Zostawię serce na lodzie - ekskluzywny wywiad z "Rzeszutem"
- Naszą mocną stroną ma być kolektyw, dlatego muszę szybko wkomponować się do drużyny i udowodnić działaczom oraz kibicom, że jestem godny gry w biało-niebieskiej koszulce - powiedział nam Jarosław Rzeszutko. Z nowym środkowym oświęcimskiej Unii rozmawialiśmy o aklimatyzacji w nowym klubie i o celach na zbliżający się sezon.
HOKEJ.NET: - Jesteś w Oświęcimiu od ponad miesiąca. Zaaklimatyzowałeś się już w nowym mieście?
Jarosław Rzeszutko, nowy środkowy Unii Oświęcim: - Pewnie i jak na razie jestem bardzo miło zaskoczony. Miasto mi się podoba-jest małe, urokliwe i naprawdę ma coś w sobie. Ludzie są tutaj bardzo otwarci, a kibice naprawdę potrafią dodać otuchy. Dziękuję im za to.
A co powiesz o atmosferze w zespole?
- Jak na razie wszystko jest w najlepszym porządku. Koledzy miło mnie przyjęli i mam nadzieję, że ich nie zawiodę.
Po podpisaniu kontraktu powiedziałeś mi, że strasznie irytuje cię, że wielu ludzi postrzega Unię jako jednego z kandydatów do spadku…
- No tak. Historia nie raz pokazała, że spotkania wygrywa się systematyczną i ambitną grą, a nie nazwiskami. Poza tym wskazywanie kandydatów do medalu i do spadku w połowie czerwca jest troszkę…
… niepoważne?
- Po prostu jest na to za wcześnie. Siłę zespołów poznamy dopiero po rozegraniu kilkunastu kolejek. Wcześniej naprawdę nie ma co gdybać.
Na razie występujesz w formacji z Damianem Piotrowiczem i Jarosławem Różańskim. Złapaliście już wspólny język?
- Powoli zaczynamy się zgrywać, ale wiadomo, że potrzebujemy czasu, by opanować nowy system i poszczególne warianty gry. Ale trzeba pamiętać, że dobór ustawienia należy do trenera. Jeśli zdecyduje się je zmienić, to na pewno każdy z nas się podporządkuje.
Ostatnio do drużyny dołączył Angel Nikolov, któremu wystawiłeś dobrą rekomendację…
- Czy ja wiem? (śmiech). Trenerzy zapytali mnie, czy we Francji grał ze mną jakiś wartościowy obrońca. No i poleciłem Angela, który – w mojej opinii – będzie silnym punktem naszego zespołu i wprowadzi do niego wiele spokoju.
Graliście ze sobą w jednej formacji, więc szybko powinny wrócić stare nawyki…
- Trener ustawił nas w jednej piątce od grudnia zeszłego roku i muszę przyznać, że nasza gra wyglądała całkiem dobrze. Zresztą, Angel jadł chleb z niejednego hokejowego pieca, więc z pewnością sobie poradzi w polskiej lidze. Jego mocnymi stronami są doświadczenie i uniwersalizm.
A słabymi?
(śmiech)… Nie będziemy ułatwiać zadania rywalom, poproszę następne pytanie.
Cele na najbliższy sezon zostały już wyznaczone?
Nie rozmawialiśmy jeszcze z zarządem klubu, ale na pewno będziemy chcieli wygrać każde spotkanie.
Wyznajecie zasadę "im mniej mówisz – tym dalej zajedziesz"?
- Trafnie to ująłeś. Mamy respekt przed rywalami, ale wiemy, że z każdym można wygrać. Naszą mocną stroną ma być kolektyw, dlatego muszę szybko wkomponować się do drużyny i udowodnić działaczom oraz kibicom, że jestem godny gry w biało-niebieskiej koszulce. Na pewno będę zostawiał serce na lodzie.
Zagrasz w Unii ze swoją szczęśliwą "13"?
- Oczywiście*. Mam sentyment do tego numeru, bo towarzyszy mi on od początków mojej przygody z hokejem. Wiąże się z nim nawet dość ciekawa historia. Pewnego dnia, spóźniłem się na meczową zbiórkę, a pech chciał, że akurat wtedy trener rozdawał koszulki z numerami. Gdy wszedłem do szatni pozostał już tylko jeden trykot – z trzynastką na plecach. No i tak już zostało.
Rozmawiał Radosław Kozłowski
*w meczach sparingowych Jarosław Rzeszutko występuje w koszulce z numerem 14.
Alfabet Jarosława Rzeszutki
A - jak ambicja. Na każdym treningu i w każdym meczu daję z siebie wszystko. Czasami, gdy drużynie nie idzie staram się ją pobudzić i jej pomóc. W jaki sposób? Pozytywną energią. Do ostatniej minuty trzeba walczyć o zwycięstwo.
B - jak Brazylia. To kraj, który chciałbym odwiedzić i mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda. Dlaczego Brazylia? Kojarzy mi się z pięknymi plażami, wysoką temperaturą i... z piłką nożną. Po hokeju na lodzie, to moja ulubiona dyscyplina sportu. Zawsze trzymam kciuki za brazylijskich piłkarzy.
C - jak Czerkawski, Mariusz Czerkawski - To nasz najlepszy hokeista w historii. W przeszłości śledziłem jego poczynania w lidze NHL, starałem się go oglądać przy każdej możliwej okazji. Na pewno wielu z nas chciało osiągnąć tyle, co Mariusz. Grał naprawdę wybornie!
D - jak dom. Jestem człowiekiem rodzinnym, więc dom i rodzina były, są i będą dla mnie najważniejsze. Z sentymentem wracam do Gdańska, a także do oświęcimskiego mieszkania, w którym czeka na mnie moja narzeczona Monika.
E - jak Easton. Swoją przygodę z hokejem zacząłem właśnie od kija tej firmy. Sentyment pozostał i gram tylko Eastonami.
F - jak Francja. W poprzednim sezonie, jak zapewne wiecie, reprezentowałem barwy Les Gothiques d'Amiens i było to dla mnie ciekawe przeżycie. Zetknąłem się z inną kulturą, z troszkę innym hokejem i wydaje mi się, że przez to stałem się lepszym zawodnikiem. W Amiens spotkałem wielu życzliwych ludzi, których serdecznie pozdrawiam.
G - jak Gdańsk. To miasto, które kocham i klub, któremu wiele zawdzięczam. Przeżyłem tu masę pięknych chwil. Nigdy nie zapominam o tym, skąd pochodzę.
H - jak hokej. W tym wypadku nie może być inaczej (śmiech). To z jednej strony moja pasja i niezła frajda, a z drugiej również i źródło utrzymania. Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo kocham to, co robię.
I – jak Igrzyska Olimpijskie, a właściwie gra na nich z reprezentacją. To chyba moje największe hokejowe marzenie. Cały czas wierzę, że może uda mi się je spełnić. Przed nami turniej kwalifikacyjny i mogę zapewnić, że zrobimy wszystko, aby zagrać na Olimpiadzie w Soczi. Nie może być inaczej!
J - jak jedzenie. Może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale lubię dobrze zjeść, zwłaszcza po treningu (śmiech). Co najbardziej? Dania kuchni polskiej są naprawdę przepyszne i zdecydowanie lepsze niż te francuskie. Oczywiście, w szczególnych okresach sezonu stosuję szczególną dietę i dostarczam organizmowi dużo węglowodanów i białek.
K – jak kadra. Nie będę odkrywczy, jeśli powiem, że dla każdego sportowca gra w reprezentacji jest nobilitacją i spełnieniem marzeń z dzieciństwa. Gra z orzełkiem na piersi zobowiązuje, dlatego chętnie jeżdżę na zgrupowania reprezentacji.
L – jak lato. To zdecydowanie moja ulubiona pora roku. Wysokie temperatury, odpoczynek psychiczny i sporo czasu dla rodziny. Ale na urlop trzeba sobie oczywiście zasłużyć i dać z siebie wszystko w okresie przygotowawczym.
Ł - jak "Łopuch", czyli Mikołaj Łopuski. Dzięki niemu trafiłem do Unii i jestem mu za to wdzięczny. Poza lodem kolegujemy się, zresztą podobnie jak z Pawłem Skrzypkowskim, z którym znam się od dziecka.
M - jak mistrzostwo Polski, którego wciąż nie mam na swoim koncie. Ba, brakuje mi nawet medalu... Może w tym sezonie się przełamię i zdobędę pierwszy krążek?
N - jak nadzieja. Trzeba mieć ją w sobie i wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Ktoś kiedyś powiedział, że nadzieja jest matką odważnych. Coś w tym chyba jest.
O - jak optymizm. Zawsze staram się pozytywnie patrzyć do przodu. Wyznaję też taką zasadę, że optymizm musi być podparty ciężką pracą.
P - jak Polska. Ojczyzna… Co tu więcej dodać? Cieszę się, że jestem Polakiem.
R - jak "Rzeszut". Ksywka, która się przyjęła. Jeśli ktoś tak zawoła, to na pewno się odwrócę i zacznę rozglądać (śmiech).
S – jak system. To niezwykle ważna część taktyki hokejowej. Na razie uczymy się nowych rozwiązań, nie ukrywam, że nowy schemat rozgrywania akcji jest naprawdę bardzo ciekawy. Mam nadzieję, że będzie też niesamowicie skuteczny.
Z literą "s" kojarzą mi się też sery, którymi lubię się zajadać. Dodam też, że serowo-cebulowe paluszki naszego głównego sponsora nie mają sobie równych (śmiech).
T - jak trenerzy - W życiu hokeisty to naprawdę bardzo ważne osoby. Od każdego trenera czegoś się nauczyłem i każdemu wiele zawdzięczam. Dziękuję zatem wszystkim razem i każdemu z osobna, a zwłaszcza Henrykowi Zabrockiemu, Wiesławowi Walickiemu i Januszowi Bochińskiemu, szkoleniowcom ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego, reprezentacji i z klubów zagranicznych.
U – jak Unia. Tu też nie może być inaczej. To klub z ogromnymi tradycjami i bardzo zasłużony dla polskiego hokeja. A w tym sezonie - czarny koń rozgrywek. Mam nadzieję, że wspólnie z Unią przeżyję wiele miłych i niezapomnianych chwil.
W - jak waleczność. Według mnie - oczywiście oprócz ambicji - to najważniejsza cecha dobrego hokeisty. Bez "walecznego serducha" nie da się nic osiągnąć...
Z – jak zdrowie. Jest ono niezwykle ważne dla każdego hokeisty. Dlatego, jak ktoś pyta mnie, czego można mi życzyć, to zawsze odpowiadam, że zdrowia. Jeśli kontuzje i choroby będą omijały mnie i moich kolegów, to wyniki na pewno będą.
Z literką "z" kojarzą mi się także zęby. Dlaczego? Bo chyba każdy hokeista z pewnością stracił ich kilka. Sam mam już trzecią porcelanę i wierzę, że kolejnej już nie będzie.
Ż – jak żaby, których nigdy nie jadłem, choć dziennikarze jednej z gazet twierdzą inaczej (śmiech).
Komentarze