Pogłoski o śmierci polskiego hokeja przesadzone - startują MŚ w Katowicach!
Jeżeli ktokolwiek zapomniał już o pojęciu "polskiego hokeja", ma nareszcie idealną okazję zapoznania się z jego stanem. Po pierwsze - na szklanym ekranie, a po drugie – z bliska, w meczach mistrzostw świata I dywizji. Grupa A, w której biało-czerwoni zmierzą się z pięcioma innymi rywalami, rozegra swoje spotkania na lodzie katowickiego Spodka między 23 a 29 kwietnia. Stawka robi wrażenie, bo są nią dwa miejsca w światowej elicie.
W kolejności alfabetycznej - Austria, Japonia, Korea Południowa, Polska, Słowenia i Włochy. Na pierwszy rzut oka nawet niedzielny kibic dostrzeże pewną prawidłowość w postaci... egzotycznych rywali. Ledwie kilka dni temu reprezentacja Polski pod wodzą Jacka Płachty zmierzyła się ze swoim grupowym rywalem, Koreą Południową. Ciach, ciach, ciach, 3:0 i zjazd do szatni po golach Alana Łyszczarczyka, Tomasza Malasińskiego i Macieja Urbanowicza. Dobry zwiastun przed turniejem, ale złośliwi powiedzą, że przed mundialem w Niemczech w 2006 roku ograliśmy piłkarzy Ekwadoru 3:0 na kilka miesięcy przed turniejem, by potem dostać bolesne lanie 0:2...
Porównania z futbolem można zakończyć (no chyba, że wspomnimy o odpoczywającym w meczu z Koreą zawodniku o znajomo brzmiących personaliach – Kamilu Kosowskim...), bo nic nie wskazuje, żeby na przestrzeni kilku dni różnice w jakości mogły się zatrzeć. Jedynie mylne wrażenie mogło wywołać zmęczenie podróżą rywali z Azji, którzy wyjechali na lód dzień po przylocie do Polski. Nasz kraj zresztą po raz drugi z rzędu będzie gospodarzem imprezy. Przed rokiem zajęliśmy miejsce tuż pod kreską zespołów, które awansowały, ale na dobrą sprawę nie nawiązaliśmy walki z Kazachami i Węgrami, którzy zgromadzili odpowiednio 15 i 12 punktów. Polska uzbierała połowę tego co zespół Madziarów. Zadanie w bieżącym roku będzie o tyle trudniejsze, że o powrót do elity powalczą Austria i Słowenia, które w zeszłym sezonie wypadły z karuzeli. Niestety, z pierwszym rywalem nie wygraliśmy na MŚ od 1991, a z drugim od 2000... Warto nadmienić, że od ośmiu lat nie udało nam się to nawet w sparingach.
Respekt przed Austriakami jest wskazany, bo ci przed kilkoma dniami pokonali Włochów (naszego pierwszego rywala) 3:2, ku sporej radości trenera Daniela Ratushny'ego. – Przegraliśmy ostatnio dwa razy z Węgrami, więc zwycięstwo z rywalem, z którymi zmierzymy się w Katowicach przyniosło nam ulgę. Gracze dostali solidny zastrzyk wiary we własne siły i możliwości. Musimy jednak wypaść jeszcze lepiej w inauguracyjnym starciu z Koreą Południową – zaznaczał Ratushny, który prowadzi Austriaków od dwóch lat. On i jego zawodnicy mogą w dodatku po cichu wciąż liczyć na posiłki zza Oceanu.
Michael Raffl (Philadelphia Flyers) przegrał ze swoim zespołem już trzy spotkania z Washington Capitals w fazie playoff NHL, by wreszcie wygrać skromnie 2:1 na podreperowanie serii. Trudno jednak sobie wyobrazić awans do kolejnej rundy przy stanie 1:3, więc 27-letni gracz (13 bramek i 18 asyst w sezonie regularnym) może dołączyć do swoich rodaków. Nawet przy jego absencji, faworyt jest oczywisty. Zdaniem bukmacherów - w tym firmy Fortuna - Austriacy powinni wygrać na dużym spokoju (kurs 1.27 na faworytów i aż 6.37 na Koreę). Ratushny zresztą nie wyobraża sobie innego wyniku niż pewny awans do światowej elity, robi więc wszystko, by być maksymalnie przygotowanym. Mimo, że na turniej można zabrać 22 zawodników, on do Katowic ściąga aż 26, w razie, gdyby komuś zdrowie odmówiło posłuszeństwa na ostatniej prostej.
W innym spotkaniu, na które przede wszystkim będą zwracać uwagę polscy kibice, nasza reprezentacja zmierzy się z Włochami. Wyraźnego faworyta nie widać, czego najlepszym dowodem są kursy bukmacherów (2.25 na Polskę i 2.33 na Italię, polski bukmacher Fortuna). Przed rokiem oba zespoły się zmierzyły także w pierwszej serii spotkań. Spotkanie zakończyło się minimalnym triumfem Włochów 1:2 po decydującym trafieniu Antona Bernarda w drugiej tercji. - Na tych mistrzostwach mamy szansę z każdym rywalem, chcemy zrobić jak najlepszy wynik - tłumaczył przed kilkoma dniami Bartłomiej Bychawski, obrońca reprezentacji Polski i Orlika Opole.
Wiara zawodnika nie jest bezpodstawna, jeśli spojrzymy na obiekt, w którym rozegrane zostaną wszystkie mecze. Mowa naturalnie o katowickim Spodku, w którym w 1976 roku pokonaliśmy ZSRR 6:4 w najsłynniejszym meczu polskiego hokeja. Trudno o lepszą okazję, by napisać nową legendę niż poprzez walkę o elitę, w której znów można byłoby spotkać się z Rosją...
Komentarze