Bepierszcz, Komorski: Grać, grać i jeszcze raz grać
Przedstawiamy obiecany w zeszłym tygodniu obszerny wywiad z Mateuszem Bepierszczem i Filipem Komorskim, duetem napastników Legii Warszawa, który od nowego sezonu reprezentować będzie barwy beniaminka PLH HC GKS Katowice. Symbolicznie spotkaliśmy się w upalny wiosenny dzień na warszawskim lodowisku Torwar II.
Mecz PP z Unią Oświęcim. Na pierwszym planie Mateusz Bepierszcz (po lewej) i Filip Komorski (po prawej) Fot. Bartosz Krygier
HOKEJ.NET: - Żegnacie się z hokejową Legią, po ilu latach?
Filip Komorski (FK): - Z warszawskim hokejem… 14 lat, 15 lat.
Mateusz Bepierszcz (MB): - Ja po 13 latach.
Pierwsza myśl, jaka przyszła wam do głowy z tej okazji?
FK: - Z jednej strony żałujemy, bo zostawiamy tutaj wszystkich, rodzinę, znajomych, kolegów, z którymi trenowaliśmy od dziecka. Z drugiej strony jest to dla nas ogromna szansa.
MB: - Szkoda wyjeżdżać ze swojego miasta, ale jak Filip powiedział, jest to dla nas ogromna szansa i mamy nadzieję, że wszystko się uda. Mamy też ogromną nadzieję, że w Warszawie będzie drużyna, która powalczy o wyższy szczebel.
Nie kończycie jeszcze kariery, dlatego nie spytamy o najlepsze momenty kariery, ale spytamy o najgorszy i najlepszy moment w Legii Warszawa.
FK: - Ojej, najgorszy, najlepszy… (MB: Nie było takich) Nie było, z taką drużyną nie mogło być najgorszych momentów. Wszyscy znaliśmy się od dziecka. Każdą porażkę potrafiliśmy zamienić w sukces (śmiech). Było naprawdę fajnie, byliśmy zgraną ekipą na lodowisku, poza nim i tak jak nasz okrzyk w ostatnim sezonie „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” – tak to funkcjonowało u nas w drużynie. Tak pod względem sportowym myślę, że najgorszym sezonem był ten miniony. Miejsce na pewno nie odzwierciedlało naszej gry i potu wylanego na lodzie. Dlatego myślę, że to był najgorszy sezon. A najlepszy… Może debiut… chociaż nie, jak wróciłem z Kanady. Ten chyba był najlepszy. Wtedy w 13 meczach miałem 50 punktów.
To był sezon 2010/11, 13 meczów, 26 bramek, 23 asysty.
FK: - Dokładnie ten.
MB: - Dla mnie najgorszy moment to chyba był, pod względem osobistym, kiedy miałem kontuzje. To był sezon 2010/11, ten sam, który Filip miał najlepszy. Wymieniliśmy się (śmiech) Miałem wtedy kontuzje przez 3 miesiące, nie mogłem trenować, później dostałem jeszcze karę 6 meczy i sezon mi uciekł. Nie było gry, nie było jak się pokazać.
Nie zapominajmy jednak, że we wspomnianym sezonie w 20 rozegranych meczach zdobyłeś 32 bramki i zaliczyłeś 27 asyst. Kolejne pytanie. Odczuliście jakieś negatywne reakcje w związku z przejściem do GKS-u? Dobrze wiecie, że GKS Katowice traktowany był przez drużynę jako główny rywal w lidze i czynnik wyjątkowo mobilizujący warszawskich kibiców pod względem frekwencji i dopingu, a tutaj dwóch najlepszych synów Legii Warszawa odchodzi do Katowic.
FK: - Ze strony Warszawy, na razie, od zawodników i kolegów z drużyny, same gratulacje i życzyli nam wszyscy powodzenia. Wydaje mi się, że są szczęśliwi, że mamy szansę się rozwijać i zaprezentować się na lodowiskach najwyższej ligi hokejowej w Polsce. Ze strony GKS-u, z kibicami niestety nie mamy na razie dużego kontaktu, nie znamy nikogo, ale działacze myślę, że pozytywnie się na nasz temat wypowiadali. Zobaczymy jak będzie z kibicami – liczymy oczywiście na ich wsparcie.
MB: - Zostaliśmy bardzo miło zaskoczeni przez trenera (Zbigniew Stajak, trener Legii Warszawa – przyp. red.), który promował nas w rozmowie z kierownikiem GKS-u, od którego dowiedzieliśmy się później, że trener chwalił nas, że wybrał nas jako duet. Ze strony GKSu na razie nie mieliśmy żadnych odzewów, oprócz tego, że są generalnie zadowoleni z faktu, że przechodzimy.
A jeśli chodzi o reakcje rodziny? Filip, nie ukrywajmy, że twój dziadek był mocno związany z Legią Warszawa. Macie po 21 lat i opuszczacie Warszawę, aby rozpocząć zawodową karierę w Katowicach, ponieważ w Warszawie niestety nie udało się tego zrobić.
FK: - To prawda, że dziadek od dawna związany jest z Legią Warszawa, ale myślę, że odrzuca on wszystkie swoje uwagi na temat klubów. Nie ważne gdzie bym poszedł. Czy bym poszedł do Huraganu Wołomin, to jestem pewien, że i tak byłby szczęśliwy, że tam pójdę. Od dwóch sezonów już mnie namawiał, żeby pójść spróbować i sprawdzić, na czym się stoi. Jeżeli pójdzie dobrze, to znaczy, że się nadajesz. Jeśli źle, to trzeba to rzucić i iść na studia, do pracy – do łopaty (śmiech). Dziadek jest szczęśliwy, że idę, że będę mógł się pokazać, że pójdę w jego ślady… Nawet bym nie miał szans iść w inne ślady, bo by mnie zabił (śmiech).
MB: - Ja ze strony rodziny otrzymałem duże wsparcie. Wszyscy się cieszą, że mogę się dalej rozwijać, że dostaliśmy taką szansę i motywują mnie do tego. Miałem wcześniej propozycje z innych klubów, ale ciężko jest samemu przejść do innego klubu. Wiadomo, że z kolegą z Warszawy jest łatwiej. Cieszą się, że mam szansę.
Nie wiemy na ile możecie pewne rzeczy zdradzić, ale długo trwały negocjacje z GieKSą?
FK: - GKS wyraził zainteresowanie nami na ostatnim meczu sezonu w Warszawie z Katowicami. Wtedy wyrazili zainteresowanie nami. Myślę, że rozmowy nie trwały długo, ponieważ obie strony miały ten sam cel. My chcieliśmy grać w najwyższej klasie rozgrywkowej, oni chcieli pozyskać młodych zawodników i myślę, że dlatego rozmowy nie trwały wyjątkowo długo. Mamy nadzieję, że spełnimy oczekiwania zarządu i trenera.
MB. - Wydaje mi się, że szybko doszliśmy do porozumienia.
Nie powinno chyba dziwić zainteresowanie GKSu Katowice, który w ostatnich meczach głownie skupiał swoją uwagę na was, starając się skutecznie wyłączyć was z gry. Kiedyś Filipie przyznałeś po meczu, że w sumie pozwolili Ci na oddanie jednego strzału.
FK: - Bardzo możliwe. Ostatnie dwie kolejki z sześciu, jak graliśmy po sześć meczów z każdą drużyną, to ostatnie dwie kolejki z Polonią Bytom i z GKS Katowice mieliśmy takie „plastry” z Mateuszem, dosłownie byli z nami sczepieni. (MB: dało się to odczuć). Dało się to odczuć. Na początku sezonu mogliśmy swobodnie jeździć, podawać i robić, co nam się podoba. Później było już naprawdę ciężko i niestety byliśmy bardzo mocno kryci. Nie wiemy dlaczego.
Od lewej: Filip Komorski (kask ciemnoniebieski), Mateusz Bepierszcz (kask jasnoniebieski), Fot. Archiwum Filipa Komorskiego.
Ile lat gracie ze sobą?
MB: - Nie mam pojęcia.
FK: - Ciężkie pytanie. Z tydzień (śmiech)?
MB: - Z siedem?
FK: - Myślę, że dłużej. Czekaj.
MB: - Ja w HUKSie grałem dwa lata… (FK: i później graliśmy razem) potem siedem. No to 10 lat.
FK: - Z 10 lat, może troszkę dłużej.
Zatem chyba dobrze, że będziecie nadal razem grać?
FK: - Zobaczymy jak to będzie (śmiech)
MB: - Zostaliśmy wypromowani jako duet, a nie pojedynczo.
Skuteczny duet. Rzut okiem na statystyki pokazuje, że jesteście bardzo regularni. Trzy ostatnie sezony, w każdym zdobyte ponad 20 bramek i asyst. Jak na dwóch napastników jest to całkiem nieźle. Ostatni sezon I ligi zamknęliście na szczycie statystyk, zarówno pod względem bramek, jak i asyst. Jeśli zatem chodzi o promowanie kogoś z I ligi, to wydaje nam się, że zapracowaliście na to wspomnianym potem pozostawionym na lodzie. Czego będzie wam brakować?
FK: - Na pewno będzie nam brakować dwóch rzeczy. Pod względem hokejowym to na pewno kolegów z drużyny. Kolegów i kibiców. Dlaczego kolegów z drużyny? Przychodzili do nas zawodnicy, np. Gawlina, Maciejko, Blot i usłyszeliśmy od nich, że byli w Sanoku, w Katowicach, w Zagłębiu, przeszli naprawdę przez wiele drużyn i każdy z nich powiedział, że nigdy nie widział tak zgranej drużyny poza lodowiskiem. U nas nie ma jakiś grupek, wszyscy jesteśmy razem. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Mówili, że mamy drużynę, która swoją mentalnością zasługuje na grę w ekstraklasie. Naprawdę fajnie się dogadywaliśmy. Jeśli chodzi o kibiców, to wystarczy spojrzeć na zdjęcia z meczów. Mimo, że funkcjonował limit 300 kibiców, to zazwyczaj 80% trybun było zapełnionych. Były też mecze, np. z GKS Katowice, kiedy ludzie stali przed lodowiskiem i chcieli dostać się na mecz. Musimy im za to podziękować. Hokej w Polsce, a przede wszystkim w Warszawie, jest sportem niszowym, a fakt, że tyle kibiców przychodzi – dziękujemy im bardzo za to i będzie nam na pewno ich brakować.
MB: - Również uważam, że najbardziej będzie mi brakowało tych dwóch elementów. Na pierwszym miejscu właśnie kolegów z drużyny i tej całej atmosfery, jaka panowała w szatni i poza nią, poza lodowiskiem. Wydaje mi się, tak jak Filip powiedział, że byliśmy zgraną drużyną i każdy mógł sobie zaufać, nikt nie spiskował. W pewnym stopniu rodziny również będzie nam brakować, ale będziemy przyjeżdżać do Warszawy, więc będzie dobrze.
Kiedy zatem przeprowadzacie się do Katowic?
FK: - 7 maja musimy się stawić i rozpoczynamy okres przygotowawczy, który według zapowiedzi będzie naprawdę ciężki.
MB: - Przygotowanie do sezonu trwające trzy miesiące na pewno będzie ciężkie, ale mam nadzieję, że podołamy.
Obydwaj jesteście w związkach. Jak na przeprowadzkę do Katowic reagują wasze dziewczyny?
FK: - Na początku było ostro (śmiech). Ale teraz mam duże wsparcie od Sylwii i na pewno będzie trzymać kciuki za moje występy w PLH. Na pewno wynagrodzę jej ten wyjazd (uśmiech)
MB: - Z mojej strony było jakoś tak ulgowo, ale może dlatego, że obiecałem, że będziemy się co tydzień widywać. Wydaje mi się, że wszystko jest do zrealizowania (FK: Katowice 2,5 godziny drogi). Treningi będziemy mieli pięć razy w tygodniu, sobota i niedziela będzie prawdopodobnie wolna, więc będzie czas, żeby przyjechać do Warszawy i spotkać się ze swoją drugą połówką.
Jak byście mieli napisać scenariusz przyszłego sezonu w PLH z beniaminkiem GKS Katowice to jakby on wyglądał?
FB: - Nie wiemy do końca jak wygląda poziom PLH. Można oglądać w telewizji, z trybun, ale wejdzie się na lód i jest to coś o 180 stopni innego. Moim celem jest żeby grać, grać i jeszcze raz grać, żeby być w wyjściowym składzie, kończyć mecze i ogrywać się w PLH. Na pewno chcielibyśmy sprawić wiele niespodzianek, przyjemnych niespodzianek w postaci powalczenia z czołowymi drużynami. Nie mówię, że musimy wszystko wygrać i zdobyć Mistrza Polski. Chcemy powalczyć i chcemy żeby po zakończeniu sezonu ludzie ze świata hokejowego powiedzieli, że beniaminek spisał się bardzo dobrze, sprawił parę niespodzianek i utarł nosa kilku drużynom.
MB: - Moim celem również jest gra w pierwszym składzie. Nie chciałbym sytuacji, że kiedy przychodzi do meczu, ja muszę siedzieć na ławie i patrzyć jak chłopaki walczą – to jest chyba najgorsze uczucie. Praca na treningu, a potem wchodzi się na mecz i nie łapie się do składu. To jest najwyższy cel – zdobyć miejsce w drużynie. Mam nadzieję, że będziemy grali razem w piątce.
FB: - Jak nas rozdzielą to jak bez jednej nogi i bez jednej ręki (śmiech).
Teraz chwila dla was, chcielibyście coś dodać?
FK: - Chcielibyśmy podziękować za te wszystkie lata w Warszawie, kolegom, trenerom, działaczom, kibicom, ale również rodzinie, która nas wspierała, która jeździła z nami na treningi od małego i musiała czekać dwie godziny aż skończymy trening. Chcielibyśmy podziękować wszystkim, którzy byli związani z warszawskim hokejem, tobie Maćku, że nam pomagałeś pod względem medialnym oraz portalowi Hokej.Net. Mamy nadzieję, że warszawski hokej stanie kiedyś na nogi i z wielką chęcią na pewno wrócimy do Warszawy, żeby walczyć już nie o awans, a o Mistrza Polski. Chciałbym, żeby warszawski hokej stanął na nogi.
MB: Filip już wszystko powiedział, ja mogę się tylko dołączyć do tego, co powiedział. Wszystko, co najważniejsze: rodzina, koledzy, zarząd, trenerzy - chciałbym wszystkim podziękować za wszystko.
My dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia w PLH
Rozmawiał: Maciej Tauber
Komentarze