Proszkiewicz: Zacząłem inne życie, życie bez sportu
- Wolałem zakończyć karierę na jakimś tam poziomie. Niektórzy grają nie wiadomo ile lat, żeby tylko odhaczyć kolejny rok, a ledwo się ruszają na lodzie. Ja do takich graczy nigdy nie chciałem należeć - mówi o zakończeniu kariery były reprezentant kraju, Tomasz Proszkiewicz.
HOKEJ.NET: - Zakończyłeś karierę z powodu nieporozumienia z toruńskimi działaczami?
Tomasz Proszkiewicz: - Tak, nie doszliśmy do porozumienia i podziękowaliśmy sobie za współpracę. Najpierw po moim powrocie z Tychów dogadaliśmy się na dwa lata, a później coś im nie pasowało, trudno. Zależało mi na grze, ale mam co robić, więc stwierdziłem że jak mnie nie chcą to nie. Nie mam jednak żalu do działaczy z Torunia. Byłem nakręcony na te dwa lata gry w Toruniu, więc nie myślałem o innych propozycjach, które się pojawiły.
W Tychach po zaledwie kilku meczach rozwiązałeś kontrakt.
- Odszedłem z własnej woli, więc nie mam do nikogo żalu i żadnych pretensji. Wszystko fajnie się zakończyło, bardzo dobrze się tam czułem i zawsze będę miło wspominał mój pobyt w "piwnym mieście".
Karierę zakończyłeś w wieku 33 lat, czy to nie za wcześnie, jak na czołowego gracza PLH?
- Może i za wcześnie, ale jeśli miałbym się "kulać" do czterdziestki, a później wysłuchiwać od pewnych osób, że gram tylko po to, by odbębnić sezon, to nie. Wolałem zakończyć karierę na jakimś tam poziomie. Niektórzy grają nie wiadomo ile lat, żeby tylko odhaczyć kolejny rok, a ledwo się ruszają na lodzie. Ja do takich graczy nigdy nie chciałem należeć.
Nie ciągnie cię po roku przerwy do hokeja?
- Nie powiem, że mnie nie ciągnie, ale teraz zacząłem inne życie, życie bez sportu. Wiadomo, że człowiek chciałby jeszcze pograć przez kilka lat na jakimś dobrym poziomie, ale cóż - taki los. Owszem zdarzały się momenty, że było mi przykro, że już nie gram. Brakowało mi podróży, towarzystwa kolegów... Sport jest bardzo fajnym zajęciem i na pewno bardzo miło wspominał moją przygodę z hokejem.
Ostatni twój sezon w hokejowej karierze nie był zbyt udany, nie miałeś w sobie takiego pragnienia, by do tego ostatniego sezonu przystąpić z większą pompą?
- Powiem szczerze, że jeszcze mogłem tam zagrać ten rok czy dwa, ale nie chciało mi się już błąkać po Polsce. Bo gdzie mogłem jechać? Gdańska już nie było w lidze, a południe kraju niezbyt mnie interesowało, bo żona była w ciąży, a ja nie chciałem jej zostawić samej. Swoją drogą tydzień temu urodził mi się syn.
Który moment w Twojej karierze wspominasz najmilej, a o którym chciałbyś zapomnieć?
- Niezbyt miło wspominam porażki, zwłaszcza w finałach z Cracovią. Miło wspominam za to Puchary Polski, które zdobyliśmy. Dobrze wspominam także pierwszy mój sezon w Gdańsku. Weszliśmy wtedy do czwórki, a nikt na nas nie liczył. Pokonaliśmy wtedy z szóstego miejsca trzeci Sanok, który chciał byśmy trafili na nich i się przeliczyli.
Czy uważasz się za hokeistę spełnionego?
- Co ja mogę powiedzieć? Chyba nie mi to oceniać. Mogę jedynie żałować, że nie udało mi się zagrać w zagranicznym klubie. Miło będę wspominał ten czas, poznanych ludzi, może tylko zabrakło mistrzostwa. Kilka razy się człowiek otarł o ten złoty medal, ale jestem zadowolony z tego co było.
Jeśli chodzi o kadrę, jak wspominasz grę z orzełkiem na piersi?
- Dobrze, wiadomo jaki mamy poziom. Teraz patrząc na te mecze kadry w Krynicy, to wydaje mi się, że będziemy spadać coraz niżej. Bo jeśli nie udało z powrotem awansować do grupy B, to nie wiem czy w przyszłym sezonie będzie to możliwe. Poziom innych reprezentacji idzie w górę, a naszej? Nie za bardzo. Zawsze było tak, że graliśmy w grupie B i chcieliśmy wejść do A, ale czegoś brakowało. Teraz nie mamy pierwiastka potrzebnego do zagoszczenia w szeregach grupy B.
Nie po drodze było Ci z trenerem Rohaczkiem w kadrze?
- Był między nami mały konflikt. Troszkę mnie poniosło, niepotrzebnie powiedziałem, że więcej nie przyjadę na zgrupowanie. Nie powołał mnie na mistrzostwa, więc w afekcie powiedziałem mu, że nie interesuje mnie gra w jego reprezentacji. Dotrzymałem słowa. Źle zrobiłem, bo gra z orzełkiem na piersi powinno być ponad wszystkimi nieporozumieniami.
Czy śledzisz zmagania w naszej lidze? Jesteś na bieżąco?
- Oglądam czasem jakieś mecze na TVP Sport. Uważam, że Sanok w poprzednim roku miał najlepszy skład od początku sezonu i wiedziałem, że sięgną po mistrzowską koronę. Tychy niby się wtedy wzmocniły, ale prawda jest taka, że nigdy nie było chemii pomiędzy zawodnikami tego klubu. Teoretycznie mieli dobry skład, ale nie mogli współgrać. Teraz za bardzo nie mam czasu śledzić poczynań zespołów przed sezonem, bo wspólnie ze szwagrem prowadzimy firmę i cały czas jestem zabiegany.
Odciąłeś się już całkowicie od hokeja? A może zamierzasz kiedyś wrócić do tej pięknej dyscypliny?
- Na pewno nie wrócę, bo nie mam na to czasu. Od razu dopowiem, że nie zraziłem się do hokeja, po prostu mieszkam 100 kilometrów od Torunia i nie ma sensu, abym dojeżdżał. Aż w takiej potrzebie nie jestem. Prowadzę firmę i to w tej chwili jest najważniejsze. Niektórzy zawodnicy kończą kariery w różnych momentach, przeważnie przez cięzkie kontuzje. Nie są wtedy przygotowani na rozpoczęcie nowego życia.
Komentarze