Radosław Nalewajka: Praca z trenerem Nolanem to świetne doświadczenie
O hokeju „łubu-dubu”, o tym czy brat dostanie szansę na grze w kadrze, miłości do hokeja od pierwszego… treningu i co robiłby, gdyby nie był hokeistą.
Co powiesz o meczu, jak się czujesz po debiucie?
- Jeżeli chodzi o wynik, to nie jestem zadowolony, ale jeżeli chodzi o to, że udało mi się zagrać w reprezentacji, jestem z tego bardzo szczęśliwy i dumny. Bardzo się stresowałem przed meczem, chciałem zagrać jak najlepiej. Myślę, że mogło być lepiej.
Jak się grało bez brata?
- W klubie nie gramy często razem, tak, że dla mnie to nie jest żadna nowość. Dziwnie było, że tutaj nie ma go ze mną, bo zawsze wszędzie jesteśmy razem, na różnych wyjazdach w pokoju, spędzamy wolny czas razem. No, ale myślę, że takie odosobnienie dobrze nam zrobi.
Skoda, że go też nie powołali, co?
- Oczywiście, że tak, ale myślę, że jeżeli będzie dobrze się prezentował w lidze, będzie dobrze grał, to też dostanie szansę.
Jak się trenowało z kanadyjskim szkoleniowcem Tedem Nolanem?
- Treningi są całkiem inne niż mam w klubie. Treningi są bardziej intensywne, trener stawia duży nacisk na taktykę, na myślenie. Dużo podań, nie taki hokej "łubu-dubu" byle do przodu. Widać tu wielką różnice i trenowanie z NHL. Myślę, że praca z nim to dobre doświadczenie, które przeniesie oczekiwane efekty.
Skąd się wzięła twoja miłość do hokeja?
- Miłość do hokeja wzięła się od pierwszego treningu. Oczywiście poszliśmy razem z bratem, dostaliśmy łyżwy i od razu wyskoczyliśmy na lód. Wcześniej na rolkach jeździliśmy, tak, że było to takie naturalne że wyszliśmy na lód. No potem… pojechaliśmy na pierwszy turniej… i pamiętam, że przegraliśmy wszystkie mecze. W szatni z bratem razem płakaliśmy, ale od razu wiedzieliśmy, że to jest to, co chcemy robić.
Co byś robił gdybyś nie był hokeistą?
- Nie wiem, może bym był żołnierzem czy strażakiem.
Rozmawiały: Daria Martsinovich i Iryna Bushta
Komentarze