Warto było zaryzykować
Miesiąc temu przejął drużynę z rąk Alesa Tomaska i udało mu się przełamać fatalną passę. - Sześć porażek z rzędu, w tym momencie na pewno dużą rolę odgrywała psychika każdego zawodnika. Na szczęście udało nam się to przełamać i wygraliśmy wtedy spotkanie z Zagłębiem. Później jakoś poszło i osiągnęliśmy najważniejszy cel, jaki sobie postawiliśmy, czyli dotarcie do szóstki - wspomina nowy szkoleniowiec JKH GKS Jastrzębie, Wojciech Matczak.
Jest Pan z tą drużyną od miesiąca. Jakie było Pana pierwsze wrażenie?
Wojciech Matczak- Dopiero teraz krystalizuje się moja opinia na temat tej drużyny, bopo pierwszych spotkaniach ciężko było ją ocenić. Teraz widzę co jestdobre, złe i co trzeba poprawić. Natomiast na początku nie było na toczasu. Bardziej koncentrowaliśmy się na tym, żeby zmienić oblicze tegozespołu. Sześć porażek z rzędu, w tym momencie na pewno dużą rolęodgrywała psychika każdego zawodnika. Na szczęście udało nam się toprzełamać i wygraliśmy wtedy spotkanie z Zagłębiem. Później jakośposzło i osiągnęliśmy najważniejszy cel, jaki sobie postawiliśmy, czylidotarcie do szóstki.
Wyznaczony cel udałosię osiągnąć, ale miejsce w szóstce jeszcze w ostatnich spotkaniachminionej rundy wcale nie było takie pewne.
Do każdego meczuprzygotowywaliśmy się solidnie pod względem taktycznym. Wiedzieliśmy,co te drużyny, z którymi przyszło nam się zmierzyć pod koniec rundy,najprawdopodobniej zagrają. Wszystkie te spotkania zagraliśmy na dobrympoziomie. Nawet ten przegrany mecz w Krakowie. Do 33 minuty utrzymywałsię remis 0:0 i wszystko wyglądało dobrze, ale niestety gdzieś tampojawił się błąd i wtedy popłynęliśmy. Całe szczęście, że spotkanie zTychami nam się udało. Chłopcy zagrali zdyscyplinowany hokej, alemieliśmy też sporo szczęścia. Zagraliśmy bardzo agresywnie. Z koleiTychy wydaje mi się, że wpadły w taką pułapkę, myśląc, że przyjeżdżajądo słabszego Jastrzębia i ten mecz wygra się sam, na jednej nodze. Tetrzy bramki strzelone przez nas w pierwszej tercji praktycznie ustaliływynik spotkania. W drugiej i trzeciej odsłonie Tychy miały jużzdecydowaną przewagę. Nam wypadało się wtedy bronić i zrobiliśmy tonaprawdę dobrze. Poza tym dopisało nam szczęście, bo tam byłyprzynajmniej dwa słupki, jakaś poprzeczka, sam na sam i sytuacja dopustej bramki, której nie wykorzystał Robin Bacul. Z tego co słyszałemod chłopaków, to pojawiły się jakieś opinie i zarzuty, że Tychy zrobiłyukład w stosunku do mojej osoby i odpuściły ten mecz. Jeśli tak było inaprawdę odpuściły to spotkanie, oddając strzały w słupki, poprzeczkę,to znaczy, że tyszanie są świetnymi aktorami. Ustrzelenie słupka czypoprzeczki podczas meczu wcale nie jest tak prostym zadaniem, jakmogłoby się wydawać.
Po meczu z Tychami wspomniał Pan również, jak ciężko gra się Panu przeciwko tej drużynie.
Bardzo przywiązuje doludzi i to być może jest moim minusem. Jest takie powiedzenie – jak masię miękkie serce, to trzeba mieć twardą d... I to chyba sprawdza się wmoim życiu. W Tychach grałem niemal całe swoje życie, ale to jest jużhistoria. Natomiast jako trener, spędziłem tam 6,5 roku. Pierwsze izarazem ostatnie mistrzostwo Polski w Tychach udało się zdobyć właśnieza mojej kadencji. Poza tym obecnie mój syn tam gra, co też w jakiśsposób wpływa na to, że jestem z tą drużyną, kibicuję jej. Jednakgrając przeciwko niej na pewno nie do końca byłem kibicem Tychów.Musiałem zrobić wszystko, żeby to Jastrzębie wygrało.
Czuł Pan satysfakcję po tym zwycięstwie?
Musimy to rozdzielić nate dwie kwestie, o których wcześniej wspomniałem. Jako trener czułemsatysfakcję, ale jako kibic raczej nie. Tego dnia musieliśmy stanąć podwóch stronach barykady. A ta satysfakcja po zwycięstwie na pewno jest.
Dlaczego zdecydował się Pan trenować jastrzębski GKS?
Szczerze mówiąc tadecyzja wcale nie była prosta. Dostałem telefon wieczorem po meczuJastrzębia z Janowem i trochę mnie to zaskoczyło. Umówiliśmy się zprezesem Szynalem na spotkanie na sobotę. Przyszedłem, porozmawialiśmyi myślałem, że będzie jakiś czas do namysłu. Natomiast prezes Szynalpowiedział, że musimy zadecydować w tej chwili albo tak, albo nie. Tobyło ekspresowe tempo. 30 minut na podjęcie takiej decyzji, to trochęmało. Chciałem mieć przynajmniej dzień, może dwa na przemyślenia czywarto. Jednak z perspektywy czasu okazało się, że warto byłozaryzykować. Przyznam, że mniej więcej tydzień wcześniej miałem teżrozmowy z innymi drużynami, ale osobowość pana Szynala bardzo mnieujęła i to właśnie dzięki niemu zdecydowałem, że zaryzykuję i zgodziłemna to, żeby trenować tą drużynę.
Jakiś czas temu mówił Pan, że potrzebne są wzmocnienia...
W tej chwili jest tobardzo ciężkie do zrealizowania. Myśląc o tym, żeby grać na czteryformacje, musielibyśmy się jeszcze wzmocnić. Dzięki temu byłaby większarywalizacja pomiędzy zawodnikami w drużynie. Kiedy jej nie ma, czująsię bardzo pewnie, a to jest najgorsze co może być, bo popadamy wjakieś takie samozadowolenie i robi się marazm. Nie idziemy do góry, awręcz przeciwnie, poziom sportowy spada. Oczywiście chciałbymwzmocnień. Pierwsze już jest. Na razie Bartek Gawlina nie może jeszczez nami wystąpić, ale z tych wiadomości, które do mnie dotarły, powinienz nami zagrać w tą niedzielę. Na pewno przydałby się jeszcze jedennapastnik, ale ten rynek jest tak mały, że trudno jest kogoś znaleźć wtej chwili. Była rozmowa z Jakubikiem, ale wybierając Oświęcim,postanowił wrócić do siebie.
JKH GKS ma już za sobą pierwsze spotkanie drugiego etapu.
Wszystkie te spotkania,które nas teraz czekają, o czym ciągle powtarzam chłopakom, będąciężkie. Nie będzie "lajtowych" meczów. To już jest ta czołówka w lidzepolskiej, więc nie możemy czekać na spotkanie, które będziemy mogliprzejść na jednej nodze. Trzeba się mobilizować i grać na 100%. Już wNowym Targu, wiedząc, że mamy pewne miejsce w szóstce, zagraliśmy nacztery piątki. Daję szansę wszystkim zawodnikom do pokazania się, możektóryś z tej czwartej piątki mnie przekona i dostanie się wyżej.Traktuję te mecze jako przygotowanie do play-offów. Moim zdaniem tadrużyna, w tym składzie, jakim jest w tej chwili, w formule open ligi,w jakiej na przykład grają piłkarze, nie miałaby szans na to, żebyznaleźć się na pudle. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że niejesteśmy obecnie pierwszą, drugą czy trzecią siłą polskiej ligi, alepowinniśmy się poruszać w okolicach czwartej, piątej. Będziemy walczyćo jak najwyższe miejsce, ale tak jak powiedziałem, najważniejsze będąplay-offy, a tam może się zdarzyć wszystko. Wtedy zaczyna siętroszeczkę inna gra, to leci bardzo szybko i wtedy można sprawić jakąściekawą niespodziankę, na co liczę. Oczywiście jeszcze nie wiemy nakogo „wpadniemy”, ale ta szansa jest nawet gdybyśmy mieli zagrać zdrużyną typu Cracovia czy Tychy, chociaż wydaje mi się, że na tedrużyny akurat nie trafimy, bo skończą na pierwszym, drugim miejscu.Szansa zawsze istnieje i można spróbować coś wywalczyć.
Zdecydował się Pan na grę na cztery piątki. Czy oprócz tego szykują się jakieś roszady w składzie?
Roszady w składzie napewno będą wtedy, kiedy Bartek Gawlina będzie mógł już grać. Będziemymusieli trochę zamieszać. Chociażby wtorkowe spotkanie pokazało, żetrzeba coś zrobić. Czeski atak punktował, natomiast formacja naszychreprezentantów, gdzie gra Dąbkowski, Piekarski, Danieluk, Kowalówka ijeszcze Radwan z nimi zagrał w Krakowie, przegrała swój mikro mecz 0:3.Takie sytuacje nie mogą mieć miejsca. My na nich liczymy, chcemy żebypunktowali i wygrywali mecze. Trzecia piątka, w której ostatnio zagraliKiełbasa, Kąkol, Kulas, miała w pierwszej tercji fajne sytuacje ibardzo dobrze zagrali z Pastrykiem i Labrygą na obronie. Stracili jednąnieszczęsną bramkę, którą puścił Kosowski z ponad 40 metrów. Czwartapiątka, ta w której grają nasi młodzi zawodnicy: Mackiewicz, Bąkowski,Szczurek, Lerch, Górny, oni stracili dwie bramki – pierwszą dostali odpierwszej piątki Cracovii, od Laszkiewiczów ze Słaboniem. Ta bramkamoże być zapisana na moje konto, ponieważ wyglądało to tak, że zagralijedną zmianę na piątkę Laszkiewiczów i spisywali się bardzo dobrze.Wyszli na następną zmianę i znowu trafili na formację Laszkiewiczów,ale też dobrze sobie radzili. Widziałem, że oni wychodzą na tą pierwsząpiątkę i na początku chciałem zmienić tą rotację, żeby to nasi Czesiposzli na Laszkiewiczów, ale po tej pierwszej i drugiej zmianiewidziałem, że bardzo dobrze się spisują, więc stwierdziłem, że damchłopakom szansę i sprawdzimy ich. To był też taki mecz, którypozwoliłby im w siebie uwierzyć. Niestety trafili później na takązmianę, kiedy bracia Laszkiewicz i Słaboń troszkę przycisnęli tą nasząmłodą piątkę, wykorzystali sytuację i dali gola. Zdobyli bramkę podrugiej dobitce, co nie powinno się zdarzyć, ale nie można teżpowiedzieć, że rozjechali naszych młodych zawodników. Chłopcy musieliprzyspać w pewnym momencie i właśnie wtedy wpadła bramka.
Komentarze