Wspomnień czar, czyli spotkanie z bohaterami sprzed lat
- Chciałbym doczekać chwili, kiedy Zagłębie - przy pełnych trybunach - znów będzie biło się o mistrzostwo Polski! - wyznał Andrzej Zabawa, legendarny napastnik Zagłębia i reprezentacji Polski.
Zabawa był jednym z czterech (obok Marka Cholewy, Henryka Pytla i Jarosława Morawieckiego) zawodników, którzy spotkali się w piątek z kibicami i mieszkańcami Sosnowca. Współautorzy największych sukcesów klubu opowiadali o początkach swoich karier, największych sukcesach oraz znanych i mniej znanych anegdotach. Dyskusja odbyła się w ramach cyklu spotkań sympatyków miasta.
- Choć w naszej rodzinie były tradycje hokejowe, to mama robiła wszystko, żebym nie poszedł tą drogą. Uprawiałem więc łyżwiarstwo figurowe, chodziłem do szkoły baletowej, ale w końcu i tak postawiłem na hokej, chyba trochę na złość jej - wspominał Zabawa.
- Uprawiałem wiele sportów, m. in. tenis i piłkę nożną. W końcu zdecydowałem się na karierę hokeisty i nie żałuję tej decyzji. Jako zawodnik, sięgałem nie tylko po złote medale mistrzostw Polski, ale też wicemistrzostwo Niemiec (w 1984 roku, z drużyną EV Landshut - dod. red.) - wspominał Henryk Pytel.
- Jeśli ktoś dorastał na osiedlu Zamkowa, to trudno, żeby nie trenował hokeja. Od początku wiedziałem, kim chcę być, dlatego nie trenowałem wyczynowo żadnej innej dyscypliny - tak o swoich początkach mówił z kolei Marek Cholewa, jeden z najwybitniejszych obrońców w historii polskiego hokeja.
- Na pierwsze zajęcia przyprowadził mnie mój brat. Hokej wciągnął mnie do tego stopnia, że nie mogłem doczekać się następnego treningu. A trenowało się dzień w dzień! - mówił Jarosław Morawiecki.
W czasie rozmowy, hokeiści i kibice z nostalgią wspominali czasy wielkiego Zagłębia. - Nie byłoby tych sukcesów, gdyby nie zaangażowanie ówczesnego prezesa, Jana Rodzonia. Dziś już nie ma takich ludzi. Zespół budował sukcesywnie już od połowy lat 70. Był taki okres, że w podstawowym składzie grał tylko jeden wychowanek Zagłębia, Henio Pytel. Resztę stanowili zawodnicy sprowadzeni z innych klubów. Dopiero potem, do głosu doszła sosnowiecka młodzież - mówił Zabawa.
Nie obyło bez wątków reprezentacyjnych. Bohaterowie spotkania byli bowiem wiodącymi postaciami kadry narodowej, która w tamtym czasie regularnie mierzyła się z najlepszymi drużynami świata. Nic dziwnego, że zawodnikami mocno interesowały się... służby PRL-u. - W latach 80. na turnieje jeździliśmy z „obstawą”. Pamiętam, że w czasie igrzysk w Sarajewie miałem nocną rozmowę werbunkową z pułkownikiem SB. Złożono mi wówczas propozycję nie do odrzucenia: albo przystaję na współpracę z aparatem bezpieczeństwa, albo pakuję się i wracam do kraju. Powiedziałem, że mi nie zależy i mogę wracać. Pułkownik najwyraźniej się wystraszył i odpuścił - opowiadał Andrzej Zabawa.
W toku rozmów nie pominięto oczywiście wątku najgłośniejszej z reprezentacyjnych afer, czyli słynnego barszczu z krokietem Morawieckiego. - Ta sprawa ciągnie się za mną od prawie trzydziestu lat. Ale mam dobre wiadomości: człowiek, który był wtedy w komisji antydopingowej ujawnił niedawno kilka nieznanych faktów tej sprawy. Jest zatem szansa, że za 2-3 lata dowiem się w końcu, jak to było z tym rzekomym dopingiem - powiedział sam zainteresowany.
Komentarze