Kolusz: To jeszcze nie był nasz czas
Rozmowa z kapitanem hokejowej reprezentacji Polski, nowotarżaninem Marcinem Koluszem o przegranych szansach na grę w Igrzyskach Olimpijskich w 2014 roku w Soczi.
Ze sporymi nadziejami jechaliście do Kijowa. Skończyło się jednak na tym, że marzeniao udziale w Igrzyskach trzeba znów odłożyć na kolejne cztery lata. To będzie już szósta z rzędu zimowa olimpiada, na której zabraknie polskiego hokeja...
Oczywiście pozostaje pewien żal i niedosyt. Czuliśmy się świetnie przygotowani, chcieliśmy powalczyć i sprawić niespodziankę bo to Ukraińcy byli zdecydowanym faworytem. Z drugiej strony nie było specjalnej „napinki". Każdy z nas zdawał sobie sprawę, że droga do Igrzysk jest daleka i nie kończy się na Kijowie. Nawet zwycięstwo na Ukrainie nie dawało jeszcze przepustki do Soczi. Trzeba byłoby wygrać kolejny turniej gdzie rywale byliby jeszcze z wyższej półki. A wydaje mi się, że nasz czas jeszcze nie nadszedł. Dopiero jesteśmy na początku budowy mocnej reprezentacji. Przed nami dużo pracy, ale jestem przekonany, że ona da efekty.
O niepowodzeniu w Kijowie zdecydował przegrany 1:5 pojedynekz gospodarzami. Co Pana zdaniem zaważyło o tej przegranej...
Zaczęliśmy bardzo dobrze. Zdobyta w dosyć szczęśliwych okolicznościach bramka Darka Gruszki, która dała nam prowadzenie jeszcze mocniej podniosła nas na duchu. Poczuliśmy, że możemy powalczyć o korzystny wynik. Niestety potem kilka rzeczy złożyło się na to, że mecz wymknął się nam spod kontrolni. Jednym z kluczowych momentów były ta seria niewykorzystanych przez nas okresów gry w liczebnej przewadze w pierwszej tercji. Gdybyśmy wówczas strzelili choć jednego gola i podwyższyli prowadzenie, to mecz mógłby potoczyć się zupełnie inaczej. W dodatku „skrzydła" podcinały nam gole traconew końcówkach pierwszej i drugiej tercji. One sprawiały, że zaczęło uchodzić z nas powietrze.
Gry w liczebnej przewadze to jeden z głównych „grzechów" polskiego hokeja. To potwierdziło się w Kijowie. Jak należy ten element wykonywać pokazali wam Ukraińcy...
Wydaje mi się, że nie graliśmy źle w przewagach. Sprawnie wprowadzaliśmy krążek do tercji, szybko zakładaliśmy „zamek". Brakowało jednak celnych, mocnych i precyzyjnych strzałów i takiej pracy przed bramkarzem aby go zasłonić, zmienić w ostatniej chwili tor lotu krążka. A właśnie to wszystko świetnie wykonywali Ukraińcy. Widać, że mają to wytrenowane i wyćwiczone do perfekcji. Tacy zawodnicy jak Warmałow, Fedotenko czy Ljutkiewicz potrafią w pojedynkę rozmontować defensywę.
Mieliście rozpracowanych Ukraińców? Jaką taktykę nakreślili na to spotkanie selekcjonerzy Igor Zacharkin i Wiaczesław Bykov? Mecz zaczęliście bardzo zdeterminowani...
Trenerzy doskonale przeanalizowali grę Ukraińców. Podkreślali, żebyśmy się nie spodziewali z ich strony jakiejś kombinacyjnej gry, że ich taktyka opiera się na prostej grze z dużą ilością prostopadłych podań. I to się sprawdziło. Nas namawiali do odważnej gry, do tego abyśmy uwierzyli w siebie i w to, że jesteśmy dobrze przygotowani. I wydaje mi się, że tą wiarę było widać w naszej grze. Nie schowaliśmy się za podwójną gardą, tylko staraliśmy się grać otwarty hokej.
Widać było, że ta pierwsza tercja kosztowała was dużo sił. W kolejnych dwóch już nie graliście tak dynamicznie i agresywnie...
Niestety wpływ miały na to kary jakie zaczęliśmy łapać od drugiej tercji. Gra w osłabieniu zawsze kosztuje dużo sił, wybija z rytmu i sprawia, że traci się tempo gry. I tak było z nami w tym spotkaniu. My traciliśmy siły a Ukraińcy w tym momencie zaczęli je zyskiwać i poczuli „swoją" grę.
Trenerzy byli zadowoleni z waszej gry i tego co pokazaliście w Kijowie?
Były pochwały, ale i sporo uwag z ich strony. Podkreślili, że czeka nas dużo pracy na kolejnych zgrupowaniach. Przekonywali, że przygotowanie fizyczne to fundament, ale mecze wygrywa się detalami. A tych jeszcze nam tym razem zabrakło. Przegraliśmy bitwę, ale wojna jeszcze się nie skończyła. Przecież w kwietniu znów zagramy z Ukrainą na jej terenie w mistrzostwach świata. Wierzę, że tam się zrewanżujemy. To teraz dla nas najważniejszy cel.
Pana zdaniem można być optymistą co do przyszłości polskiej reprezentacji?
Na pewno. Już dawno nie było tak dobrego klimatu wokół i wewnątrz reprezentacji. Jeszcze nie tak dawno większość zawodników wymigiwała się od gry w kadrze. Dziś toczy się prawdziwa, zdrowa rywalizacja o miejsce w składzie. Pod okiem takiej klasy trenerów, każdy chce pracować i dawać z siebie wszystko. Pochlebia nam to, że tacy ludzie chcą nam pomóc. Musimy zrobić wszystko aby ich nie zawieść.
Rosyjska szkoła hokeja przypadła Panu do gustu?
To nie jest do końca tak stricte rosyjska szkoła. Jest w niej wiele elementów choćby z hokeja skandynawskiego. Kładzie się ogromny nacisk na każdy element gry. Trening jest jak mecz. Wszystko trzeba robić nie na sto a na dwieście procent. Niby proste i oczywiste rzeczy nabierają nowej jakości. Osobiście ta forma bardzo mi odpowiada. Przychodzę na trening i mam do wykonania konkretne zadanie. Wiem co się ode mnie wymaga i za co jestem rozliczany. To zdrowy układ.
Rozmawiał Maciej Zubek - podhaleregion.pl
Komentarze