Rzeszutko: Jesteśmy ambitną ekipą
Jarosław Rzeszutko przez ostatnich osiem lat występował w drużynie GKS-u Tychy. Przed rozpoczęciem sezonu 2021/2022 przeniósł się do Zagłębia Sosnowiec, w którym będzie jednym z najbardziej doświadczonych zawodników. – Zdajemy sobie sprawę z tego, że szefostwo klubu wiąże z nami spore nadzieje. Nie boimy się presji – zaznaczył „Rzeszut”, który w rozmowie z naszym portalem opowiedział o nowym rozdziale w karierze oraz podsumował swoją przygodę z trójkolorowymi.
HOKEJ.NET: – Przyjechałeś na tyski Stadion Zimowy tym razem jako gość. Z rozpędu nie pomyliłeś szatni?
Jarosław Rzeszutko, środkowy Zagłębia Sosnowiec: – Nie (śmiech). Oczywiście pewne wspomnienia wróciły, bo spędziłem tu osiem sezonów, a to naprawdę kawał hokejowego życia.
Wróćmy jeszcze na moment do twojej przygody z GKS-em Tychy. Cztery złote medale, występy w Hokejowej Lidze Mistrzów i Pucharze Kontynentalnym. Trochę tego się nazbierało.
– Można by powiedzieć, że miałem 50-procentową skuteczność w zdobywaniu złota. Mówiąc już całkiem poważnie, to jestem zadowolony z tego, co udało mi się osiągnąć w Tychach. Przez długi czas grałem w ostatniej piątce, więc tego czasu na lodzie nie miałem najwięcej, a mimo to udało mi się wykręcić niezłe liczby.
Dziękuję kibicom za ogromne wsparcie, a działaczom za możliwość gry w tym klubie przez tak długi czas. Niemniej uważam, że szefostwo spółki mogło w lepszy sposób zakomunikować, że nie widzi dla mnie miejsca w składzie.
Zostawiłem dla tego klubu sporo zdrowia, a nasze rozstanie – mówiąc delikatnie – było średnie.
Co masz dokładnie na myśli?
– Każdy klub ma swoją politykę. Kontraktuje nowych zawodników, innych zwalnia, a gdy dochodzi do rozstań to trzeba pożegnać się z klasą. Powiedzieć sobie kilka miłych słów na koniec, podziękować i podać sobie rękę, bo nasze hokejowe środowisko jest naprawdę małe. Tego tutaj zabrakło.
Wiesz, chodzi mi pewne elementarne zasady, kindersztubę. Poza tym o decyzji działaczy względem mojej osoby dowiedziałem się bardzo późno. Byłem trochę zwodzony, podczas gdy wszystko było jasne.
Masz żal do szefostwa klubu?
– Bardziej powiedziałbym, że wtedy było mi bardzo przykro. Zostawiłem w Tychach sporo zdrowia, bo jak trzeba było to zagrałem z gorączką, na Puchar Kontynentalny pojechałem ze złamanym palcem, a w finale play-off Cracovią występowałem z pękniętymi żebrami. Pół sezonu zagrałem też z rozwalonym biodrem, które nadawało się do operacji na cito. Słyszałem od trenerów, że mnie potrzebują, więc zdecydowałem się odroczyć zabieg. Brałem tabletki, lekarz przed meczami wykonywał mi zastrzyki. Dopiero po sezonie położyłem się na stół operacyjny i wróciłem do gry już pod koniec lipca, a nie na początku października, jak radzili to lekarze.
Miałem o tym nie wspominać, ale od wielu osób słyszałem opinie, że „wypiąłem się” na GKS Tychy. To dobra okazja, by pewne rzeczy sprostować i zamknąć ten temat raz na zawsze.
Zatem przejdźmy teraz do twojej nowej drużyny. Dlaczego zdecydowałeś się na transfer do Zagłębia Sosnowiec?
– Mówi się, że do tanga trzeba dwojga i w tym przypadku tak było. Zagłębie było zainteresowane moją osobą, a ja też chciałem dołączyć do tego projektu.
Na razie jestem bardzo zadowolony z dotychczasowej współpracy. Mieliśmy bardzo fajne, profesjonalne przygotowania, podczas których czuwał nad nami trener przygotowania motorycznego.
Były też testy wydolnościowe, więc każdy wiedział ile i jak powinien ćwiczyć. Atmosfera w zespole jest dobra i mam nadzieję, że to również przełoży się na wyniki.
Skoro wywołałeś temat wyników, to muszę zapytać cię, jakie cele stawiacie sobie na nowy sezon?
– Dokładny cel nie został jeszcze określony, zapewne przed startem sezonu porozmawiamy na ten temat z szefostwem klubu. Na pewno będziemy chcieli rozwinąć się jako zespół i wygrać każdy najbliższy mecz. Jesteśmy ambitną ekipą.
Liczyłem na to, że powiesz coś o awansie do play-off. Zagłębia dawno w tej fazie nie było.
– Na pewno każdy w klubie chciałby, aby tak się stało. Zapewne będzie to nasz cel minimum. Działacze zbudowali ciekawy zespół i pozyskali doświadczonych graczy. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Oprócz ciebie, do zespołu dołączyli też Białorusin Nikita Mickiewicz oraz Bartłomiej Bychawski i Martin Przygodzki. Jak zaznaczył trener Grzegorz Klich, macie być wzorem dla młodszych graczy.
– Zdajemy sobie sprawę z tego, że szefostwo klubu wiąże z nami spore nadzieje. Nie boimy się presji i będziemy chcieli pokazać się z jak najlepszej strony. Każdy z nas jest doświadczonym zawodnikiem i przyszliśmy do Zagłębia w jasnym celu. Mamy pomóc drużynie w osiąganiu jak najlepszych wyników oraz wspierać młodych graczy i służyć im radą.
Za wami pierwszy sparing. Przegraliście na wyjeździe z GKS-em Tychy 5:6, ale trzeba przyznać, że zaprezentowaliście się z niezłej strony.
– Owszem, z przodu wyglądało to obiecująco, ale w destrukcji pojawiły się błędy. Trzeba pamiętać, że nie graliśmy w hokeja przez ponad cztery miesiące. Brakuje jeszcze zgrania w formacjach, ale mamy trochę czasu, by do pierwszego meczu ligowego wszystko dobrze funkcjonowało.
W takim meczu serce bije mocniej? Były dodatkowe emocje?
– Nie. Wszystkie emocje zostawiłem za sobą w momencie wyjścia na lód.
Wystąpiłeś w drugiej formacji u boku Martina Przygodzkiego i Iwana Rybczika. Jak oceniłbyś poziom waszego zgrania?
– Wygląda to nieźle, można powiedzieć, że nadajemy na podobnych falach. Z Martinem miałem już okazję wspólnie pograć, tyle że na rolkach. W starciu z tyszanami ładnie mnie „nastrzelił” i guma trafiła do siatki. Z Iwanem powoli łapiemy wspólny język, więc z każdym meczem powinno być lepiej.
W Zagłębiu będziesz miał dużo bardziej odpowiedzialną rolę na tafli, bo trener Klich ustawił cię do gry w formacjach specjalnych. Szczerze powiedziawszy, to nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem cię na lodzie podczas osłabień.
– Było to za kadencji Jiříego Šejby. Cieszę się, że trener Grzegorz Klich obdarzył mnie zaufaniem i przewidział dla mnie taką rolę. Nie pozostaje mi nic innego, jak odwdzięczyć się w możliwie jak najlepszy sposób, a więc zdobywać dużo bramek i notować jak najwięcej punktów.
Jak już wywołałeś temat statystyk, to w przyszłym sezonie będziesz mógł przybliżyć się do granicy 300 bramek zdobytych w naszej ekstralidze.
– Fajnie, że prowadzicie takie statystyki. Ile mi jeszcze brakuje?
Równo 40 goli.
– Cóż, jak zdrowie pozwoli i szczęście pod bramką mnie nie opuści, to byłoby bardzo miło dociągnąć do tej liczby. Najważniejsze jest to, żeby te trafienia pomagały Zagłębiu odnosić zwycięstwa. Wtedy wszyscy będą zadowoleni.
W Zagłębiu będziesz występował ze swoim ulubionym numerem „13”.
– Udało mi się skutecznie nakłonić Michaiła Syrojeżkina, by odstąpił mi ten numer. Podczas sezonu na pewno mu się odwdzięczę.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze