Czas na najważniejszą imprezę sezonu
Kazachstan, Węgry, Austria, Korea Południowa i Ukraina będą rywalami reprezentacji Polski w rozpoczynających się jutro w Kijowie Mistrzostwach Świata Dywizji I Grupy A. Jedno jest pewne – dla biało-czerwonych będzie to niezwykle trudny turniej.
– Grupa jest bardzo wyrównana, a poziom naprawdę wysoki. Cieszmy się, że tu jesteśmy i będziemy grać z mocnymi przeciwnikami. Naszym celem są oczywiście zwycięstwa – mówi Przemysław Odrobny, bramkarz naszej kadry.
Kazachstan znaczy siła
Nie da się ukryć, że murowanym faworytem tego czempionatu są Kazachowie, którzy rokrocznie balansują na poziomie elity i jej bezpośredniego zaplecza. Selekcjoner Eduard Zankawiec łączy pracę w reprezentacji z prowadzeniem występującego w KHL Barysu Astana. I to właśnie zawodnicy z tego klubu tworzą trzon ekipy znad Morza Kaspijskiego.
O sile Kazachów stanowią przede wszystkim naturalizowani Kanadyjczycy i Amerykanin. Czołowym obrońcą jest Kevin Dallman, który oprócz skutecznej gry w destrukcji z powodzeniem radzi sobie także po drugiej stronie tafli. Potrafi dobrze dograć, a także huknąć z okolic linii niebieskiej czy bulików. Z kolei w ataku prym wiodą Nigel Dawes (czołowy strzelec KHL), Martin St. Pierre, Dustin Boyd i mający polskie korzenie Brandon Bochenski.
Uwaga na bratanków i podrażnionych Austriaków
Groźni będą też Węgrzy i Austriacy. Zacznijmy od tego, że to ekipy, z którymi w ostatnim czasie potrafiliśmy nawiązać równorzędną walkę. Madziarów od pięciu lat prowadzi 54-letni Rich Chernomaz. Kanadyjski szkoleniowiec w tym sezonie będzie musiał zestawić skład bez dwóch ważnych napastników Istvána Sofrona i Balázsa Sebőka. Pierwszy z nich leczy kontuzje, a drugi gra w finale play-off fińskiej Liigi.
Opiekunem Austrii od tego sezonu jest Szwajcar Roger Bader, który od władz tamtejszej federacji dostał jasne zadanie: wprowadzenie zespołu do elity. Warto wspomnieć, że 53-letni szkoleniowiec nie będzie mógł skorzystać ze swojego zaciągu z NHL: Michaela Raffla (ostatnio Philadelphia Flyers), Thomasa Vanka (Florida Panthers) i Michaela Grabnera (New York Rangers). Pierwszy leczy kontuzje, drugi rozgląda się za nowym pracodawcą i nie chcę ryzykować ewentualnej kontuzji, a Grabner rywalizuje z New York Rangers w fazie play-off.
Drużyna zbudowana jest więc w oparciu o zawodników z EBEL. Oprócz nich są także Konstantin Komarek i Lukas Haudum z Malmö Redhawks (SHL) oraz Patrick Orbist z EHC Kloten (NLA) i Stefan Ulmer z HC Lugano (NLA).
Ważny początek
Nim jednak biało-czerwoni zagrają z tymi ekipami, przyjdzie im zmierzyć się z Koreą Południową i Ukrainą. Te mecze dadzą nam odpowiedź na pytanie, o co tak naprawdę będziemy walczyć w tym turnieju.
Jutrzejsze starcie z drużyną prowadzoną przez Jima Paeka Koreą będzie niezwykle ważne. I to z kilku powodów. Otóż z Azjatami na mistrzowskich turniejach nie wiedzie nam się zbyt dobrze. Dość powiedzieć, że w zeszłym roku w Katowicach przegraliśmy z Koreą w fatalnym stylu 1:4 po hat tricku Michaela Swifta, a pięć lat temu w Krynicy 2:3. Zespół ten bardzo szybko porusza się po tafli, potrafi grać kombinacyjnie i skutecznie.
Z kolei Ukraina jest beniaminkiem Dywizji I Grupy A, a zarazem gospodarzem turnieju. Choć jej skład jest teoretycznie najsłabszy, to niewątpliwym atutem błękitno-żółtych będzie własna hala i zgranie. Zdecydowana większość powołanych zawodników występuje w barwach Donbasu Donieck i HK Krzemieńczuk.
O tym, jak ważny jest start przekonaliśmy się w zeszłym roku. W katowickim „Spodku” na inaugurację przegraliśmy z Włochami 1:3, a następnie ulegliśmy Koreańczykom 1:4. Widmo spadku zajrzało nam w oczy, ale w porę podnieśliśmy się z kolan. Wygraliśmy ze Słowenią 4:1, a potem 1:0 z Austrią i 10:4 z Japonią. Jednak awans przeszedł nam koło nosa.
Czytaj także:
Niezbędnik kibica
Mistrzostwa w Kijowie pod znakiem jubileuszów
Komentarze