Premia tylko za medal, a po 16 latach jest on bardzo blisko
Obstawiałem, że z Orlikiem Opole wygramy w sześciu meczach, ale skończyliśmy wcześniej. Dzięki temu zawodnicy mają dzień wolnego - mówi Andrzej Banaszczak, który kieruje sekcją hokejową bytomskiej Polonii. Po 16 latach klub awansował do czołowej „czwórki” i ma szanse na medal. Od września do tej chwili skrzętnie realizował swoje plany i osiągnął cel.
Po wygranej rywalizacji z PGE Orlikiem Opole 4-1 hokeiści bytomskiej Polonii po 16 latach awansowali do czołowej „czwórki” i mają szanse na medal. - To jeszcze nie koniec sezonu, dalej walczymy i chcemy sprawić rywalom niespodzianki - mówią jednym głosem hokeiści, trenerzy i działacze.
WŁODZIMIERZ SOWIŃSKI: Forsa na stół i można zrobić drużynę. Czy w bytomskich realiach tak właśnie było?
ANDRZEJ BANASZCZAK: To nie jest do końca prawdziwa opinia. W poprzednim sezonie nie wiedzieliśmy, czy wystartujemy w rozgrywkach i zbyt późno zaczęliśmy tworzyć zespół. Jednak wyciągnęliśmy wnioski i systematycznie nad składem pracowaliśmy już od kwietnia poprzedniego roku. Budżet klubu? W tym sezonie został zwiększony, ale od początku tego nie ukrywaliśmy. Na pewno jest większy, ale nie wzrósł znacząco. Nadal trudno nam się porównywać z tuzami naszej ekstraligi: GKS-em Tychy czy Cracovią. Niemniej sportowo nawiązujemy walkę z najlepszymi i to nas wszystkich cieszy. Poprzedni sezon zakończyliśmy na siódmym miejscu, a teraz jesteśmy w grze o medal.
W drużynie następowały ciągłe zmiany. Czy trudno było skompletować zespół?
ANDRZEJ BANASZCZAK: Od zawsze powtarzam, że drużynę buduje się od tyłu, czyli bramkarzy oraz obrońców. Był Filip Landsman i do końca nie miał zmiennika. Ale na powrót z Wysp zdecydował się Ondrej Raszka i dzięki temu ta pozycja w naszym klubie jest silnie obsadzona. Obrońców też kompletowaliśmy aż do skutku. Na odejście braci Adriana i Sebastiana Kowalówków nie mieliśmy wpływu; sami zrezygnowali z gry. Bramkarz Tomasz Witkowski musiał zrobić miejsce dla Raszki. Martin Przygodzki uznał, że więcej zyska na przenosinach do Opola. Z Dmytro Demianiuka, Maksima Kartoszkina oraz Władysława Troszina nie byliśmy do końca zadowoleni, więc trzeba było szukać wartościowych następców. I ich znaleźliśmy. Najważniejsze, że mamy zespół, który mówi jednym głosem w szatni, a to przede wszystkim zasługa trenera Tomasza Demkowicza oraz jego najbliższych współpracowników. To są naczynia połączone, bez tego nie byłoby awansu do czwórki.
Czy spodziewał się pan, że rywalizacja z Orlikiem zakończy się po pięciu meczach?
ANDRZEJ BANASZCZAK: Obstawiałem, że wygramy w sześciu, ale skończyło się wcześniej i dzięki temu zawodnicy mają dzień wolnego. Od piątku zaczynamy się przygotowywać do rywalizacji z Tychami.
Właśnie - jak potoczy się rywalizacja z jednym z dwóch kandydatów do tytułu mistrzowskiego?
ANDRZEJ BANASZCZAK: Faworytami są tyszanie i oni muszą. A my tylko chcemy sprawić niespodziankę swoim kibicom, a psikusa rywalom. Chciałbym, żeby rywalizacja zakończyła się po sześciu potyczkach, bo wówczas będziemy mieli trochę czasu przed decydującym rozdaniem.
Premie już przygotowane?
ANDRZEJ BANASZCZAK: A jakże! By jednak zaspokoić ciekawość, płacimy tylko za medal!
Czy przed hokejem w Bytomiu lepsza przyszłość?
ANDRZEJ BANASZCZAK: Za długo żyję w tym mieście, by odpowiedzieć twierdząco. Na razie jest klimat dla sportu, hokeja również. Już od dawna pracujemy nad tym, by kolejny sezon dla hokeistów był lepszy. Na szczegóły jednak przyjdzie czas, teraz jesteśmy wszyscy zajęci finiszem play offu.
Włodzimierz Sowiński - Dziennik Sport
Komentarze