Zapała: Nie da się zmienić nawyków i umiejętności u trzydziestokilkuletnich graczy
O porażce 2:3 z Węgrami na Mistrzostwach Świata Dywizji IA w Budapeszcie, szansach na utrzymanie i sytuacji w kadrze rozmawiamy z napastnikiem biało-czerwonych Krzysztofem Zapałą.
Hokej.Net: Po porażce 2:3 z Węgrami wyraz waszych twarzy mówił wszystko. Jak wyglądał mecz z waszej perspektywy?
Krzysztof Zapała: - Można powiedzieć, że biliśmy głową w mur, utrzymywaliśmy się przy krążku, ale nic z tego nie wynikało. Podobnie jak w poprzednim meczu też próbowaliśmy gonić wynik. Szkoda, że to przeciwnicy zdobyli gola, a nie my. Przegrywamy mecz, gubimy punkty i musimy wygrać z Kazachstanem, który jest teoretycznie najsilniejszą drużyną. Może to w nas wyzwoli dodatkową motywacje. Oprócz tego musimy liczyć na korzystny układ tabeli. Trzeba grać i postawić wszystko na jedną kartę.
Czy można powiedzieć, że zjadły was nerwy?
- Gdybym powiedział, że mi się trzęsą ręce to można, by się było z tego śmiać. Jestem jednym z najbardziej doświadczonych zawodników, ale rzeczywiście coś w tym jest. Nie uważam, żebyśmy grali tragicznie przewagi, bo wjeżdżamy do tercji przeciwnika, ale później gdzieś gubimy ten krążek, Próbowaliśmy różnych wariantów, graliśmy sparingi również pod tym kątem. Trenerzy próbowali coś zmieniać, ale nie do końca to wszystko wychodzi.
A czy nie uważasz, że zbyt długo podajecie krążek, a brakuje po prostu wykończenia i strzału?
- Wiadomo, że z góry to wszystko widać inaczej niż z dołu. Z perspektywy lodu nie wygląda to tragicznie, ale faktycznie nie potrafimy zrobić z tego wielkiego użytku.
Łapiecie też sporo kar...
- Wiadomo, że zdarzają się przypadkowe wykluczenia i trzeba bronić osłabienia. Kilka niepotrzebnych kar też się zdarzyło. Nad tym nie da się za bardzo popracować, trzeba po prostu myśleć i uważać, by ich nie popełniać.
Czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że to wszystko idzie w złym kierunku, a wyniki są coraz gorsze?
- Nie sądziłbym, że to poziom naszego hokeja, przyczyny należy poszukać gdzie indziej. Nie chciałbym się wypowiadać przed zakończeniem całego turnieju. Jako zawodnicy jesteśmy tutaj w trudnej sytuacji. Brakuje kilku czołowych graczy i gdzieś zanika chęć przyjeżdżania na kadrę. Kilka lat temu wszyscy powołani z chęcią uczestniczyli w zgrupowaniach, teraz jednak warunki są dużo gorsze. Nie ma co roztrząsać kwestii organizacyjno-finansowych, ale jest dużo słabiej. Nie chcę usprawiedliwiać tym naszych wyników, ale dajmy przykład Grzegorza Pasiuta, który nie mógł przyjechać, bo jest kontuzjowany. Jeśli byłby zdrowy to zrobiłby różnice a takie właśnie detale decydują o końcowym wyniku meczu.
- Jeśli chodzi o poziom to wydaje mi się, że nie jest on coraz niższy. Do kadry dobijają się młodzi zawodnicy. Weźmy tu przykład Alana Łyszczarczyka czy Damiana Tomasika, rozwijają się i o to przecież chodzi. Nie wiadomo jaka będzie liga i ilu obcokrajowców, ale jak ktoś będzie dobry to myślę, że sobie poradzi. Nie mamy jednak dużego wyboru, jeśli chodzi o krajowych zawodników.
Wygląda to jednak tak, jakbyście nie mieli wiary w zwycięstwa...
- Każdy przyjechał tutaj, by wygrywać każdy mecz i walczyć o awans. Rzeczywistość okazała się jednak inna, do tego doszły problemy organizacyjne. Takie sytuacje w swojej karierze przeżywałem już wielokrotnie, ale gdzieś to zawsze siedzi z tyłu głowy.
Może jednak zaplecze Elity to nie nasz poziom i za wysokie progi, jak na prezentowane umiejętności?
- Ciężko stwierdzić, gdyż drużyny są wyrównane. Wygrywamy ze Słowenią, która spadła z Elity, a przegrywamy z Wielką Brytanią, która jest przecież beniaminkiem na tym poziomie mistrzostw. Uważam, że nie ma takiej różnicy w wyszkoleniu.
- Czasem decydują detale, ktoś lepiej jeździ, inny lepiej podaje. Nie chce mówić, że o wszystkim decydują detale, ale czasem tak naprawdę jest. Krążek może choćby przypadkowo odbić się od łyżwy. Grupa jest bardzo wyrównana i nawet spadkowicz czy zwycięzca niższej dywizji może prezentować podobny poziom. Najważniejsza jest świadomość walki i chęć zwycięstwa. Tego nas uczył trener Ted Nolan, podobnie jak kiedyś Igor Zacharkin. Może są to szczegóły, ale tacy ludzie doskonale zdają sobie sprawę, że one również mogą być ważne.
W internecie można przeczytać jednak różne, często nieprzychylne informacje na temat trenerów kadry...
- Wiadome, że żaden trener nie zmieni umiejętności, które nabywane są przez kilkanaście lat. Wraca tu po raz wtóry temat odnośnie szkolenia młodzieży. W Nowym Targu, który zawsze z tego słynął próbuje się to odbudować. Podobnie można się odnieść do Sanoka i tamtejszej drużyny "Niedźwiadków". Dobra drużyna seniorów była motorem napędowym i za tym poszły dzieci.Teraz pojawiają się u nich pierwsze sukcesy. Jak nie ma pierwszej drużyny to zanika gdzieś motywacja i chęć uprawiania tej dyscypliny. Trener później musi wybierać z garstki ludzi. Do naszego selekcjonera mam duży szacunek to świetny fachowiec, ale nie da się zmienić nawyków i umiejętności u trzydziestokilkuletnich graczy.
Zawsze jednak może zmienić taktykę czy inne szczegóły?
- Jest szansa, że młodzi zawodnicy mogą pewne elementy rozwinąć pod kątem tak doświadczonego selekcjonera. Dlatego można powiedzieć, że stajemy się się dojrzalsi, ale nie wiem czy lepsi. Choć dojrzałość to też spory atut. Tak naprawdę najwięcej czerpią z tego młodzi chłopcy, którzy kiedyś będą stanowić o sile tej drużyny. Z tego co widzę Damian Tomasik robi duże postępy i może się rozwijać. Wierzę, że kiedyś to on będzie czołową postacią reprezentacji, ale musi pracować z taką osobą jak Ted Nolan. Wiem jaki to trener i człowiek, a jeśli ktoś ocenia negatywnie jego osobę to po prostu nie zna się na hokeju.
Szkolenie szkoleniem, ale czy nie zauważasz, że w kadrze zdecydowanie za mało występuje młodych zawodników?
- Zgadzam się dlatego moim zdaniem największym błędem jest to, że u nas w Polsce o 25-letnim zawodniku mówi się, że wciąż jest młody. W takim wieku powinien stanowić już o sile drużyny. O sobie mogę powiedzieć, że jestem już oldboyem, ale trener wciąż na mnie stawia, a ja chce pomóc tej drużynie. Młody zawodnik to taki, który ma 18 - 20 lat i czasem można mu wybaczyć jakieś złe zagranie. U nas tymczasem 25-letnich facetów wciąż nazywa się młodymi. Gdzie tak jest na świecie?
A jak będzie z Tobą? Zagrasz jeszcze w tej reprezentacji?
- Ciężko powiedzieć. Chęci i potencjał są, ale hokej to taka dyscyplina gdzie jeden sezon potrafi wszystko zmienić. Ten sport to takie codzienne udowadnianie. Jak weźmiemy to, że sezon reprezentacyjny trwa dziesięć miesięcy trudno znaleźć aż tylu zawodników, którzy przez taki okres mogą to udowadniać. Nie mnie to oceniać. Ja mam 36-lat i cieszę się z tego, ze trener mnie powołuje, widzi we mnie potencjał i chce mnie jeszcze powoływać. Czuję się potrzebny gram dla niego i drużyny. Nie jestem jeszcze zmęczony. Może w sezonie bywało różnie, ale fizycznie czuję się bardzo dobrze.
Rozmawiał w Budapeszcie: Sebastian Królicki
Komentarze