Themár: Mam nadzieję, że nie zawiodę
W swoim pierwszym sezonie w PHL sięgnął z Tauronem KH GKS-em Katowice po srebrny medal i po koronę króla strzelców. Teraz Andrej Themár ma być lekarstwem na nieskuteczność biało-niebieskich.
HOKEJ.NET: – Najlepszy strzelec Polskiej Hokej Ligi przeniósł się z wicemistrza Polski Tauronu KH GKS-u Katowice do Unii Oświęcim. Wielu polskich kibiców długo nie mogło w to uwierzyć. Zapytam wprost: dlaczego?
Andrej Themár, skrzydłowy Unii: – Powodów było kilka. Zacznę od tego, że Unia szukała zawodnika, który potrafi strzelać bramki, a ja spełniam te wymagania. Poza tym w Oświęcimiu od dłuższego czasu gra Peter Tabaček, mój serdeczny kolega z Martina, z którym znam się bardzo długo. Ważna dla mnie była też odległość od mojego rodzinnego domu, bo 170 kilometrów to naprawdę niewiele. Poza tym Oświęcim to małe urokliwe miasto. Żyje się tu spokojnie i jest sporo zieleni.
Ale na brak ofert nie narzekałeś?
Miałem też kilka innych propozycji. Sęk w tym, że niektóre wymagałyby ode mnie odległej przeprowadzki. Nie chciałem wyjeżdżać w świat.
Na usta aż ciśnie się pytanie, dlaczego po udanym sezonie w GieKSie nie zostałeś w Katowicach?
– O odpowiedź musisz poprosić trenera Coolena. Chyba nie pasowałem do jego koncepcji i wolał postawić na zawodników, których lepiej znał.
Skoro wywołałeś osobę kanadyjskiego szkoleniowca, to dochodziły do nas sygnały, że nie jest Wam po drodze. W trakcie sezonu chciał Cię "wymienić" na Jarmo Jokilę.
– Coś w tym jest. Trener Coolen najwidoczniej nie chciał mnie w drużynie, bo działacze przed obecnym sezonem byli gotowi zaproponować mi nowy kontrakt. Potem negocjacje stanęły w martwym punkcie. Niemniej to już dla mnie zamknięty rozdział. Jestem zadowolony z tego, co tam zrobiłem. Życie nie znosi próżni, więc poszedłem dalej. Gram teraz w Unii i chcę prezentować się jak najlepiej.
W GieKSie stworzyłeś tam świetny duet z Jessem Rohtlą. W sezonie zasadniczym graliście jak z nut, co zatem stało się z Wami w fazie play-off?
– Grało nam się bardzo dobrze, ale trzeba też dodać, że ważnym elementem tego ataku był Marek Strzyżowski, który imponował walecznością. Szybko się zgraliśmy, bo między nami była chemia. Później jednak trener Coolen zdecydował się przebudować formację i nie szło już nam tak dobrze.
Sięgnęliście po srebrny medal, co było sporą niespodzianką. W półfinale wyeliminowaliście w końcu obrońcę tytułu – Comarch Cracovię, która wówczas posiadała spory budżet i naprawdę silny skład.
– Wygraliśmy rywalizację z „Pasami”, bo mieliśmy lepszą drużynę zarówno na lodzie, jak i poza nim. Każdemu zależało na tym, aby pokonać Cracovię i zameldować się w finale. No i wspólnym wysiłkiem osiągnęliśmy ten cel.
Jednak w finale ulegliście tyszanom. Czego zabrakło?
– Sporo sił straciliśmy w starciach z Cracovią, a poza tym nie mieliśmy zbyt szerokiej ławki. Poza tym nasz zespół trapiony był kontuzjami.
Wróćmy do Unii. Twój nowy zespół chce przystąpić do fazy play-off z czwartego bądź piątego miejsca. To realny cel?
– Pewnie, że jest realny, ale musimy systematycznie pracować i imponować dyscypliną taktyczną. Jeśli wygramy 22 mecze u siebie po regulaminowym czasie gry, to na naszym koncie pojawi się 66 punktów. To naprawdę spory kapitał.
Działacze Unii sprowadzili Cię w jednym celu – masz stać się liderem zespołu.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Wiem, że wszyscy oczekują ode mnie, że będę strzelał dużo bramek. Mam nadzieję, że nie zawiodę i pokażę, że potrafię też dobrze podać i powalczyć o krążek.
Z umiejętnością zdobywania bramek trzeba się urodzić?
– Wydaje mi się, że tak, ale równie ważne jest to, aby systematycznie szlifować swoje umiejętności na treningach. Na każdych zajęciach trzeba dawać z siebie sto procent.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski.
Komentarze