Kieca: - Ta drużyna potrafi grać lepiej
O porażkach z Włochami i Koreą, problemach polskiej reprezentacji oraz o prognozach na kolejne mecze katowickiego czempionatu rozmawiamy z Mariuszem Kiecą, byłym golkiperem reprezentacji Polski i olimpijczykiem z Albertville.
HOKEJ.NET: - Reprezentacja Polski od dwóch porażek rozpoczęła Mistrzostwa Świata w Katowicach. Gdzie pana zdaniem leży ich przyczyna?
Mariusz Kieca, były bramkarz reprezentacji Polski: - Po pierwsze - przygotowanie fizyczne. To główny powód naszej słabej postawy. Widać, że nasi zawodnicy ewidentnie odstają pod tym względem. Brak skuteczności czy słaba postawa w obronie jest właśnie tego efektem.
Póki co nasza gra nie napawa optymizmem.
- Zgadza się. Nie potrafimy strzelić bramki, stworzyć sytuacji strzeleckich. W obronie robimy błędy, które wcześniej nam się nie przytrafiały, nie gramy pewnie, jest za dużo dziur. Ze Słowenią może zagramy lepiej, bo jest dzień przerwy. Liczę na to, bo dwa pierwsze mecze były słabe. W meczu z Włochami było źle, ale nie tak źle jak z Koreą. Nie możemy tak wyglądać na tle Azjatów.
W sparingach przed mistrzostwami oglądaliśmy całkowicie inne oblicze biało-czerwonych.
- Zgadza się, ale wtedy mecze nie były to obarczone ciężarem psychologicznym. Zawodnicy wyglądali na świeższych.
Bierze pan pod uwagę wariant pesymistyczny?
- Według mnie zdobycie choćby punktu ze Słowenią w tej dyspozycji, jaką teraz prezentujemy, będzie bardzo trudne. Musimy jednak przede wszystkim grać na sto procent możliwości zarówno fizycznych, taktycznych, jak i bramkarskich. Jak gdzieś będzie słabe ogniwo, to o jakąkolwiek zdobycz punktową będzie niezwykle ciężko.
A jak oceni pan naszego bramkarza?
- Też nie jest zbyt pewny. Nie można powiedzieć, że przez Przemka coś przegraliśmy, ale popełnia błędy, a nie można popełniać błędów w każdym meczu. Z Włochami popełnił błąd przy drugiej bramce i na pewno zdaje sobie z tego sprawę. Kluczowa była też bramka na 3-1 z Koreą. Zawodnik koreański uderzył bardzo celnie, ale gdyby „Wiedźmin” złapał gumę do raka, to ta interwencja w dalszej perspektywie mogła nam dać przynajmniej punkt. A może nawet zwycięstwo?
Ostatnio w polskim hokeju zaczęło się sporo pozytywnego dziać. Spadek do Dywizji I Grupy B byłby katastrofą?
- Może nie katastrofą, ale na pewno byłoby szkoda, bo wykonano ostatnio naprawdę sporo pracy. To nie jest tak, że nasi zawodnicy są słabi i powinni spaść, tylko gdzieś po prostu zrobiono błąd. Ta drużyna, będąc w optymalnej formie fizycznej, pokazała, że potrafi grać. Frustrujące jest to, że pokazali, że na tym turnieju na razie odstajemy.
Pana zdaniem w tej drużynie jest potencjał?
- Pewnie, że tak. Przecież potrafiliśmy wygrywać z dobrymi drużynami. Nawet ze Słowenią na EIHC graliśmy naprawdę dobrze.
Trzeba więc podnieść się z kolan i walczyć.
- Po wolnym dniu, nawet jeśli drużyna jest lekko przemęczona, to jest w stanie zagrać dobry mecz na dobrym poziomie, no ale wszystko musi zadziałać. Myślę, ze trener powinien zaryzykować i postawić na Rafała Radziszewskiego. Przemek Odrobny bronił naprawdę nieźle, ale popełnił kilka błędów, które na tym poziomie decydują o wyniku meczu. Włoski bramkarz Andreas Bernard nie popełnił takiego błędu, strzegący koreańskiej bramki Matt Dalton podobnie. Mieliśmy przecież dobre sytuacje, choćby strzał Bychawskiego do praktycznie pustej bramki, a Dalton złapał krążek wręcz niesamowicie. To są drobiazgi, ale one decydują.
Na tym poziomie to właśnie te małe rzeczy są bardzo ważne.
Tak, a oprócz tego widać, że odstajemy fizycznie. W meczu z Włochami wiele razy przegrywaliśmy pojedynki na ciało i po prostu leżeliśmy na lodzie. Ani nie gramy pressingiem, nie stwarzamy sytuacji, to jest niepokojące.
Strzelając jednego gola nie da się wygrać meczu.
- Dokładnie, bo nie stwarzamy też sytuacji. W meczu z Koreą były jeszcze jakieś przypadkowe strzały. Aron Chmielewski miał okazję, jakby podniósł krążek, to może byłby gol, ale to była jedna sytuacja bramkowa na tercję. No to jak my chcemy strzelić bramkę?
Mamy naprawdę nieźle opracowane przewagi. Gramy na bramkarzu, strzelamy, ale nie każdą przewagę da się wykorzystać. Nie gramy tych przewag jakoś finezyjnie, tylko w prosty sposób, który jest najlepszy. No i strzeliliśmy z tego bramkę. Widać, że mamy to dograne. Jednak nie zawsze wpadnie, jak się strzela przez kilku zawodników, krążek nie zawsze się szczęśliwie odbije komuś od kija.
Wielu kibiców mówi, że oprócz szczęścia trzeba mieć też umiejętności.
- Wszyscy są rozczarowani, bo ta drużyna potrafi grać lepiej. Gdybyśmy nie pokazali z dobrymi drużynami, że potrafimy grać, że umiemy utrzymać wynik, stwarzać sytuacje. A my na tym turnieju ani przez jedną tercję nie byliśmy lepszym zespołem. A tych odsłon było już sześć. W niektórych turniejach międzynarodowych przegrywaliśmy, ale na przykład ze wspomnianą Słowenią jak ruszyliśmy, to ich bardzo mocno cisnęliśmy, a teraz nie potrafimy strzelić wyrównującej bramki z Koreą, a na dodatek jeszcze ją tracimy.
Dzień wolny pomoże biało-czerwonym?
- Zobaczymy, jak drużyna będzie wyglądała po dniu wolnym. Ale mamy też trochę pecha, bo trafiamy według mnie na najmocniejszą ekipę tych mistrzostw. Słowenia gra szybko, kombinacyjnie i dobrze pressingiem.
Chłopcy muszą dać z siebie wszystko. Obawiam się jednego - że nasza dobra dyspozycja to i tak za mało na Słoweńców, a kolejna - i nie daj Bóg wysoka - porażka może dobić zawodników psychicznie. Mam nadzieję, że tak się nie stanie, bo w przeciwnym razie na trybunach „Spodka” może być sporo wolnych miejsc.
Rozmawiał Sebastian Królicki
Komentarze