
– Kilku na pewno by mogło. Chłopacy są wychowani na radzieckiej szkole. Szczególnie jest wspominany mecz z 1976 roku, kiedy to Polska ograła na mistrzostwach świata "Czerwoną machinę" ZSRR (6:4). Byłem bardzo zdziwiony, gdy po raz pierwszy zobaczyłem, że Polacy lubią grać podaniami, stwarzać kombinacyjne akcje, tak jak my kiedyś w ZSRR. Nie jest to typowa strategia "strzelaj i jedź", próbują wprowadzić krążek do pustej bramki…
"Tarasow skończył wieku 55 lat"
Czy proponował Pan obejrzeć Polakom "Legendęnr 17"?
– Sam jeszcze nie widziałem tego filmu, bo do tej pory nie byłem w Rosji. Słyszałem jednak wiele pozytywnych opinii... Polacy będą musieli przetłumaczyć film. Chociaż i tak świetnie się dogadujemy po rosyjsku.
Pamiętam, jak siedzieliśmy z Panem w hotelu Helsinki w listopadzie 2009 roku, powiedział Pan wtedy: "Nie zamierzam pracować jako trener do 70 lat". Byłem zdziwiony, a Pan dodał: "Anatolij Tarasow skończył w wieku 55 lat"
– Teraz też nie wypieram się tych słów. Hokejowi jest potrzebna świeża krew. Niech przychodzą nowi trenerzy z oryginalnym myśleniem. Weterani mają ograniczone poglądy.
Ale gdy Tarasow w "Legendzie Nr 17" oglądał Superserję – nie w Kanadzie, tylko przed telewizorem – nie mógł znaleźć sobie miejsca przez to, że nie brał udział w tym wielkim wydarzeniu. Jak się Pan czuł, gdy oglądał reprezentację Rosji podczas mistrzostw świata?
– Czułem się... (Bykow zamikł na dłuższą chwilę) Nie mogę znaleźć odpowiednich słów. Ale to jest sport, tu może wszystko się zdarzyć. Sam wiele doświadczyłem pracując w reprezentacji i w klubach. Chociaż pracowałem tylko przez siedem lat. Trudno powiedzieć, czy to dużo, czy mało. Jednak doświadcznie pomogło mi ze spokojem przyjąć to, co się stało.
Ma Pan tylko 52 lata. Czy kiedyś wróci Pan do pracy jako trener?
– Trudno powiedzieć.
Pauza się przeciąga.
– Pracuję teraz jako menedżer z reprezentacją Polski. Pracuję z dużym natchnieniem. Od spraw trenerskich nie odszedłem, ale… Nigdy nie mów "nigdy".
"STARAŁEM SIĘ BYĆ SZCZERY"
Gdy widzę zagranicznych trenerów, którzy przyjeżdżają do KHL, dostaję czasami bólu głowy.
– W 2004 roku do Rosji przyjechał nieznany trener Wiaczesław Bykow...Tom Rowe, John Torchetti – oni też mają szansę zdobyć sławę w KHL. Bardzo ważne jest znalezienie własnego zespołu, w którym możesz odnaleźć się jako człowiek i jako osobowość. Było niezmiernie ciekawie pracować jako trener. Nawet teraz nie straciłem poczucia smaku. Ale tak złożyło się życie... Nie ma niezastąpionych.
Kibice pytają: "gdzie jest Bykow?"
– Też za nimi tęsknię. Bardzo mi ich brakuje. Tak samo jak Was, dziennikarzy...
Z podchwytliwymi pytaniami?
– Z dowolnymi! Pytanie jest potrzebne po to, aby mogła zrodzić się dyskusja. Tylko w taki sposób można dojść do sedna. Czasami pytania były nudne, któryś z dziennikarzy się powtarzał. Ale to właśnie wasza praca. Z kolei nasza, jako trenerów – zaspokoić waszą ciekawość.
Niedawno zamieściłem na swoim blogu Pańskie wystąpienie po mistrzostwach świata w 2011 r. w Bratysławie. Mówił Pan tam przez 18 minut. Teatr jednego aktora. Czy warto było tak się otworzyć?
– Zawsze starałem się być szczery. Tak, czasami jest to trudne, jednak tak właśnie zostałem wychowany. Trzeba szanować ludzi. Jeśli popełniasz błędy jako trener, musisz za nie odpowiadać.
"OFIARY ZAWODNIKÓW, NA TYM OPIERA SIĘ HOKEJ"
Czy świetna gra reprezentacji Szwajcarii na mistrzostwach świata była przypadkiem?
– Już nie pierwszy rok obserwuję to pokolenie. Dwa sezony temu trener Sean Simpson zaczął prowadzić swoją politykę w tej drużynie. Zrozumiałem jej sens i wiedziałem, że Szwajcarzy wcześniej czy później wystrzelą. To mogło się zdarzyć już podczas ubiegłorocznych mistrzostw, ale kilku zawodników było kontuzjowanych. Tym razem jednak wszystko złożyło się pomyślnie.
Chłopacy mają w sobie chęć do odkrywania nowych horyzontów. Nie przegrywali wysoko innym zespołom, wielu z nich wyjechało do NHL, w czasie lokautu pracowali z kanadyjskimi gwiazdami – to wszystko dodaje pewności.
Dla mnie niezmiernie ciekawym momentem finału była czwarta bramka Szwedów. Jak w tej sytuacji zachowają się Szwajcarzy? Wcześniej złożyliby broń, przecież i tak zrobili więcej niż się spodziewano. A teraz walczyli, stwarzali sytuacje, próbowali odmienić losy spotkania. Są bardzo mocni psychicznie.
Czy Pański syn Andriej ma szansę na grę w Sbornej?
– Tak, jest w szerokiej kadrze drużyny narodowej. Niestety, już drugi rok z rzędu kontuzja wyklucza go z udziału w mistrzostwach! W meczu półfinałowym szwajcarskiej ligi uszkodził rękę. W ostatnim meczu finałowym kontuzja jeszcze bardziej się pogłębiła. Jest świeżo po operacji.
Napastnik Bostonu Patrice Bergerone grał w finale Pucharu Stanleya z przebitym płucem, złamanym żebrem, kontuzją barku... Gdzie jest granica, gdy trzeba powiedzieć "stop"?
– Po prostu nie istnieje. Zawodnik poświęca się dla dobra drużyny. Na tym opiera się hokej. Tak było, jest i będzie. Firsow, Ragulin i wielu innych wychodziło na mecz ze złamaniami. Czy warto winić trenera lub zawodnika? To tylko ich decyzja.
"PORAŻKA, TO KROK DO PRZODU"
Philadelphia wykupiła kontrakt Ilji Bryzgałowa za 23 miliony dolarów. Warto mu współczuć? Czy wręcz przeciwnie?
– To zależy od wychowania Ilji. Nie wiem, jak odreaguje. Jednak jest to życiowa lekcja. Musisz trzymać uderzenie. Jeśli cię na to stać, wyjdziesz z każdej sytuacji.
– Jakiej rady może pan udzielić dla Bryzgałowa?
Każda porażka to krok do przodu. To właśnie one zmuszają nas do przemyśleń. Sport to też upadki. Jednak najważniejsze to nie popełniać dwukrotnie tych samych błędów. Mam nadzieję, że Ilja wyciągnie słuszne wnioski. Nie jest małym chłopcem.
A co z barwnymi wywiadami?
– Trzeba być prawdziwym sportowcem. On wie, jak się zachować w każdej sytuacji.
Komentarze