„Zagraniczne gwiazdy naszej ekstraligi” (4). Pavel Mojžíš
Kiedyś byli ważnymi postaciami swoich zespołów. Graczami, z którymi utożsamiało się wielu polskich kibiców. Postanowiliśmy sprawdzić, co u nich słychać. Dopytać, czym obecnie się zajmują i czy wciąż mają styczność z hokejem. W trzecim odcinku serii „Zagraniczne gwiazdy naszej ekstraligi” krótka historia Pavla Mojžíša!
Czeski defensor trafił do naszej ligi przed sezonem 2011/2012 z występującej w czeskiej ekstralidze Komety Brno. Jego przenosiny do ekipy z Podkarpacia były odebrane jako jeden z hitów transferowych. Nie było w tym nic dziwnego, bo rzadko zdarzało się, aby gracz z takim dorobkiem wybierał ofertę polskiego klubu. A Mojžíš miał się czym pochwalić, bo w jego CV można było znaleźć 575 spotkań w czeskiej ekstralidze i trzy medale: srebrny i dwa brązowe.
Choć natura poskąpiła mu warunków fizycznych (180 cm), to dała coś, z czego został w Polsce zapamiętany nawet przez przeciętnych kibiców. Był to soczysty, a przede wszystkim niezwykle celny strzał spod linii niebieskiej.
– Nigdy nie trenowałem tego elementu mocniej. Uderzałem i wpadało – uśmiechnął się czeski defensor. – Dużą rolę odgrywały tutaj dobre podania na niebieską oraz praca na bramkarzu. Na ten temat więcej powiedzieliby ci Krzysiek Zapała i Marcin Kolusz.
Specjalista od podwójnych koron
Pavel Mojžíš występował na polskich taflach przez cztery sezony i zgromadził w nich naprawdę znakomite liczby. Dość powiedzieć, że w 212 meczach zdobył 183 punkty, na które złożyły się 63 bramki i 120 asyst! W klasyfikacji plus/minus wypadł na +178, a na ławce kar przesiedział 156 minut.
Pierwsze dwa lata spędził w ekipie Ciarko STS-u Sanok, z którym sięgnął po podwójną koronę. Stworzył w nim znakomitą parę obrony razem z Pawłem Dronią, który po tych dwóch latach postanowił spróbować swoich sił w DEL.
– Co zapamiętałem ze swojej przygody z polską ligą? Przede wszystkim swój pierwszy sezon w Sanoku, bo sięgnęliśmy w nim po podwójną koronę. Najpierw wywalczyliśmy Puchar Polski, a potem dołożyliśmy do tego tytuł mistrzowski – zaznaczył czeski obrońca.
– Mieliśmy naprawdę świetną drużynę. Trener Marek Ziętara pozwolił nam grać w hokeja, którego podstawa leżała w utrzymaniu się przy krążku. Bardzo nam to odpowiadało i co zdecydowanie najważniejsze – przełożyło się na wyniki – dodał.
Świętowanie i punktowy rekord
Urodzony w Zlinie zawodnik był też pod wrażeniem atmosfery na trybunach i oddania sanockich fanów.
– Kibice byli świetni, mocno nas dopingowali i tłumnie przychodzili na mecze. Pamiętam też, jak po zdobyciu mistrzostwa świętowaliśmy na rynku przez cztery dni. Non stop. Sporo alkoholu wypiliśmy z kolegami z drużyny i kibicami – wspominał Pavel Mojžíš.
– Po dwóch latach przeniosłem się do Tychów i tam też udało mi się sięgnąć po podwójną koronę. To też był ciekawy czas, bo w całym sezonie 2013/2014 zdobyłem kilkadziesiąt punktów (65 – przyp. red.). Nigdy wcześniej mi się to nie udało – dodał.
Po sezonie 2014-2015 opuścił GKS Tychy i wrócił do ojczyzny. Podpisał kontrakt z występującym na zapleczu czeskiej ekstraligi LHK Jestřábi Prościejów i został jego kapitanem.
Teraz już tylko praca i rodzina
– Szczerze? To byłem zaskoczony poziomem polskiej ligi. Była zdecydowanie lepsza niż sobie pierwotnie wyobrażałem. Było pięć-sześć dobrych zespołów, które nadawały ton całym rozgrywkom – zwrócił uwagę Mojžíš.
– Po sezonie w 1. lidze czeskiej przez cztery lata grałem jeszcze w niższych ligach. Przygodę z hokejem zakończyłem w wieku niemal 43 lat – dodał.
Teraz nie ma już styczności z hokejem. Pracuję w firmie znajomego, która zajmuje wsparciem dla firm budowlanych.
– Przewozimy różnego rodzaju materiały budowlane. Dla mnie najważniejsze jest to, że teraz mogę być znacznie częściej z rodziną. Gdy grałem, to nie mogłem poświęcić jej tyle czasu, jak teraz. Koniec kariery ma też swoje plusy – zakończył z uśmiechem.
Komentarze
Lista komentarzy
Hajiadun
.
.
. s tks tks tks . . . . . . . . . . . . . . . . .