Jacek Szopiński: Aktualnie panuje "dziadostwo"
O nieudanych Mistrzostwach Świata Dywizji IB, braku jedności w polskim środowisku hokejowym i konieczności szybkich reform rozmawiamy z Jackiem Szopińskim, byłym asystentem Tomka Valtonena, a obecnie trenerem Naprzodu Janów.
HOKEJ.NET: – Po nieudanych Mistrzostwach Światach w Tallinnie doszło do zmian w sztabie szkoleniowym seniorskiej reprezentacji Polski. W nowym zabrakło miejsca dla Pana.
Jacek Szopiński: - Taką decyzję podjęły władze związku i nie chcę z nią polemizować. Wyszło trochę tak, że winnymi braku awansu byli asystenci, czyli ja i Marek Ziętara. Jednak nie trzeba nikomu udowadniać, że strategię, taktykę gry czy skład personalny drużyny ustala trener główny, a wybór ostatecznej reprezentacji na Mistrzostwa Świata z pewnością nie był dla każdego ze sztabu trenerskiego oczywisty. Za wyniki i rozwój szkoleniowy kadry będą teraz odpowiedzialni wyłącznie trenerzy rodem z Finlandii i trzeba im życzyć powodzenia, aby polski hokej wrócił na swoje miejsce. Zasługujemy na grę na zapleczu Elity, a stać nas nawet na to, żeby bić się o awans do czołowej szesnastki globu, co pokazały poprzednie turnieje, kiedy selekcjonerem był Jacek Płachta.
Co zrobić, żeby tak się stało?
- Zawodnicy powinni mieć stworzone optymalne warunki do rozwoju i nie chodzi nawet o kwestie finansowe, ale reprezentacja powinna być celem nadrzędnym. Teraz mamy rożne nieporozumienia np. na linii kluby - kadra, związek - zawodnicy. Wiem, jak to powinno być rozwiązane, ale o tym decydują działacze i oni jeszcze muszą chcieć wysłuchać rad od innych. Aktualnie panuje "dziadostwo" i serce się kraje, gdy patrzy się na to, jak nasza ukochana dyscyplina z roku na rok stacza się po równi pochyłej. Obecnie jesteśmy w trzeciej lidze na świecie i nawet nie mamy co marzyć o porównywaniu hokeja do piłki nożnej czy siatkówki. Jeśli chcemy osiągnąć jakiś sukces, to nasze niewielkie środowisko hokejowe musi zjednoczyć siły i działać wspólnie na dobro całego polskiego hokeja, a nie tylko na swoim podwórku.
A z tym od lat jest problem. Wypracowanie jakiegokolwiek konsensusu jest bardzo trudne.
- Dokładnie, ja wiem jedno - w Polsce nikt nam hokeja za nas nie zrobi, żaden zagraniczny, chwilowy trener czy zawodnik. Jestem o tym święcie przekonany i od dawna to powtarzam. Jeśli sami nie zrobimy sobie hokeja, to go po prostu nie będziemy go mieli i będzie tylko gorzej i gorzej. Byli tutaj trenerzy z zagranicy na przykład Zacharkin i Bykow, z najwyższej półki i przez dwa lata i tak siedzieliśmy w Dywizji IB. Dopiero później udało się awansować. Następnie byli Kanadyjczycy Ted Nolan i Tom Coolen, ale spadliśmy z zaplecza do trzeciej ligi. Szkolenie i popularność hokeja w kraju w tym czasie ani drgnęły, a długi pozostały ogromne.
W Tallinnie również czegoś zabrakło.
- Nie wszyscy zawodnicy chcieli grać w tym turnieju, ale nawet tym składem, który mieliśmy powinniśmy byli awansować. Zabrakło troszkę szczęścia, ale też odrobienia lekcji z porażki z Rumunią, kiedy to przegraliśmy z nimi na turnieju EIHC. Turniej w Estonii był dla mnie naszą porażką. Byliśmy niewątpliwie najlepszym zespołem, graliśmy o klasę lepiej od każdego z rywali, ale liczy się końcowy wynik, a nie wrażenia artystyczne. Wszyscy: trenerzy, zawodnicy, działacze musimy się uderzyć w pierś, gdyż zawiedliśmy. Trzeba wyciągnąć pozytywne wnioski tak, aby za rok zwyciężyć.
Co trzeba zrobić by znów nie skończyło się na słowach?
- Wszyscy muszą się wziąć do roboty. Zarówno sztab i zawodnicy, jak i ludzie w PZHL-u. Należy się wziąć koniecznie za to już teraz, gdyż trzecia liga światowa na pewno nie pomaga tej dyscyplinie. Reprezentację buduje się długo, mamy prawie rok, aby ją stworzyć na nowo, ale czas szybko ucieka.
Jak trener ocenia działalność olimpijczyków z Nowego Targu?
- Na pewno leży im na sercu dobro hokeja i nie robią tego, bo tak im się podoba, tylko chcą realnie poprawić sytuację ukochanej dyscypliny w Polsce. Czy jest to słuszna droga? Czas pokaże. Sam byłem w grupie inicjatywnej polskich olimpijczyków, której celem było jak najszybsze wprowadzenie systemu szkolenia młodzieży w Polsce opracowanego przez Walentego Ziętarę. Jeśli wcieliłoby się go w życie, to byłaby ogromna szansa dla odbudowy hokeja w Polsce. Reforma szkolenia młodzieży jest potrzebą chwili, ale nie na zasadzie kopiowania programów od Słowaków czy Szwajcarów, tylko dostosowania go do naszych realiów i możliwości. Jednak jak widać, nie jest to prosta sprawa.
Ale o tym mówi się już od dobrych kilu lat.
- Boimy się zmian, żadna z rządzących ekip nie miała odwagi tego zrobić. Jeśli już to były to jakieś kosmetyczne zmiany. Mam wrażenie, że nic się nie zmieniło w systemie szkolenia od kiedy jeszcze ja byłem dzieckiem, a hokej miał się bardo dobrze. Czasy się zmieniają. Często mówi się, że "nie ma po co wchodzić do Elity, bo i tak tam nie mamy szans". Błąd, tylko przez konfrontację z najlepszymi można podnosić swój poziom sportowy choćby dostało srogą lekcję. Dlatego zawsze trzeba próbować, żeby chociaż mieć tę szansę walki i kontaktu z hokejem na najwyższym poziomie.
W elicie nie ma nas od 17 lat.
- W 2002 roku za kadencji trenera Wiktora Pysza byliśmy bardzo blisko utrzymania, ale regulamin premiował mających wykupione miejsce Japończyków. Moje pokolenie było ostatnim, które gdzieś tam się liczyło na arenie międzynarodowej. W latach osiemdziesiątych graliśmy na granicy między grupą A ( elita ) a grupą B, byliśmy ósmą, dziewiątą drużyną na świecie i mieliśmy chociaż szansę walki z tuzami światowego hokeja. Teraz tego nie ma. W Polsce pieniądze na hokej są może nieduże, ale są nie efektywnie wydawane. Musimy dbać o naszych najmłodszych graczy, mamy mało lodowisk, mało zawodników, dlatego każdy talent jest na wagę złota. Obecnie zawodnicy mimo, że nie jest ich za wielu przepadają nam garściami jeszcze w przedbiegach.
Jak zatem wyjść z kryzysu?
- Od zaraz trzeba wprowadzić opracowany już program szkolenia młodzieży. Cierpliwie pracować i poczekać na efekty kilka czy kilkanaście lat. Jednocześnie wyciągnąć maksymalnie ile się da z tego potencjału, który posiadamy. Tylko do tego potrzeba jedności, wszyscy muszą pchać wózek w jednym kierunku, łącznie z ministerstwem sportu. Środowisko hokejowe musi zrozumieć, że tylko dobre wyniki reprezentacji napędzą popularność dyscypliny w kraju. Popatrzmy na siatkówkę. Za moich zawodniczych czasów, to siatkarze zazdrościli hokeistom, bo grali w biedniejszych klubach, często po salkach szkolnych przy 300 osobach, a lodowiska były pełne. Środowisko siatkarskie zreformowało związek, wprowadzono system szkolenia, który się przyjął i proszę zobaczyć, ilu mamy teraz wyszkolonych siatkarzy na najwyższym światowym poziomie, a to z kolei przekłada się na jakość reprezentacji. W hokeju musimy dostać zielone światło i zrobić to samo. Przykre, że Walenty Ziętara przez kolejne zarządy jest ignorowany, a jego wiedza i doświadczenie w pracy z młodzieżą jest nie do przecenienia i z pewnością wiele polskiemu hokejowi może dać.
Rozmawiał: Sebastian Królicki
Komentarze