Krystian Dziubiński: Chcemy tylko tego by traktowano nas poważnie
Krystian Dziubiński, gracz TatrySki Podhala Nowy Targ, mówi o powodach konfliktu z władzami Polskiego Związku Hokeja na Lodzie.
Odmowa udziału w turnieju EIHC w Gdańsku najlepszych polskich zawodników odbiła się głośnym echem w środowisku. Potrzebne były aż tak drastyczne kroki?
- Zostaliśmy postawieni pod ścianą. Mieliśmy swoje powody, by nie wziąć udziału w turnieju w Gdańsku. Głośno o nich mówiliśmy. Chcieliśmy, żeby było jasne co leży u podstaw naszych decyzji. Nie baliśmy się publicznej dyskusji, gdyż my sumienie mamy czyste. Wydawało nam się, że to spowoduje, że zarząd PZHL wreszcie zrozumie, że sprawa jest poważna i tak też zacznie nas traktować. Tymczasem oświadczenie pana Minkiny ostatecznie przekreśliło nasze nadzieję, że z tymi ludźmi możemy się dogadać. Trzy powody, dla których nie mogłem wziąć udziału w zgrupowaniu podałem drogą mailowa tak, jak PZHL zażądał.
Konflikt na linii zawodnicy – władze PZHL z tygodnia na tydzień nabierał na sile…
- Można było tego uniknąć, ale w takiej atmosferze było o to trudno. Zawodnicy w głębie serc chcieli dalej grać w reprezentacji, wziąć udział w gdańskim turnieju EIHC, który z racji 100-lecia Niepodległości jest na swój sposób wyjątkowy. Warunek był tylko taki, że sprawy na linii zawodnicy i PZHL musiały zostać załatwione, a dla przypomnienia ciągnie się to od kwietnia. Wszyscy oczekują od nas wyników, zaangażowania i profesjonalizmu ale to powinno działać w obie strony.
Słowo bojkot to dobre określenie tego, do czego doszło?
- Uważam, że to sformułowanie jest trochę na wyrost. Problem nie powstał z dnia na dzień. Zrezygnowaliśmy z gry w gdańskim turnieju w momencie gdy naszym zdaniem wyczerpały się możliwości pokojowego rozwiązania problemu.
Tak naprawdę co leży u podstaw tego konfliktu. Co wy zawodnicy macie do zarzucenia byłym bądź obecnym władzom PZHL?
- Przede wszystkim chodzi o to, że ktoś coś kiedyś obiecał, a teraz nie tylko nie wywiązuje się z tego, ale też temu zaprzecza. Byliśmy jasno dogadani co do warunków gry w reprezentacji, udziału w zgrupowaniach i turniejach. Nowy zarząd PZHL z początku to zaakceptował, a potem postanowił wycofać się z tego. Nowe warunki mieliśmy renegocjować, ale do negocjacji nie doszło. Uznaliśmy, że ze starych zobowiązań względem zawodników, prędzej czy później zarząd powinien się wywiązać. Nie chodziło, żeby zrobić to tu i teraz. My mogliśmy poczekać. Zależało nam jedynie na oficjalnym dokumencie, gdzie przedstawiciele zarządu PZHL, złożą oświadczenie o wysokości zadłużenia wobec każdego z zawodników. Co prawda dostaliśmy takie pismo, ale raz, że bez podpisów i pieczątki, a dwa nie było na nich wszystkich zawodników, więc poprosiliśmy o jej uzupełnienie.
Możesz zdradzić o jakich pieniądzach jest mowa?
- To jest około pół miliona złotych. Tak wychodzi z naszych wyliczeń, bo związek mimo naszych próśb oficjalnie nie podał tej sumy do wiadomości. Każdemu z graczy związek zalega różne sumy. Chodzi głównie o nie wypłacone tzw. dniówki za lata 2017-2018.
W trudnej sytuacji postawiliście nowego trenera reprezentacji Tomka Valtonena. Czy przed podjęciem decyzji rozmawialiście z nim o tym? Myślisz, że to było fair w stosunku do jego osoby? On żadnego wpływu nie miał na to, co się wydarzyło..
- Trener znał sytuacje od samego początku i był przez nas na bieżąco informowany. O tym, że nie pojadę do Gdańska wiedział dużo wcześniej, więc miał czas by przygotować sobie inny wariant. On doskonale wie, że to nie jest działanie przeciwko niemu. Mam nadzieję, że nas zrozumie. Wydaje mi się, też że i względem niego PZHL nie był szczery i poniekąd to co się teraz dzieje, jest też tego konsekwencją. Równie dobrze mogłem przyjechać na kadrę, wyjść na lód i wtedy zgłosić problem zdrowotny. Wtedy postawiłbym trenera w trudnej sytuacji i z mojej strony byłby to brak profesjonalizmu.
Nie boicie się publicznej krytyki? Odmówienie gry w reprezentacji na ogół wywołuje negatywne opinie wśród kibiców…
- Jako zawodnik jestem przygotowany na słowa krytyki, ale też nie będę się nad nimi rozczulał. Naprawdę przez ostatnie tygodnie robiliśmy wiele, by do tej sytuacji nie doszło. Sam kontaktowałem się wielokrotnie z władzami PZHL w sprawie negocjacji, rozmów, próby znalezienia wyjścia z tej trudnej dla wszystkich sytuacji. W naszym imieniu wstawił się między innymi mecenas Stanisław Drozd, któremu przy okazji serdecznie dziękuje za wsparcie. Niestety ze strony PZHL nie było żadnej woli załagodzenia sporu. Dłużej nie mogliśmy być obojętni na to, że ktoś nas lekceważy. Nie mamy sobie nic do zarzucenia względem tej sytuacji.
Jesteś jednym z członków założycieli Stowarzyszenia Zawodników Hokeja na Lodzie. W jakim celu ono powstało?
- Między innymi po to, by na przyszłość uniknąć właśnie sytuacji z jaką mamy teraz do czynienia. Stowarzyszenie ma ponadto pomagać zawodnikom na różnej płaszczyźnie, zarówno zawodowej jak i prywatnej. Więcej o planach i celach Stowarzyszenia będzie można usłyszeć na zaplanowanej na piątek konferencji prasowej.
Część zawodników, którzy należą do Stowarzyszenia weźmie jednak udział w turnieju w Gdańsku...
- I nie widzę w tym nic dziwnego a przede wszystkim złego. To indywidualna sprawa każdego z zawodników. Stowarzyszenia absolutnie nie będzie nigdy ingerować w tego typu decyzje. Każdy z nas ma swój rozum.
Rozmawiał Maciej Zubek
Komentarze