O meczu, sędziach, szkoleniu i terminarzu
Rzadko się zdarza, by na pomeczowej konferencji prasowej zostało poruszonych tyle tematów. Po piątkowym spotkaniu Unii Oświęcim z TatrySki Podhalem Nowy Targ (3:4) trenerzy Witold Magiera i Tomek Valtonen opowiedzieli o bolączkach trawiących polski hokej.
Zaczęło się sztampowo, czyli od oceny spotkania.
– Mamy w zespole kilka kontuzji. Dziś nie mogli zagrać Joonasa Sammalmaa i Krystian Dziubiński, a ich brak był widoczny. Słabo zagraliśmy pierwsze dwadzieścia minut. Potem dobrze się broniliśmy, zdobyliśmy kilka bramek i wygraliśmy. Wszystko powoli idzie do przodu. W niedzielę czeka nas trudny mecz z JKH GKS-em Jastrzębie – zaznaczył Tomek Valtonen, trener „Szarotek”.
– Potwierdzę to, co powiedział trener Valtonen. Przez pierwsze dwadzieścia minut graliśmy to, co założyliśmy sobie przed meczem. Chcieliśmy atakować, wywierać presję na przeciwniku i myślę, że to nam się udało. Potem posypały się kary z obu stron, a od drugiej tercji mecz się wyrównał. Niestety po raz kolejny detale przesądziły o tym, że przegraliśmy ten mecz. Mam tu na myśli indywidualne błędy i brak skuteczności. Chłopcy zostawili jednak na lodzie kawał zdrowia i sporo serca, więc za te aspekty nie mogę mieć do nich żadnych pretensji – wyjaśnił z kolei Witold Magiera, który nie zgodził się z kilkoma werdyktami sędziego głównego Patryka Pyrskały.
Arbiter z Katowic prowadził zawody bardzo nierówno. W 8. minucie dopiero po konsultacji z sędziami liniowymi nałożył karę na Kacpra Guzika, który wysoko uniesionym kijem uderzył Dariusza Wanata. Na twarzy oświęcimskiego napastnika pojawiła się krew i do gry wrócił dopiero w drugiej odsłonie. Nie potrafił też skutecznie ostudzić zawodników obu ekip, a kolejnymi decyzjami tylko zaogniał konflikt.
– Nie powiem, że sędziowanie było tendencyjne. Po prostu sędzia mylił się w dwie strony. Nie może być tak, że zawodnik wywraca się na lód, a sędzia reaguje tak samo i nakłada dwuminutowe wykluczenie. Nie na tym polega hokej – podkreślał szkoleniowiec Unii. – W polskiej lidze często zdarza się tak, że brak umiejętności sędziowskich zaburza grę i ma wpływ na widowisko.
– Zgadzam się z tym w stu procentach. Dziwi mnie to, że gdy sędzia główny nakłada karę, to nie podjeżdża do boksu i nie wyjaśnia swojej decyzji. W ten sposób uspokaja się atmosferę – mówił 38-letni Fin, mający polskie korzenie.
– Chociaż często go wołamy i prosimy o wyjaśnienie pewnych spraw– dodał Witold Magiera.
– Nie wiem czy sędzia główny boi się nas, czy jest po prostu arogancki. Ja na przykład dostałem karę meczu w Opolu, bo sędzia nawet raz nie podjechał do mnie i był arogancki. Kwestia komunikacji jest bardzo ważna, oczywiście jeśli sędziowie chcą utrzymać ten mecz w ryzach. My im możemy w tym pomóc, studząc temperamenty niektórych zawodników. Często jest tak, że kapitan jedzie do sędziego, a arbitrowi nie chce się podjechać do trenera – tłumaczył Valtonen.
W takich momentach na usta ciśnie się pytanie, czy szefostwo Polskiej Hokej Ligi powinno zdecydować się na eksperyment z zagranicznymi arbitrami. Zresztą ten temat wraca w naszym kraju jak bumerang. Drugą kwestią jest rozliczanie naszych arbitrów za popełnione błędy. Nie raz i nie dwa informowaliśmy, że transparentność Wydziału Sędziowskiego jest praktycznie zerowa, a wszelkie decyzje załatwiane są „we własnym gronie”.
– Obecnych arbitrów trzeba szkolić i pomagać im – mówił opiekun Podhala. Gdy poinformowaliśmy go, że od wtorkowej kolejki spotkanie będzie prowadziło czterech arbitrów, odparł: – Ale dlaczego, skoro cały sezon graliśmy z trzema sędziami? Będzie jeszcze większy burdel.
– Jeśli chodzi o rozliczanie sędziów, to w mojej opinii jest to fikcja. Dostałem karę meczu w pierwszej lidze, bo starałem się grzecznie uświadomić sędziemu, żeby swoimi decyzjami nie przeszkadzał. Zostałem wysłany na trybuny. Jestem ciekawy, jak obecnie wygląda rozliczanie arbitrów? Co dzieje się wówczas, gdy popełniają karygodne błędy? – wyjaśnił trener biało-niebieskich.
– Jak nie są rozliczani, to mogą robić, co chcą – załamał ręce Valtonen. – Ja na przykład boję się nawet rozmawiać z sędziami, bo mam drugiego trenera, który choć jest doświadczony, to nie ma w Polsce licencji. Oznacza to, że nie może być głównym trenerem. Gdy zostałem zawieszony, w boksie musiał stać Marek Rączka. Przecież to jest śmieszne.
Zresztą fiński szkoleniowiec miał też problem, by od razu otrzymać stałą licencję.
– Dostałem licencję warunkową, bo nie dostarczyłem świadectwa ze szkoły średniej i matury. To jest jeden z głównych problemów polskiego hokeja. Nie da się ukryć, że najlepszymi trenerami są doświadczeni zawodnicy. Tymczasem osoby, które się poświęcają w całości temu sportowi nie są w stanie zrobić studiów. Biurokracja zwycięża nad zdrowym rozsądkiem – przypomniał.
To nie koniec paradoksów w Polskiej Hokej Lidze. Spore kontrowersje budzi terminarz spotkań, który przewiduje długie przerwy w rozgrywkach, a następnie maratony spotkań. Dziwne jest też to, że ostatnia kolejka sezonu zasadniczego została zaplanowana na 27 stycznia. Tymczasem okienko transferowe zamyka się 31 stycznia.
– Zapytam o coś jeszcze. Dlaczego cały sezon kończy się tak wcześnie? Dla mnie, jako selekcjonera reprezentacji Polski, wystarczą dwa tygodnie na przygotowanie zespołu do mistrzostw świata. Ba, nawet 10 dni – przyznał Tomek Valtonen.
– Lepiej, żeby zawodnicy byli w rytmie meczowym – dorzucił Magiera.
Spora przerwa jest także między końcem sezonu zasadniczego a ćwierćfinałami play-off.
– Jak jesteś zawodnikiem, to chcesz grać. Tymczasem przed najważniejszą fazą rozgrywek mamy trzy tygodnie przerwy. Do czego to dochodzi, że JKH GKS Jastrzębie gra sparingi z GKS-em Tychy? Przecież na całym świecie czegoś takiego nie ma – podkreślał Valtonen.
Jego zdaniem w naszym kraju powinny nastąpić duże zmiany w kwestiach szkoleniowych.
– To dotyczy zarówno trenerów, jak kwestii specjalnego programu dla dzieci i młodzieży, który powinien obejmować 5-10 lat. Trzeba myśleć długofalowo. W obecnej sytuacji nawet Scotty Bowman nic nie zdziała, jeśli podstawowe kwestie nie są uporządkowane – dodał trener, który urodził się w Piotrkowie Trybunalskim.
Zaznaczył też, że w Polsce gra zbyt wielu obcokrajowców. Ten fakt przekłada się na to, że najbardziej poszkodowani są polscy gracze, głównie młodzi.
– Tak długo jak tylu obcokrajowców będzie grało w polskiej lidze, tak długo polski hokej nie pójdzie do przodu. Następna kwestia to kwota wykupu młodych zawodników. Niech będzie ona sensowna, a nie 20 tysięcy złotych. Tyle można wydać w jeden weekend na Ibizie – nie ukrywał opiekun Podhala, a zarazem selekcjoner reprezentacji Polski.
– Świetną robotę robi Jastrzębie. Gdyby tak działał każdy klub, nie byłoby problemu. Tymczasem na przykład Cracovia chciała kupić Sołtysa i Wałęgę, ale to jej się nie udało. Wzięła od nas Kamińskiego i Brynkusa i ile za każdego z nich zapłaciła? Tyle, ile na miesiąc dostaje obcokrajowiec– dodał.
Komentarze